Te oczy. To nie oczy żadnego anioła, tylko oczy Dymitra.
-Dyyyyyymitr- jęknęłam.
-Roza! Kochanie! Obudziłaś się. Tak się o Ciebie martwiłem. Nie strasz mnie już tak nigdy.
-Ile już tak leżę?
-Ponad tydzień. Tak strasznie się bałem, że Cię stracę.
Próbowałam się podnieść na łóżku, ale byłam wciąż za słaba. Jęknęłam niezadowolona.
-Roza, co się dzieje? Coś Cię boli?- spytał przestraszony Dymitr.
-Nic mi nie jest. Chciałam się tylko poprawić, żeby bardziej siedzieć.
-Poczekaj ja to zrobię.
Dymitr podszedł do łóżka i podniósł oparcie. Teraz zbliżył ręce do mnie i delikatnie mnie poprawił na łóżku. Tak delikatnie jakbym miała się zaraz rozpaść.
-Teraz lepiej?
-Tak o wiele. Dziękuję.
Drzwi sali się otworzyły. Stanął w nich... Abe.
-Cześć staruszku.
-Ooo... Rose. Obudziłaś się. Tak bardzo się cieszę córeczko. Jak się czujesz?
-Nawet dobrze. Tylko jestem trochę słaba.
-Dymitr miałeś zadzwonić do mnie jak tylko Rose się obudzi- zwrócił się Abe do Dymitra.
-Wiem Abe, ale Rose obudziła się jakieś 10 minut temu. Nawet lekarz jeszcze nie zdążył przyjść.
O wilku mowa. W drzwiach stanął lekarz.
-Widzę, że pacjentka się już wybudziła. Jak się czuję strażniczka?
-Dobrze. Tylko trochę słaba jestem.
-Rozumiem. Teraz przepraszam panów, ale chciałbym zbadać strażniczkę.
Dymitr i Abe wyszli.
Lekarz zaczął mnie badać.
-Jeśli strażniczki stan się nie pogorszy to za trzy dni będzie wypis.
-Dziękuję panie doktorze.
wtorek, 30 sierpnia 2016
niedziela, 28 sierpnia 2016
ROZDZIAŁ 14
Ciemność. Słysze jakieś dźwięki. Dopiero po chwili rozumiem, że to słowa i zaczynam rozumieć ich znaczenie.
-Roza... Roza...- ktoś wołał.
Nie wiem do kogo należy ten głos, ale jest cudowny. Jest taki delikatny, ale zarazem bardzo silny. I czemu ten ktoś tak dziwnie zniekształca moje imię?! Dziwnie, ale pięknie. Ja... Ja już gdzieś słyszałam ten głos. Tak! Słyszałam go. Słyszałam ten głos przed... tą całą ciemnością. Wiem! Ten głos należy do mojego anioła. Tak! Zaczęłam sobie przypominać jak mój anioł płakał. Płakał nade mną. Nie mogłam znieść tych wspomnień i płaczu anioła. Anioły nie powinny płakać. Czemu on płakał? Krew. Krew... Zaczęły docierać do mnie przebłyski wspomnień. Pełno krwi z mojego brzucha. Tak, pamiętam ten przeszywający ból. Jak z każdą kroplą krwi sączącą się z rany, uciekało ze mnie życie. Tam było tyle krwi. Krew. Anioł. O nie... To znaczy, że umarłam. O nie... Nie... Ja nie chciałam umrzeć. Chciałam żyć. Nie... To niemożliwe... Mam tylko 18 lat. Nie chce umierać.
-Roza... Roza...- powtórzył mój anioł.
Chciałam mu coś odpowiedzieć, że słyszę, że jestem tu z nim. Nie mogłam. Próbowałam poruszać ustami, lecz nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Byłam jeszcze za słaba. Poczułam, że moja dłoń jest czymś ,,opatulona''. Moja dłoń leżała w czyjejś dłoni. To dłoń mojego anioła. Pewnie trzyma mnie żebym się nie zgubiła w podróży po śmierci. Jego dłoń była taka silna i duża. Moja leżała w niej idealnie. Obie były jakby stworzone dla siebie. Każda krzywizna była idealnie dopasowana. W końcu to mój anioł, dlatego tak idealnie pasuje. Jego dłoń dawała mi poczucie bezpieczeństwa. Tak z nim czułam się bezpiecznie. Poczułam delikatny uścisk jego dłoni. Odwzajemniłam uścisk. Obecność mojego anioła dodawała mi sił. Nie czułam się już taka bardzo słaba.
-Roza... Roza...- zawołał anioł lekko łamiącym się głosem.
Próbowałam otworzyć oczy. Otworzyłam i zaraz opadły mi powieki. Były jeszcze trochę za ciężkie. Chciałam spojrzeć na mojego anioła. Wszystkie anioły są piękne. Chciałam zobaczyć jak piękny jest mój anioł. Spróbowałam jeszcze raz. Udało się! Powieki nie opadły mi po chwili. Zobaczyłam... Oczy... Oczy pełne czekoladowego brązu. Oczy tak głębokie, że można w nich utonąć.
Nagle sobie coś uświadomiłam..
-Roza... Roza...- ktoś wołał.
Nie wiem do kogo należy ten głos, ale jest cudowny. Jest taki delikatny, ale zarazem bardzo silny. I czemu ten ktoś tak dziwnie zniekształca moje imię?! Dziwnie, ale pięknie. Ja... Ja już gdzieś słyszałam ten głos. Tak! Słyszałam go. Słyszałam ten głos przed... tą całą ciemnością. Wiem! Ten głos należy do mojego anioła. Tak! Zaczęłam sobie przypominać jak mój anioł płakał. Płakał nade mną. Nie mogłam znieść tych wspomnień i płaczu anioła. Anioły nie powinny płakać. Czemu on płakał? Krew. Krew... Zaczęły docierać do mnie przebłyski wspomnień. Pełno krwi z mojego brzucha. Tak, pamiętam ten przeszywający ból. Jak z każdą kroplą krwi sączącą się z rany, uciekało ze mnie życie. Tam było tyle krwi. Krew. Anioł. O nie... To znaczy, że umarłam. O nie... Nie... Ja nie chciałam umrzeć. Chciałam żyć. Nie... To niemożliwe... Mam tylko 18 lat. Nie chce umierać.
-Roza... Roza...- powtórzył mój anioł.
Chciałam mu coś odpowiedzieć, że słyszę, że jestem tu z nim. Nie mogłam. Próbowałam poruszać ustami, lecz nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Byłam jeszcze za słaba. Poczułam, że moja dłoń jest czymś ,,opatulona''. Moja dłoń leżała w czyjejś dłoni. To dłoń mojego anioła. Pewnie trzyma mnie żebym się nie zgubiła w podróży po śmierci. Jego dłoń była taka silna i duża. Moja leżała w niej idealnie. Obie były jakby stworzone dla siebie. Każda krzywizna była idealnie dopasowana. W końcu to mój anioł, dlatego tak idealnie pasuje. Jego dłoń dawała mi poczucie bezpieczeństwa. Tak z nim czułam się bezpiecznie. Poczułam delikatny uścisk jego dłoni. Odwzajemniłam uścisk. Obecność mojego anioła dodawała mi sił. Nie czułam się już taka bardzo słaba.
-Roza... Roza...- zawołał anioł lekko łamiącym się głosem.
Próbowałam otworzyć oczy. Otworzyłam i zaraz opadły mi powieki. Były jeszcze trochę za ciężkie. Chciałam spojrzeć na mojego anioła. Wszystkie anioły są piękne. Chciałam zobaczyć jak piękny jest mój anioł. Spróbowałam jeszcze raz. Udało się! Powieki nie opadły mi po chwili. Zobaczyłam... Oczy... Oczy pełne czekoladowego brązu. Oczy tak głębokie, że można w nich utonąć.
Nagle sobie coś uświadomiłam..
piątek, 26 sierpnia 2016
ROZDZIAŁ 13
No dumna jestem ze doprowadziła was do płaczu. Niestety ten rozdział też będzie króciutkie napisałam go przed sekunda jadąc pociągiem. Ale już od niedzieli (chyba ze wyrobie się do jutra napisać) rozdziały będa pojawiać się regularnie co 2 dni.
----------------------------------------------------------------------------------------------------
Dymitr:
Minął już tydzień od operacji, a Roza nadal jest w śpiączce. Lekarze niby mówią, że jest o wiele lepiej i jej stan jest stabilny, ale i tak narazie się nie wybudzła. Codziennie przychodzi Abe na jakąś godzinkę. Raz z nim była matka Rose, Janin. Królowa Lissa też dzwoni codziennie pytając się czy coś się nie zmieniło. Niestety od tygodnia nie zmieniło się nic. Codziennie mówię mojej Rozie jak bardzo ją kocham i jak bardzo jest dla mnie ważna. Nikt w moim życiu nie zrobił tyle dla mnie co ona.
Zadzwonił telefon.
-Strażnik Dymitr Bielikow słucham.
-Cześć Dymitr- odezwał się głos w słuchawce- tu Christian. Lissa prosiła żeby zadzwonił i spytał czy z Rose się polepszyło?
-Nie. Nadal jest w śpiączce.
-Och... Przykro mi... Dymitr my wszyscy jesteśmy z tobą. Nie zostawimy Cię w tej trudnej dla Ciebie chwili. Mam nadzieję, że Rose się niedługo obudzi. Jakbyś czegoś potrzebował to śmiało dzwoń my ci pomożemy.
-Dziękuję te słowa naprawdę wiele dla mnie znaczął. Ojciec Rose już o wszystko zadbał.
-Dobrze, ale jakbyś coś potrzebował to dzwoń. Przepraszam Dymitr, ale muszę już kończyć, bo zaraz będzie posiedzenie Rady. Trzymaj się. Cześć.
-Cześć Christian- i się rozłączyliśmy.
Wszedł lekarz.
-Dzień dobry- powiedział.
-Dzień dobry. Panie doktorze to już tydzień jak strażnika Hathaway jest w śpiączce. Kiedy ona się obudzi?
-Nie mogę panu powiedzieć kiedy się obudzi. Proszę do niej dużo mówić. Obecność bliskich będzie wpływać korzystnie.
Kończąc to mówić lekarz wyszedł z sali.
Kątem oka dostrzegłem ruch...
wtorek, 23 sierpnia 2016
ROZDZIAŁ 12
Udało się znalazłam trochę czasu i jest kolejny rozdział może nie jest jakiś super, ale nie chce Was do piątku zostawiać z niczym. W poprzednim poście jest informacja, że jeśli ktoś jest zainteresowany dostaniem pocztówki z Krakowa to swoje dane albo niech zostawi w komentarzu lub na czescgimbusie@gmail.com swoje dane ;)
----------------------------------------------------------------------------------------------------
Dymitr:
Po czterech godzinach drzwi sali operacyjnej się otworzyły. Zobaczyłem moją Różę nieprzytomną na łóżku. Odrazu podbiegłem do lekarza.
-Panie doktorze co z nią?
-Nie będę ukrywał, że jest kiepsko. Ranę na brzuchu zaszyłiśmy, ale utraciła dużo krwi. Najbliższe dwie doby będą decydujące. Narazie jest w śpiączce.
-Panie doktorze, a gdzie ją teraz zabieracie?
-Sala pooperacyjna nr 5. Tylko na wyraźną prośbę pana Mazura może pan przebywać w sali z pacjentki. Drugie łóżko jest dla Pana- powiedział niechętnie.
,,Na wyraźną prośbę pana Mazura..." zastanawia mnie ilu ludziom A be musiał zagrozić, abym mógł zostać z Rose. Jestem mu bardzo wdzięczny. Patrząc na nieprzytomną Rose, podłączoną różnymi kabelkami do pikających urządzeń robiło mi się niedobrze. Czemu to akurat ją spotkało? Powinienem ją lepiej chronić. To ja powinienem walczyć z tamtą strzygą, nie ona.
Siadłem obok niej na łóżku załamany. Nie miałem już siły, zacząłem płakać.
-Roza kochanie, proszę nie opuszczaj mnie. Ja Cię kocham. Jesteś całym moim światem. Bez Ciebie nic nie ma sensu. To ty wracając do akademii ożywiłaś moje życie. Nadałaś mu barw. Później te nasze treningi. Nie mogłem się doczekać kolejnego. Każda cząsteczka mojego ciała pragnęła twojego dotyku. Byłaś moim powietrzem, bez ciebie się dusiłem. Te nasze wspólne chwile w wartowni. To dzięki tobie żyję. Wcześniej to nie było życie. Byłeb poprostu jak robot. Później jak mnie przemienili w strzygę, te straszne rzeczy, które robiłem tobie- łkałem- a ty pomimo tego wszystkiego odmieniłaś mnie, uratowałaś. Nigdy nie będę nikomu tak wdzięczny jak tobie Roza. Skarbie proszę nie zostawiaj mnie samego.
----------------------------------------------------------------------------------------------------
Dymitr:
Po czterech godzinach drzwi sali operacyjnej się otworzyły. Zobaczyłem moją Różę nieprzytomną na łóżku. Odrazu podbiegłem do lekarza.
-Panie doktorze co z nią?
-Nie będę ukrywał, że jest kiepsko. Ranę na brzuchu zaszyłiśmy, ale utraciła dużo krwi. Najbliższe dwie doby będą decydujące. Narazie jest w śpiączce.
-Panie doktorze, a gdzie ją teraz zabieracie?
-Sala pooperacyjna nr 5. Tylko na wyraźną prośbę pana Mazura może pan przebywać w sali z pacjentki. Drugie łóżko jest dla Pana- powiedział niechętnie.
,,Na wyraźną prośbę pana Mazura..." zastanawia mnie ilu ludziom A be musiał zagrozić, abym mógł zostać z Rose. Jestem mu bardzo wdzięczny. Patrząc na nieprzytomną Rose, podłączoną różnymi kabelkami do pikających urządzeń robiło mi się niedobrze. Czemu to akurat ją spotkało? Powinienem ją lepiej chronić. To ja powinienem walczyć z tamtą strzygą, nie ona.
Siadłem obok niej na łóżku załamany. Nie miałem już siły, zacząłem płakać.
-Roza kochanie, proszę nie opuszczaj mnie. Ja Cię kocham. Jesteś całym moim światem. Bez Ciebie nic nie ma sensu. To ty wracając do akademii ożywiłaś moje życie. Nadałaś mu barw. Później te nasze treningi. Nie mogłem się doczekać kolejnego. Każda cząsteczka mojego ciała pragnęła twojego dotyku. Byłaś moim powietrzem, bez ciebie się dusiłem. Te nasze wspólne chwile w wartowni. To dzięki tobie żyję. Wcześniej to nie było życie. Byłeb poprostu jak robot. Później jak mnie przemienili w strzygę, te straszne rzeczy, które robiłem tobie- łkałem- a ty pomimo tego wszystkiego odmieniłaś mnie, uratowałaś. Nigdy nie będę nikomu tak wdzięczny jak tobie Roza. Skarbie proszę nie zostawiaj mnie samego.
niedziela, 21 sierpnia 2016
Małe informacje
Narazie jestem na wakacjach więc nie mam jak wstawiać rozdziałów. Wracam dopiero w piątek wieczorem. Mam nadzieję, że jeszcze coś dam radę wstawić w między czasie. Jestem w Krakowie :)
Może chciałby ktoś pocztówkę?
A co do pytania z poprzedniego posta rozdziały wstawiam co dwa dni. Jeśli do tego czasu nie znajdę chwili na dodanie rozdziału to pojawi się on w piątek i od tego czasu będzie regularnie co dwa dni :))
Może chciałby ktoś pocztówkę?
A co do pytania z poprzedniego posta rozdziały wstawiam co dwa dni. Jeśli do tego czasu nie znajdę chwili na dodanie rozdziału to pojawi się on w piątek i od tego czasu będzie regularnie co dwa dni :))
środa, 17 sierpnia 2016
ROZDZIAŁ 11
Tak jak obiecałam ten post jest niespodzianką i jest on jakby dodatkowy, oprócz niego pojawi się też rozdział w normalnym terminie, jest napisany z perspektywy Dymitra, więc mała odmiana :)
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dymitr:
Lecieliśmy samochodem do najbliższego szpitala. Trzymałem Rose w ramionach i czułem jak jej organizm słabnie z każdą chwilą. Płakałem.
-Roza, błagam Cię żyj skarbie. Roza nie poddawaj się. Roza!
Nie mogłem znieść myśli, że moja Roza umiera, a ja nic nie mogę zrobić, nic nie mogłem zrobić żeby ją chronić. Zaraz lądujemy, z lotniska mamy pięć minut do szpitala. Czeka też na nas samochód z kierowcą. Po drodze zadzwoniłem do ojca Rose i on pomógł nam zorganizować transport. Biegnę z Rozą w ramionach do samochodu. Wsiadamy. Na szczęście kierowca nie jest głupi i jedzie szybko. Złamaliśmy kilka, może kilkanaście przepisów, ale to nie ważne, w tym momencie ważna jest tylko Roza i to by przeżyła. Dojechaliśmy do szpitala, który już wcześniej został uprzedzony o naszym przyjeździe. Od razu się nami zajęli i zabrali Rose na operacje. Chciałem być obecny przy operacji, ale mi zabronili. Mogłem tylko siedzieć i czekać. Gdy tylko zostałem sam pod salą operacyjną nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Ta bezczynność mnie dobijała. Już od godziny trwa operacja. Nie mam żadnych informacji. Nikt tam nie wchodzi, nikt też nie wychodzi. Usłyszałem jakiś hałas w korytarzu i zobaczyłem Ibrahima Mazura, ojca Rose.
-Dymitr! Dymitr! Co z Rose?- spytał zatroskany Abe.
Przepełniał mnie taki smutek i rozpacz, że nie byłem mu w stanie odpowiedzieć. Patrzyłem tylko tępo w ścianę na przeciw mnie.
-Dymitr! Dymitr!- krzyknął Abe- Bielikow! Otrząśnij się i powiedz co z moja córką?
-Nie wiem. Ponad godzinę temu zabrali ją na operacje.
-Bielikow, a czemu Ciebie nie zszyli?
-Mnie? Przecież nic mi nie jest.
-Jakto nic Ci nie jest? Masz ranę na głowie z której leci krew i mówisz, że nic Ci nie jest?!
Dopiero teraz zobaczyłem, że to co mówi Abe jest prawdą.
-Eee, to nic. Naprawdę nic mi nie jest. Roza jest ważniejsza.
-Tak, tak, ale chodź teraz Cię zszyją.
-Nie mogę. Nie, nie. Ja muszę tu być.
-Och Dymitr!
Abe odszedł. Po jakimś czasie wrócił. Nie wiem ile to trwało. Może pięć minut, może dziesięć, a może pół godziny. Nie wrócił sam. Wrócił z lekarzem i pielęgniarką, która coś niosła. Lekarz oczyścił moją ranę i ją zszył.
-Dziękuję.
-Za co?- spytał Abe.
-Za wszystko. Za to, że pomógł nam pan zorganizować szybki transport, że pan przyjechał, że teraz sprowadził pan tego lekarza.
-Daj spokój Dymitr. Rose to moja córka, musiałem się o nią należycie zatroszczyć.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dymitr:
Lecieliśmy samochodem do najbliższego szpitala. Trzymałem Rose w ramionach i czułem jak jej organizm słabnie z każdą chwilą. Płakałem.
-Roza, błagam Cię żyj skarbie. Roza nie poddawaj się. Roza!
Nie mogłem znieść myśli, że moja Roza umiera, a ja nic nie mogę zrobić, nic nie mogłem zrobić żeby ją chronić. Zaraz lądujemy, z lotniska mamy pięć minut do szpitala. Czeka też na nas samochód z kierowcą. Po drodze zadzwoniłem do ojca Rose i on pomógł nam zorganizować transport. Biegnę z Rozą w ramionach do samochodu. Wsiadamy. Na szczęście kierowca nie jest głupi i jedzie szybko. Złamaliśmy kilka, może kilkanaście przepisów, ale to nie ważne, w tym momencie ważna jest tylko Roza i to by przeżyła. Dojechaliśmy do szpitala, który już wcześniej został uprzedzony o naszym przyjeździe. Od razu się nami zajęli i zabrali Rose na operacje. Chciałem być obecny przy operacji, ale mi zabronili. Mogłem tylko siedzieć i czekać. Gdy tylko zostałem sam pod salą operacyjną nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Ta bezczynność mnie dobijała. Już od godziny trwa operacja. Nie mam żadnych informacji. Nikt tam nie wchodzi, nikt też nie wychodzi. Usłyszałem jakiś hałas w korytarzu i zobaczyłem Ibrahima Mazura, ojca Rose.
-Dymitr! Dymitr! Co z Rose?- spytał zatroskany Abe.
Przepełniał mnie taki smutek i rozpacz, że nie byłem mu w stanie odpowiedzieć. Patrzyłem tylko tępo w ścianę na przeciw mnie.
-Dymitr! Dymitr!- krzyknął Abe- Bielikow! Otrząśnij się i powiedz co z moja córką?
-Nie wiem. Ponad godzinę temu zabrali ją na operacje.
-Bielikow, a czemu Ciebie nie zszyli?
-Mnie? Przecież nic mi nie jest.
-Jakto nic Ci nie jest? Masz ranę na głowie z której leci krew i mówisz, że nic Ci nie jest?!
Dopiero teraz zobaczyłem, że to co mówi Abe jest prawdą.
-Eee, to nic. Naprawdę nic mi nie jest. Roza jest ważniejsza.
-Tak, tak, ale chodź teraz Cię zszyją.
-Nie mogę. Nie, nie. Ja muszę tu być.
-Och Dymitr!
Abe odszedł. Po jakimś czasie wrócił. Nie wiem ile to trwało. Może pięć minut, może dziesięć, a może pół godziny. Nie wrócił sam. Wrócił z lekarzem i pielęgniarką, która coś niosła. Lekarz oczyścił moją ranę i ją zszył.
-Dziękuję.
-Za co?- spytał Abe.
-Za wszystko. Za to, że pomógł nam pan zorganizować szybki transport, że pan przyjechał, że teraz sprowadził pan tego lekarza.
-Daj spokój Dymitr. Rose to moja córka, musiałem się o nią należycie zatroszczyć.
wtorek, 16 sierpnia 2016
ROZDZIAŁ 10
Z okazji tego, że to już 10 rozdział jeśli chcecie niespodziankę to napiszcie w komentarzu :)
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wylądowaliśmy. Wsiedliśmy do samochodów i udaliśmy się do wynajętego domku dla nas wszystkich. Poszliśmy spać.
Ze snu wyrwał mnie budzik. Spojrzałam na zegarek, wskazywał wpół do pierwszej. Czas się już przygotować. W całym domu panował tłok. Każdy chodził coś jeszcze zjeść, przebrać się. Wyruszyliśmy. Drogę do kryjówki strzyg pokonaliśmy szybko i sprawnie. Zostało piętnaście minut i rozpoczynamy akcję. Odkąd wylądowaliśmy Dymitr stał się jak cień, wiem, że jest w stanie pokonać każdą strzygę, ale widzę, że dręczą go wspomnienia. Podbiegłam do niego i przycisnęłam jego usta do moich, zaskoczony przywarł do mnie jeszcze mocniej, miażdżąc moje usta pocałunkiem. Pocałunek był krótki, ale było w nim tyle żarliwości, tęsknoty, obojgu był nam potrzebny. Teraz damy radę. Pokonamy wszystkie strzygi. Wróciłam na swoje miejsce. Pięć minut i zaczynamy. To było chyba najdłuższe pięć minut mojego życia. Gdy Dymitr dał sygnał swojemu oddziałowi serce zaczęło mi bić jak oszalałe. Wiedziałam, jeszcze pięć minut i wchodzi mój oddział. Te pięć minut nie było najdłuższe, ale najgorsze. Słysząc odgłosy walki dobiegające z domu coraz bardziej bałam się o Dymitra. Już czas. Wchodzimy. Dół domu był już pusty. Cała walka toczył się na piętrze. Na dole leżało już kilka martwych ciał strzyg. Szybko wkroczyliśmy do akcji. Zauważyłam, że Dymitr jest cały i walczy z jakąś strzygą. Musiała być już stara i doświadczona, bo Dymitr trafił na równego sobie przeciwnika. Nagle natarła na mnie strzyga całym swoim ciałem. Musiałam użyć dużo siły by ją odepchnąć i sama utrzymać równowagę. Zamachnęła się na mnie, lecz źle wycelowała i mnie nie trafiła. Ta chwila nieuwagi starczyła mi, by zatopić sztylet w jej serce. Padła na ziemię martwa. Doskoczyły do mnie dwie strzygi. Jedna bardziej doświadczona, druga była słabsza. Skupiłam się na tej pierwszej, lecz podczas walki zauważyłam, że ta druga stara się ją bronić. Udałam, że chce zabić tą silniejszą, lecz w ostatniej chwili moje ostrze zmieniło kierunek i zagłębiło się w sercu słabszej strzygi. Ta strzyga, która została przy życiu zawyła z wściekłości. Ruszyła na mnie. Dużo mnie kosztowało odpieranie jej ciosów. Była dobra, lepsza ode mnie w walce. Ona też to zauważyła napierając na mnie jeszcze mocniej. Kopnęła mnie w brzuch, zachwiałam się lekko, ale udało mi się odeprzeć jej kolejny cios. Nasza walka przypominała mi to jak walczyłam z Dymitrem po powrocie do akademii. Właśnie ją zaatakowałam, ona wykorzystała ten moment i przygwoździła mnie do podłogi. Upadłam dosyć nieszczęśliwie. Noga wygięła mi się pod dziwnym kątem, a w brzuch wbił mi się kawałek potłuczonego wazonu. Strzyga szybko dopadła do mojego brzucha. Czułam na brzuchu mokrą plamę. Było mi coraz słabiej. Czułam, że to już koniec. Słyszałam jak jeszcze ktoś mnie woła.
-Roza, Roza, proszę nie zostawiaj mnie.
Spojrzałam w stronę głosu. Jedyne co zobaczyłam to oczy. Piękne czekoladowe oczy. Takie oczy może mieć tylko mój anioł. Czyżby pomimo tych wszystkich złych rzeczy trafiłam do nieba? Bo gdzie indziej bym mogła być z moim aniołem?
-Roza, kocham Cię, walcz, nie poddawaj się- krzyczał anioł, głos mu się trochę łamał.
Po jego policzkach popłynęły łzy, ale czemu? Przecież anioły nie płaczą.
-Roza, skarbie, musisz walczyć, musisz zostać ze mną. Roza kocham Cię. Jesteś moim światem, nie możesz mnie zostawić.
Mój anioł już nie hamował łez. Tylko, że anioły nie płaczą. Próbowałam powiedzieć jemu, żeby się nie przejmował i nie martwił, że ja też go kocham, próbowałam się uśmiechnąć. Ostatkami sił zmusiłam swoją rękę do wysiłku. Wyciągnęłam ją w kierunku policzka mojego anioła. Chciałam otrzeć mu łzy. Ostatnie co pamiętam to moja ręka na jego policzku i straszny krzyk anioła. Dalej już nic. Chyba umarłam...
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wylądowaliśmy. Wsiedliśmy do samochodów i udaliśmy się do wynajętego domku dla nas wszystkich. Poszliśmy spać.
Ze snu wyrwał mnie budzik. Spojrzałam na zegarek, wskazywał wpół do pierwszej. Czas się już przygotować. W całym domu panował tłok. Każdy chodził coś jeszcze zjeść, przebrać się. Wyruszyliśmy. Drogę do kryjówki strzyg pokonaliśmy szybko i sprawnie. Zostało piętnaście minut i rozpoczynamy akcję. Odkąd wylądowaliśmy Dymitr stał się jak cień, wiem, że jest w stanie pokonać każdą strzygę, ale widzę, że dręczą go wspomnienia. Podbiegłam do niego i przycisnęłam jego usta do moich, zaskoczony przywarł do mnie jeszcze mocniej, miażdżąc moje usta pocałunkiem. Pocałunek był krótki, ale było w nim tyle żarliwości, tęsknoty, obojgu był nam potrzebny. Teraz damy radę. Pokonamy wszystkie strzygi. Wróciłam na swoje miejsce. Pięć minut i zaczynamy. To było chyba najdłuższe pięć minut mojego życia. Gdy Dymitr dał sygnał swojemu oddziałowi serce zaczęło mi bić jak oszalałe. Wiedziałam, jeszcze pięć minut i wchodzi mój oddział. Te pięć minut nie było najdłuższe, ale najgorsze. Słysząc odgłosy walki dobiegające z domu coraz bardziej bałam się o Dymitra. Już czas. Wchodzimy. Dół domu był już pusty. Cała walka toczył się na piętrze. Na dole leżało już kilka martwych ciał strzyg. Szybko wkroczyliśmy do akcji. Zauważyłam, że Dymitr jest cały i walczy z jakąś strzygą. Musiała być już stara i doświadczona, bo Dymitr trafił na równego sobie przeciwnika. Nagle natarła na mnie strzyga całym swoim ciałem. Musiałam użyć dużo siły by ją odepchnąć i sama utrzymać równowagę. Zamachnęła się na mnie, lecz źle wycelowała i mnie nie trafiła. Ta chwila nieuwagi starczyła mi, by zatopić sztylet w jej serce. Padła na ziemię martwa. Doskoczyły do mnie dwie strzygi. Jedna bardziej doświadczona, druga była słabsza. Skupiłam się na tej pierwszej, lecz podczas walki zauważyłam, że ta druga stara się ją bronić. Udałam, że chce zabić tą silniejszą, lecz w ostatniej chwili moje ostrze zmieniło kierunek i zagłębiło się w sercu słabszej strzygi. Ta strzyga, która została przy życiu zawyła z wściekłości. Ruszyła na mnie. Dużo mnie kosztowało odpieranie jej ciosów. Była dobra, lepsza ode mnie w walce. Ona też to zauważyła napierając na mnie jeszcze mocniej. Kopnęła mnie w brzuch, zachwiałam się lekko, ale udało mi się odeprzeć jej kolejny cios. Nasza walka przypominała mi to jak walczyłam z Dymitrem po powrocie do akademii. Właśnie ją zaatakowałam, ona wykorzystała ten moment i przygwoździła mnie do podłogi. Upadłam dosyć nieszczęśliwie. Noga wygięła mi się pod dziwnym kątem, a w brzuch wbił mi się kawałek potłuczonego wazonu. Strzyga szybko dopadła do mojego brzucha. Czułam na brzuchu mokrą plamę. Było mi coraz słabiej. Czułam, że to już koniec. Słyszałam jak jeszcze ktoś mnie woła.
-Roza, Roza, proszę nie zostawiaj mnie.
Spojrzałam w stronę głosu. Jedyne co zobaczyłam to oczy. Piękne czekoladowe oczy. Takie oczy może mieć tylko mój anioł. Czyżby pomimo tych wszystkich złych rzeczy trafiłam do nieba? Bo gdzie indziej bym mogła być z moim aniołem?
-Roza, kocham Cię, walcz, nie poddawaj się- krzyczał anioł, głos mu się trochę łamał.
Po jego policzkach popłynęły łzy, ale czemu? Przecież anioły nie płaczą.
-Roza, skarbie, musisz walczyć, musisz zostać ze mną. Roza kocham Cię. Jesteś moim światem, nie możesz mnie zostawić.
Mój anioł już nie hamował łez. Tylko, że anioły nie płaczą. Próbowałam powiedzieć jemu, żeby się nie przejmował i nie martwił, że ja też go kocham, próbowałam się uśmiechnąć. Ostatkami sił zmusiłam swoją rękę do wysiłku. Wyciągnęłam ją w kierunku policzka mojego anioła. Chciałam otrzeć mu łzy. Ostatnie co pamiętam to moja ręka na jego policzku i straszny krzyk anioła. Dalej już nic. Chyba umarłam...
sobota, 13 sierpnia 2016
ROZDZIAŁ 9
Po spotkaniu wyszłam z biura najszybciej jak mogłam, aby nie rozmawiać z Dymitrem. Udałam się do naszego mieszkania. Nie miałam zamiaru spędzać nocy w parku. Wchodząc do domu przeżyłam szok. Po mieszkaniu walały się butelki po alkoholu i panował totalny bałagan. Stałam tak skołowana, gdy nagle wszedł Dymitr. Wydawał się równie zaskoczony moim widokiem, jak ja stanem mieszkania.
-Roza przepraszam, ja naprawdę żałuję...
-Dymitr odpuść na razie. Porozmawiamy po akcji. Ja będę spała w pokoju gościnnym, mam nadzieję, że jego nie zdążyłeś zdemolować.
Poszłam na górę, w całym mieszkaniu był okropny syf. Weszłam do pokoju gościnnego i położyłam się na łóżku. na szczęście był tu taki sam porządek jak wtedy gdy opuszczałam mieszkanie. Na dole było słychać dźwięk zbieranego szkła, widocznie Dymitr zaczął sprzątać. Postanowiłam się zdrzemnąć.
-Roza, Roza- poczułam, że ktoś mną potrząsa. Otworzyłam oczy i zobaczyłam Dymitra pochylającego się nade mną- zrobiłem nam jedzenie i za trzy godziny wylatujemy. Musisz już wstawać.
-Dzięki, że mnie obudziłeś.
Miałam się tylko zdrzemnąć, a odpłynęłam na kilkanaście godzin. Zeszłam do kuchni, na stole stała sterta naleśników wyglądająca bardzo zachęcająco. Zauważyłam też, że Dymitr posprzątał. Naleśniki pochłonęłam w zastraszająco szybkim tępię Poszłam do łazienki się umyć. Szybki prysznic tak, to jest to czego teraz potrzebuje. Poczułam jak woda opada na moje ciało. powoli rozluźniając spięte mięśnie. Po prysznicu udałam się do garderoby, aby się ubrać, Dymitr już się spakował i zostawił wolne miejsce w walizce na moje ubrania. Szybko dorzuciłam swoje i zniosłam walizkę na dół.
-Było powiedzieć to zniósłbym walizkę. Niepotrzebnie się przemęczasz- powiedział Dymitr.
-Nie jest taka ciężka, która jest godzina?
-Już dwadzieścia po dziewiątej. Czas wychodzić.
Zamknęłam mieszkanie i ruszyliśmy w stronę prywatnego lotniska Dworu. Na miejscu byli już prawie wszyscy. Wsiedliśmy do samolotu, Dymitr usiadł obok mnie.
-Roza- zaczął- proszę wybacz mi- było widać, że naprawdę żałuję.
-Dymitr posłuchaj mnie, nie chce gadać o tym przy wszystkich, porozmawiamy po akcji.
-Obiecujesz?
-Tak, obiecuję,
Lot dłużył się niemiłosiernie. Dwie godziny przed lądowaniem postanowiliśmy jeszcze raz wszystko omówić.
-Więc tak- zaczął Dymitr- dzielimy się na trzy oddziały, chociaż pierwszy i drugi oddzielnie będą działać tylko na początku. Wiemy, że strzygi około trzeciej wychodzą do szkół i tam czekają na dzieci. Dlatego akcje zaczniemy o drugiej. Pierwszy oddział czyli: Mark, John, Jack, Bill, Iwan, Mikołaj i Ja wchodzimy i na początku zajmujemy się strażą, po tym wchodzi oddział Rose, czyli: Jasper, Kevin, Path, Cole, Mitchell i Paul i łączymy się razem w walce. Trzeci oddział czyli: David, Tom, Jimmy, Lucas i Hugh wy zabezpieczacie dom i pilnujecie, aby żadna strzyga nie uciekła.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Co do postu który powinien pojawić się w poniedziałek pojawi się prawdopodbnie we wtorek. Niestety w poniedziałek nie będe miała czasu na dodanie rozdziału
-Roza przepraszam, ja naprawdę żałuję...
-Dymitr odpuść na razie. Porozmawiamy po akcji. Ja będę spała w pokoju gościnnym, mam nadzieję, że jego nie zdążyłeś zdemolować.
Poszłam na górę, w całym mieszkaniu był okropny syf. Weszłam do pokoju gościnnego i położyłam się na łóżku. na szczęście był tu taki sam porządek jak wtedy gdy opuszczałam mieszkanie. Na dole było słychać dźwięk zbieranego szkła, widocznie Dymitr zaczął sprzątać. Postanowiłam się zdrzemnąć.
-Roza, Roza- poczułam, że ktoś mną potrząsa. Otworzyłam oczy i zobaczyłam Dymitra pochylającego się nade mną- zrobiłem nam jedzenie i za trzy godziny wylatujemy. Musisz już wstawać.
-Dzięki, że mnie obudziłeś.
Miałam się tylko zdrzemnąć, a odpłynęłam na kilkanaście godzin. Zeszłam do kuchni, na stole stała sterta naleśników wyglądająca bardzo zachęcająco. Zauważyłam też, że Dymitr posprzątał. Naleśniki pochłonęłam w zastraszająco szybkim tępię Poszłam do łazienki się umyć. Szybki prysznic tak, to jest to czego teraz potrzebuje. Poczułam jak woda opada na moje ciało. powoli rozluźniając spięte mięśnie. Po prysznicu udałam się do garderoby, aby się ubrać, Dymitr już się spakował i zostawił wolne miejsce w walizce na moje ubrania. Szybko dorzuciłam swoje i zniosłam walizkę na dół.
-Było powiedzieć to zniósłbym walizkę. Niepotrzebnie się przemęczasz- powiedział Dymitr.
-Nie jest taka ciężka, która jest godzina?
-Już dwadzieścia po dziewiątej. Czas wychodzić.
Zamknęłam mieszkanie i ruszyliśmy w stronę prywatnego lotniska Dworu. Na miejscu byli już prawie wszyscy. Wsiedliśmy do samolotu, Dymitr usiadł obok mnie.
-Roza- zaczął- proszę wybacz mi- było widać, że naprawdę żałuję.
-Dymitr posłuchaj mnie, nie chce gadać o tym przy wszystkich, porozmawiamy po akcji.
-Obiecujesz?
-Tak, obiecuję,
Lot dłużył się niemiłosiernie. Dwie godziny przed lądowaniem postanowiliśmy jeszcze raz wszystko omówić.
-Więc tak- zaczął Dymitr- dzielimy się na trzy oddziały, chociaż pierwszy i drugi oddzielnie będą działać tylko na początku. Wiemy, że strzygi około trzeciej wychodzą do szkół i tam czekają na dzieci. Dlatego akcje zaczniemy o drugiej. Pierwszy oddział czyli: Mark, John, Jack, Bill, Iwan, Mikołaj i Ja wchodzimy i na początku zajmujemy się strażą, po tym wchodzi oddział Rose, czyli: Jasper, Kevin, Path, Cole, Mitchell i Paul i łączymy się razem w walce. Trzeci oddział czyli: David, Tom, Jimmy, Lucas i Hugh wy zabezpieczacie dom i pilnujecie, aby żadna strzyga nie uciekła.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Co do postu który powinien pojawić się w poniedziałek pojawi się prawdopodbnie we wtorek. Niestety w poniedziałek nie będe miała czasu na dodanie rozdziału
czwartek, 11 sierpnia 2016
ROZDZIAŁ 8
To jak jak obiecałam kolejny rozdzialik
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jest ósma, czyli za dwie godziny muszę być u Hansa. Otworzyłam torebkę i wyjęłam kosmetyki. Zaczęłam się malować. Co prawda mój makijaż pozostawiał wiele do życzenie, lecz miałam nadzieję, że chodź trochę polepszy mój wygląd po tym jak ostatnio godzinę przesiedziałam na trawie płacząc. Ruszyłam w stronę kawiarni na śniadanie. Dobrze, że w torbie mam zawsze jakieś pieniądze, Dymitr się zawsze śmiał jak stałam w sklepie i przetrząsałam całą torebkę w poszukiwaniu drobnych. Ach... Dymitr... Na samo wspomnienie jego imienia przed oczami stawały mi obrazy z nocy. Jego głos taki gniewny, zimny. Łzy stanęły mi w oczach. Nie Rose, skarciłam się w duchu, nie możesz się teraz rozpłakać. Weszłam do kawiarni.
-Poproszę szarlotkę na ciepło z bitą śmietaną i lodami i sok pomarańczowy.
Po niecałych pięciu minutach kelnerka postawiła przede mną ,,śniadanie''. Posiedziałam w kawiarni jeszcze niecałą godzinę i ruszyłam do Hansa. Na miejscu byłam dziesięć minut przed czasem. Dymitr już stał pod budynkiem, jakby czekał na mnie.
-Roza- zaczął- przepraszam naprawdę, nie chciałem na Ciebie krzyczeć, nie chciałem pwiedzieć tego wszystkiego.
Wyczuwałam od niego alkohol.
-Roza ja naprawdę żałuję...
-Nie rozmawiajmy o tym teraz. Musimy się skupić na akcji. Jak wrócimy to porozmawiamy.
-Roza przepraszam...
-Dymitr naprawdę pogadamy po akcji o tym.
-O, widzę, że już jesteście, to wchodźcie do środka- powiedział Hans przerywając naszą nie zręczną wymianę zdań.
Po godzinie się skończyło. Każdy miał przydzieloną swoją rolę.
-Jutro o tej samej porze wylatujemy. Wszyscy mają być punktualnie, nie mamy czasu na opóźnianie wylotu, ani nie możemy pozwolić sobie żeby poleciało nas mniej.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jest ósma, czyli za dwie godziny muszę być u Hansa. Otworzyłam torebkę i wyjęłam kosmetyki. Zaczęłam się malować. Co prawda mój makijaż pozostawiał wiele do życzenie, lecz miałam nadzieję, że chodź trochę polepszy mój wygląd po tym jak ostatnio godzinę przesiedziałam na trawie płacząc. Ruszyłam w stronę kawiarni na śniadanie. Dobrze, że w torbie mam zawsze jakieś pieniądze, Dymitr się zawsze śmiał jak stałam w sklepie i przetrząsałam całą torebkę w poszukiwaniu drobnych. Ach... Dymitr... Na samo wspomnienie jego imienia przed oczami stawały mi obrazy z nocy. Jego głos taki gniewny, zimny. Łzy stanęły mi w oczach. Nie Rose, skarciłam się w duchu, nie możesz się teraz rozpłakać. Weszłam do kawiarni.
-Poproszę szarlotkę na ciepło z bitą śmietaną i lodami i sok pomarańczowy.
Po niecałych pięciu minutach kelnerka postawiła przede mną ,,śniadanie''. Posiedziałam w kawiarni jeszcze niecałą godzinę i ruszyłam do Hansa. Na miejscu byłam dziesięć minut przed czasem. Dymitr już stał pod budynkiem, jakby czekał na mnie.
-Roza- zaczął- przepraszam naprawdę, nie chciałem na Ciebie krzyczeć, nie chciałem pwiedzieć tego wszystkiego.
Wyczuwałam od niego alkohol.
-Roza ja naprawdę żałuję...
-Nie rozmawiajmy o tym teraz. Musimy się skupić na akcji. Jak wrócimy to porozmawiamy.
-Roza przepraszam...
-Dymitr naprawdę pogadamy po akcji o tym.
-O, widzę, że już jesteście, to wchodźcie do środka- powiedział Hans przerywając naszą nie zręczną wymianę zdań.
Po godzinie się skończyło. Każdy miał przydzieloną swoją rolę.
-Jutro o tej samej porze wylatujemy. Wszyscy mają być punktualnie, nie mamy czasu na opóźnianie wylotu, ani nie możemy pozwolić sobie żeby poleciało nas mniej.
ROZDZIAŁ 7
Przepraszam, że post nie pojawił się w terminie, ale miałam lekkie kłopoty z internetem. Na przeprosiny dziś wieczorem wstawię kolejny rozdział.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
-Strzyg jest około piętnastu. Dostaniecie siedemnastu strażników plus wy. Wylatujecie za trzy dni. Do tego czasu zapoznajcie się z planem miasta i informacjami jakie udało nam się zebrać.
Razem z nami dziewiętnastu strażników na piętnaście strzyg. Mała przewaga. Będzie ciężko.
-Dowodzić będziecie oboje. Dymitr ze względu na przeszłość, a ty Rose w końcu też tam byłaś zabijając nie jedną strzygę. Jutro o dziesiątej spotkamy się tutaj wszyscy i opracujemy plan.
Zdziwiła mnie decyzja Hansa o wspólnym dowodzeniu, ale cieszyłam się, bałam się, że Dymitr pod wpływem wspomnień może podczas akcji być ciut mniej efektywny.
-Teraz możecie już iść, zobaczymy się jutro.
Wyszliśmy od Hansa. Dymitr nadal się nic nie odzywał, unikał mego wzroku.
-Dymitr- zaczęłam niepewnie- ja wiem, że dla Ciebie ta akcja w Nowosybirsku będzie trudna, ale...
-Nie. Ty nic nie wiesz!- rzucił ostro.
W jego słowach było tyle gniewu, że nie miałam chęci dalej z nim rozmawiać. Weszliśmy do domu. Dymitr udał się do takiego swojego pokoiku gdzie były jego ukochane książki, a ja udałam się do sypialni. Zamknęłam drzwi za sobą. Poszłam do łazienki. Dopiero, gdy zanurzyłam się w gorącej wodzie wszystko zaczęłam sobie uświadamiać. Nowosybirsk. Tak, to będzie ciężka akcja. Wyszłam z wanny. Przebrałam się w piżamę i położyłam się do łóżka. ,,Nie. Ty nic nie wiesz!" w głowie ciągle huczały mi jego słowa. Wypowiedziane tak gniewnie, wręcz z nienawiścią, jakbym była odpowiedzialna za całe to zło, za to, że Dymitr stał się strzygą. A może jednak to prawda? Może gdyby nie te cudowne chwile w wartowni Dymitr byłby bezpieczny i nie przebudzili by go? Po długich rozmyślaniach zasnęłam.
W środku nocy ze snu wyrwał mnie hałas. Jakby ktoś kopał w drewno. No tak... Dopiero teraz zlokalizowałam hałas. Dymitr rozwalał drzwi.
-Rose wpuść mnie, natychmiast!- wrzasnął.
Trzask! Trzask! Trzask! I było po drzwiach.
-Myślisz, że możesz tak po prostu zamykać drzwi przede mną?- krzyczał.
-Wyjdź Dymitr. Nie chce z tobą rozmawiać.
-Jakto nie chcesz?- wciąż krzyczał
-Po prostu nie chce.
Łzy napłynęły mi do oczu. Pobiegłam do garderoby. Szybko się przebrałam, chwyciłam torebkę, wrzuciłam kilka kosmetyków i jakąś bluzę i wybiegłam z mieszkania. Wbiegłam do takiego niby parku. Trochę drzewek, ale za mały na park. Słyszałam, że Dymitr mnie woła, ale tu mnie nie znajdzie. Usiadłam na trawie. Zaczęłam płakać. Nie hamowałam już łez, pozwoliłam im płynąć, zostawiając słone ścieżki na mojej twarzy.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
-Strzyg jest około piętnastu. Dostaniecie siedemnastu strażników plus wy. Wylatujecie za trzy dni. Do tego czasu zapoznajcie się z planem miasta i informacjami jakie udało nam się zebrać.
Razem z nami dziewiętnastu strażników na piętnaście strzyg. Mała przewaga. Będzie ciężko.
-Dowodzić będziecie oboje. Dymitr ze względu na przeszłość, a ty Rose w końcu też tam byłaś zabijając nie jedną strzygę. Jutro o dziesiątej spotkamy się tutaj wszyscy i opracujemy plan.
Zdziwiła mnie decyzja Hansa o wspólnym dowodzeniu, ale cieszyłam się, bałam się, że Dymitr pod wpływem wspomnień może podczas akcji być ciut mniej efektywny.
-Teraz możecie już iść, zobaczymy się jutro.
Wyszliśmy od Hansa. Dymitr nadal się nic nie odzywał, unikał mego wzroku.
-Dymitr- zaczęłam niepewnie- ja wiem, że dla Ciebie ta akcja w Nowosybirsku będzie trudna, ale...
-Nie. Ty nic nie wiesz!- rzucił ostro.
W jego słowach było tyle gniewu, że nie miałam chęci dalej z nim rozmawiać. Weszliśmy do domu. Dymitr udał się do takiego swojego pokoiku gdzie były jego ukochane książki, a ja udałam się do sypialni. Zamknęłam drzwi za sobą. Poszłam do łazienki. Dopiero, gdy zanurzyłam się w gorącej wodzie wszystko zaczęłam sobie uświadamiać. Nowosybirsk. Tak, to będzie ciężka akcja. Wyszłam z wanny. Przebrałam się w piżamę i położyłam się do łóżka. ,,Nie. Ty nic nie wiesz!" w głowie ciągle huczały mi jego słowa. Wypowiedziane tak gniewnie, wręcz z nienawiścią, jakbym była odpowiedzialna za całe to zło, za to, że Dymitr stał się strzygą. A może jednak to prawda? Może gdyby nie te cudowne chwile w wartowni Dymitr byłby bezpieczny i nie przebudzili by go? Po długich rozmyślaniach zasnęłam.
W środku nocy ze snu wyrwał mnie hałas. Jakby ktoś kopał w drewno. No tak... Dopiero teraz zlokalizowałam hałas. Dymitr rozwalał drzwi.
-Rose wpuść mnie, natychmiast!- wrzasnął.
Trzask! Trzask! Trzask! I było po drzwiach.
-Myślisz, że możesz tak po prostu zamykać drzwi przede mną?- krzyczał.
-Wyjdź Dymitr. Nie chce z tobą rozmawiać.
-Jakto nie chcesz?- wciąż krzyczał
-Po prostu nie chce.
Łzy napłynęły mi do oczu. Pobiegłam do garderoby. Szybko się przebrałam, chwyciłam torebkę, wrzuciłam kilka kosmetyków i jakąś bluzę i wybiegłam z mieszkania. Wbiegłam do takiego niby parku. Trochę drzewek, ale za mały na park. Słyszałam, że Dymitr mnie woła, ale tu mnie nie znajdzie. Usiadłam na trawie. Zaczęłam płakać. Nie hamowałam już łez, pozwoliłam im płynąć, zostawiając słone ścieżki na mojej twarzy.
niedziela, 7 sierpnia 2016
ROZDZIAŁ 6
Obudziłam się wtulona w Dymitra. Zauważyłam, że jeszcze śpi. Nie chcąc go budzić postanowiłam się nie ruszać. Przekręciłam tylko głowę, aby mieć lepszy widok na ukochanego. Nawet spiąć jest cholernie seksowny. Niesforne kosmyki włosów opadały mu na czoło i policzek. Właśnie się uśmiechnął, pewnie śni mu się coś miłego. Zaczął delikatnie się przekręcać, budząc się.
-Długo już nie śpisz Roza?- spytał jeszcze trochę zaspany.
-Niedawno się obudziłam. Jak się spało?
-Bardzo dobrze- odpowiedział uśmiechając się leniwie- a tobie?
-Też dobrze. A zdradzisz Towarzyszu co Ci się śniło?
-Piękny sen. Ty i ja przed domkiem w górach z gromadą dzieci. A czemu pytasz?
Na wspomnienie o dzieciach mina mi trochę zrzedła. Nigdy nie będę mogła dać Dymitrowi tego czego najbardziej pragnie, czyli dziecka.
-Bo się uśmiechałeś przez sen.
-Mając taki piękny sen ciężko się nie uśmiechać.
-Dymitr nie żałujesz?
-Czego?- spytał lekko zdziwiony.
-Tego w wartowni, że nie wybrałeś Taszy, że wtedy uciekłeś ze mną z Dworu. Tasza mogłaby Ci dać dzieci. Wiem, że o tym marzysz. Ja Ci ich nie mogę dać- miałam wymieniać dalej, ale Dymitr przyłożył mi palec do ust nakazując milczenie.
-Roza- zadrżałam, gdy wymówił moje imię- nie. Nie żałuję żadnej z tych rzeczy. Pamiętasz co Sonia mówiła o naszych aurach? Są dla siebie stworzone. Tylko przy sobie możemy czuć się naprawdę szczęśliwi. Roza jesteś moim słońcem, dniem i nocą, radością, wszystkim co najlepsze, jesteś moim życiem. Mam najpiękniejszą kobietę na świecie, która dla wielu jest wzorem. Mogę z nią dzielić swoje życie. Tylko ona wie jaki jestem naprawdę. Tylko przy niej umiem się otworzyć w pełni. To ona mnie ocaliła. Gdyby nie ona to już dawno by mnie nie było. Nie, nie żałuję, bo mam Ciebie Roza i jesteś dla mnie wszystkim czego pragnę.
Do oczu napłynęły mi łzy. Nie mogłam tego opanować ze wzruszenia.
-Ja tiebia lubliu Dymitr.
-Ja tiebia toże lubliu Roza. Nie płacz skarbie. Kocham Cię najmocniej na świecie. Jesteś dla mnie wszystkim.
-Dziękuję, że jesteś Dymitr.
Nic więcej nie zdążyłam powiedzieć bo Dymitr zaczął mnie całować. Oddałam pocałunek, a on z coraz większą żarliwością wbijał się w moje usta.
-Dymitr...- powiedziałam odrywając się od niego- nie możemy teraz. Zapomniałeś? Hans nas wzywa.
-Och... no tak. Chodźmy się ubrać.
Ubrani ruszyliśmy do biura strażników do Hansa.
-Cześć Hans.
-Hathaway czy ty nigdy nie nauczysz się pukać?
-Chyba nie. Więc po co nas wzywałeś?
-W Rosji, w Nowosybirsku działa banda strzyg. Zaczęła atakować w szkołach. Trzeba ich zlikwidować.
Widziałam jak Dymitr się spiął na wieść o Nowosybirsku, w sumie ja też odczuwam lęk przed tym miejscem.
-Długo już nie śpisz Roza?- spytał jeszcze trochę zaspany.
-Niedawno się obudziłam. Jak się spało?
-Bardzo dobrze- odpowiedział uśmiechając się leniwie- a tobie?
-Też dobrze. A zdradzisz Towarzyszu co Ci się śniło?
-Piękny sen. Ty i ja przed domkiem w górach z gromadą dzieci. A czemu pytasz?
Na wspomnienie o dzieciach mina mi trochę zrzedła. Nigdy nie będę mogła dać Dymitrowi tego czego najbardziej pragnie, czyli dziecka.
-Bo się uśmiechałeś przez sen.
-Mając taki piękny sen ciężko się nie uśmiechać.
-Dymitr nie żałujesz?
-Czego?- spytał lekko zdziwiony.
-Tego w wartowni, że nie wybrałeś Taszy, że wtedy uciekłeś ze mną z Dworu. Tasza mogłaby Ci dać dzieci. Wiem, że o tym marzysz. Ja Ci ich nie mogę dać- miałam wymieniać dalej, ale Dymitr przyłożył mi palec do ust nakazując milczenie.
-Roza- zadrżałam, gdy wymówił moje imię- nie. Nie żałuję żadnej z tych rzeczy. Pamiętasz co Sonia mówiła o naszych aurach? Są dla siebie stworzone. Tylko przy sobie możemy czuć się naprawdę szczęśliwi. Roza jesteś moim słońcem, dniem i nocą, radością, wszystkim co najlepsze, jesteś moim życiem. Mam najpiękniejszą kobietę na świecie, która dla wielu jest wzorem. Mogę z nią dzielić swoje życie. Tylko ona wie jaki jestem naprawdę. Tylko przy niej umiem się otworzyć w pełni. To ona mnie ocaliła. Gdyby nie ona to już dawno by mnie nie było. Nie, nie żałuję, bo mam Ciebie Roza i jesteś dla mnie wszystkim czego pragnę.
Do oczu napłynęły mi łzy. Nie mogłam tego opanować ze wzruszenia.
-Ja tiebia lubliu Dymitr.
-Ja tiebia toże lubliu Roza. Nie płacz skarbie. Kocham Cię najmocniej na świecie. Jesteś dla mnie wszystkim.
-Dziękuję, że jesteś Dymitr.
Nic więcej nie zdążyłam powiedzieć bo Dymitr zaczął mnie całować. Oddałam pocałunek, a on z coraz większą żarliwością wbijał się w moje usta.
-Dymitr...- powiedziałam odrywając się od niego- nie możemy teraz. Zapomniałeś? Hans nas wzywa.
-Och... no tak. Chodźmy się ubrać.
Ubrani ruszyliśmy do biura strażników do Hansa.
-Cześć Hans.
-Hathaway czy ty nigdy nie nauczysz się pukać?
-Chyba nie. Więc po co nas wzywałeś?
-W Rosji, w Nowosybirsku działa banda strzyg. Zaczęła atakować w szkołach. Trzeba ich zlikwidować.
Widziałam jak Dymitr się spiął na wieść o Nowosybirsku, w sumie ja też odczuwam lęk przed tym miejscem.
piątek, 5 sierpnia 2016
ROZDZIAŁ 5
Posty będę wstawiać co 2 dni.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Drogę do domu pokonaliśmy w jeszcze krótszym czasie niż jak jechaliśmy do ojca. Nie rozmawialiśmy za dużo, wymieniliśmy tylko kilka uwag i tyle z rozmowy. Chociaż Dymitr nie dawał tego po sobie poznać wiedziałam, że nurtuje go to o czym rozmawiałam z ojcem. Tak jak sądziłam, gdy tylko weszliśmy do domu, wziął mnie za rękę i zaprowadził do salonu. Usiedliśmy na kanapie. Cały czas trzymając mnie za rękę, spojrzał mi głęboko w oczy.
-Roza, powiesz co chciałaś od ojca?
-Dymitr chciałabym, ale nie mogę.
-Och Roza. Czemu ukrywasz coś przede mną?
-To nie jest tak, że ukrywam. Powiedzmy, że planuję nam małe wakacje. Obiecuję, że powiem Ci o wszystkim w swoim czasie.
-Roza, Roza- mruknął kręcąc głową- mam nadzieję, że nie pakujesz się w żadne kłopoty.
-Nie Towarzyszu. Tym razem będzie bez żadnych kłopotów.
Przyciągnęłam go do siebie całując delikatnie. Oddał pocałunek mocniej. Całowaliśmy się długo, aż mój brzuch dał o sobie znać, że potrzebuje jedzenia.
-Chodź Roza, zrobię coś do jedzenia.
Siadłam przy stole w kuchni patrząc jak mój ukochany gotuję kurczaka z warzywami.
-Może Ci pomóc Towarzyszu?
-Jak chcesz to pokrój warzywa.
Po jakimś czasie Dymitr postawił na stole talerze z jedzeniem. Jak zwykle wszystko co zrobił Dymitr było pyszne.
-Dymitr, a może pojechalibyśmy do ZOO?
-Czemu nie. Właściwie dawno nie byłem w ZOO.
Tak więc po obiedzie przebraliśmy się i ruszyliśmy w drogę do ZOO.
Na miejscu bawiłam się równie dobrze jak małe dziecko będące pierwszy raz w ZOO. Wspólnie z Dymitrem zrobiliśmy masę zdjęć. Będzie z czego się pośmiać. Zauważyłam też, że mój ukochany nieco się rozluźnił i odsłonił delikatnie swoją maskę strażnika. Wychodząc z ZOO oboje się śmialiśmy.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam, że taki słaby rozdział, ale obiecuję, że w następnym się poprawię :))
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Drogę do domu pokonaliśmy w jeszcze krótszym czasie niż jak jechaliśmy do ojca. Nie rozmawialiśmy za dużo, wymieniliśmy tylko kilka uwag i tyle z rozmowy. Chociaż Dymitr nie dawał tego po sobie poznać wiedziałam, że nurtuje go to o czym rozmawiałam z ojcem. Tak jak sądziłam, gdy tylko weszliśmy do domu, wziął mnie za rękę i zaprowadził do salonu. Usiedliśmy na kanapie. Cały czas trzymając mnie za rękę, spojrzał mi głęboko w oczy.
-Roza, powiesz co chciałaś od ojca?
-Dymitr chciałabym, ale nie mogę.
-Och Roza. Czemu ukrywasz coś przede mną?
-To nie jest tak, że ukrywam. Powiedzmy, że planuję nam małe wakacje. Obiecuję, że powiem Ci o wszystkim w swoim czasie.
-Roza, Roza- mruknął kręcąc głową- mam nadzieję, że nie pakujesz się w żadne kłopoty.
-Nie Towarzyszu. Tym razem będzie bez żadnych kłopotów.
Przyciągnęłam go do siebie całując delikatnie. Oddał pocałunek mocniej. Całowaliśmy się długo, aż mój brzuch dał o sobie znać, że potrzebuje jedzenia.
-Chodź Roza, zrobię coś do jedzenia.
Siadłam przy stole w kuchni patrząc jak mój ukochany gotuję kurczaka z warzywami.
-Może Ci pomóc Towarzyszu?
-Jak chcesz to pokrój warzywa.
Po jakimś czasie Dymitr postawił na stole talerze z jedzeniem. Jak zwykle wszystko co zrobił Dymitr było pyszne.
-Dymitr, a może pojechalibyśmy do ZOO?
-Czemu nie. Właściwie dawno nie byłem w ZOO.
Tak więc po obiedzie przebraliśmy się i ruszyliśmy w drogę do ZOO.
Na miejscu bawiłam się równie dobrze jak małe dziecko będące pierwszy raz w ZOO. Wspólnie z Dymitrem zrobiliśmy masę zdjęć. Będzie z czego się pośmiać. Zauważyłam też, że mój ukochany nieco się rozluźnił i odsłonił delikatnie swoją maskę strażnika. Wychodząc z ZOO oboje się śmialiśmy.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam, że taki słaby rozdział, ale obiecuję, że w następnym się poprawię :))
wtorek, 2 sierpnia 2016
ROZDZIAŁ 4
Ze względu na wczorajsze komentarze postanowiłam dodać szybciej rozdział.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Obudziłam się bardzo wyspana. Od dziś jesteśmy z Dymitrem na miesięcznym urlopie, bo Lissa z Chrystianem wyjechali na wakacje z innymi strażnikami. Dopiero po chwili zauważyłam, że leżę sama w łóżku. Dymitr gdzieś zniknął. Pewnie poszedł do kuchni zrobić nam śniadanie.
Przechodząc przez salon natknęłam się na niego. Spał na kanapie trzymając w dłoniach jeden ze swoich ulubionych westernów. Musiał zasnąć podczas czytania. Zabrałam mu książkę z rąk i przykryłam kocem. Już myślałam, że go tym obudziłam, ale on tylko coś mruknął i przekręcił się na drugi bok. Postanowiłam, że dziś to ja nam zrobię śniadanie. Po dłuższym namyśle zdecydowałam się na jajecznicę. Nie raz widziałam jak robił ją Dymitr, to nie może być trudne. Wyjęłam jajka, rozgrzałam patelnie i zaczęłam smażyć. Nawet nie szło mi najgorzej. Gdy wykładałam na talerze, w progu pojawił się Dymitr.
-Od kiedy to moja Roza coś gotuję?- spytał z uśmiechem na ustach.
-Od kiedy jej Towarzysz zasypia z westernem na rękach.
Oboje zaczęliśmy się śmiać. Ta moja jajecznica nie była taka najgorsza. Oczywiście nie była tak dobra jak robi Dymitr, ale była niczego sobie. Po śniadaniu pozmywaliśmy wspólnie.
-Dymitr może pojechalibyśmy dziś do mojego ojca?
-W sumie czemu nie.
Do willi mojego ojca dojechaliśmy w niecałą godzinę. Przy bramie powitał nas strażnik, sprawdzając czy nie przewozimy żadnych strzyg. W drzwiach czekał już na nas mój ojciec.
-Witaj staruszku.
-Dzień dobry panie Mazur.
-Cześć dzieciaki. Dymitr tyle razy Ci już mówiłem żebyś mówił do mnie po imieniu. Chodźcie na górę pokaże Wam mojego gościa. Spodoba Wam się. Weszliśmy do salonu, a na kanapie siedział nie kto inny, a... moja matka.
-Cześć mamo.
-O! Cześć Rose, cześć Dymitr- rzuciła od niechcenia.
-Tato mam pewną sprawę do Ciebie. Moglibyśmy porozmawiać na osobności?-zaczęłam.
-No tak... Czego mogłem się spodziewać. Logiczne, że nie przyjechałaś tu bezinteresownie, ale chodźmy.
Po rozmowie z ojcem, wróciliśmy do salonu jak gdyby nigdy nic. Wiedziałam, że Dymitr będzie pytać o co chodzi, ale narazie nic nie mogłam mu powiedzieć. Przynajmniej nie teraz.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Obudziłam się bardzo wyspana. Od dziś jesteśmy z Dymitrem na miesięcznym urlopie, bo Lissa z Chrystianem wyjechali na wakacje z innymi strażnikami. Dopiero po chwili zauważyłam, że leżę sama w łóżku. Dymitr gdzieś zniknął. Pewnie poszedł do kuchni zrobić nam śniadanie.
Przechodząc przez salon natknęłam się na niego. Spał na kanapie trzymając w dłoniach jeden ze swoich ulubionych westernów. Musiał zasnąć podczas czytania. Zabrałam mu książkę z rąk i przykryłam kocem. Już myślałam, że go tym obudziłam, ale on tylko coś mruknął i przekręcił się na drugi bok. Postanowiłam, że dziś to ja nam zrobię śniadanie. Po dłuższym namyśle zdecydowałam się na jajecznicę. Nie raz widziałam jak robił ją Dymitr, to nie może być trudne. Wyjęłam jajka, rozgrzałam patelnie i zaczęłam smażyć. Nawet nie szło mi najgorzej. Gdy wykładałam na talerze, w progu pojawił się Dymitr.
-Od kiedy to moja Roza coś gotuję?- spytał z uśmiechem na ustach.
-Od kiedy jej Towarzysz zasypia z westernem na rękach.
Oboje zaczęliśmy się śmiać. Ta moja jajecznica nie była taka najgorsza. Oczywiście nie była tak dobra jak robi Dymitr, ale była niczego sobie. Po śniadaniu pozmywaliśmy wspólnie.
-Dymitr może pojechalibyśmy dziś do mojego ojca?
-W sumie czemu nie.
Do willi mojego ojca dojechaliśmy w niecałą godzinę. Przy bramie powitał nas strażnik, sprawdzając czy nie przewozimy żadnych strzyg. W drzwiach czekał już na nas mój ojciec.
-Witaj staruszku.
-Dzień dobry panie Mazur.
-Cześć dzieciaki. Dymitr tyle razy Ci już mówiłem żebyś mówił do mnie po imieniu. Chodźcie na górę pokaże Wam mojego gościa. Spodoba Wam się. Weszliśmy do salonu, a na kanapie siedział nie kto inny, a... moja matka.
-Cześć mamo.
-O! Cześć Rose, cześć Dymitr- rzuciła od niechcenia.
-Tato mam pewną sprawę do Ciebie. Moglibyśmy porozmawiać na osobności?-zaczęłam.
-No tak... Czego mogłem się spodziewać. Logiczne, że nie przyjechałaś tu bezinteresownie, ale chodźmy.
Po rozmowie z ojcem, wróciliśmy do salonu jak gdyby nigdy nic. Wiedziałam, że Dymitr będzie pytać o co chodzi, ale narazie nic nie mogłam mu powiedzieć. Przynajmniej nie teraz.
poniedziałek, 1 sierpnia 2016
ROZDZIAŁ 3
Do czasu przyniesienia potraw żadne z nas się nie odezwało. Przyszedł kelner z daniami.
-Dla pani, dla pana- to mówiąc postawił przed nami talerze.- Życzę smacznego i mam nadzieję, że będzie państwu smakować.
Wzięłam pierwszy kęs do ust. Było pyszne.
-I jak smakuję Ci, Roza?
-Jest pyszne. Dziękuję Dymitr za dzisiaj. jest cudownie.
-Roza, to jeszcze nie koniec na dziś.
Uniosłam pytająco brew, na co on uśmiechnął się chytrze. Wiedziałam, że nic więcej mi nie zdradzi.
Po kolacji Dymitr chwycił mnie za rękę i zaczął prowadzić w stronę wyjścia. Gdy tylko wyszliśmy, podjechał po nas samochód. Wysiedliśmy z auta. Po jakiejś pół godzinnej jeździe, samochód się zatrzymał. Wysiedliśmy z niego, a Dymitr wciąż trzymając mnie za rękę prowadził wzdłuż lasu. Po 10 minutach byliśmy na miejscu. Znajdowaliśmy się na niewielkiej polanie przy brzegu strumyka. Księżyc odbijał się w tafli wody. Było cudownie.
-Roza mam coś dla Ciebie- powiedział Dymitr podając mi małe pudełeczko.
Otworzyłam, a w środku ujrzałam piękny łańcuszek z dwiema zawieszkami sercem i malutkim srebrnym sztylecikiem. Od razu przypomniało mi się jak byliśmy na moście, kiedy próbowałam zabić Dymitra, kiedy był jeszcze strzygą.
-Chciałbym, aby ten naszyjnik symbolizował moją miłość do Ciebie i żeby przypominał Ci o tym, że moje serce należy tylko do Ciebie i tylko ty je możesz mi odebrać.
Łzy stanęły mi w oczach.
-Ja tiebia lubliu Dymitr- tylko tyle zdołałam powiedzieć, ale wiedziałam, że to wyraża więcej niż tysiąc słów.
-Ja tiebia toże lubliu Roza- powiedział całując mnie. Całowaliśmy się coraz mocniej i bardziej łapczywie.
-Roza, czas wracać- powiedział odrywając się ode mnie- chodź, chodź skarbie.
Drogę do domu pokonaliśmy wyjątkowo szybko. Odwoził nas ten sam dampir co odwoził z restauracji. Gdy tylko otworzyliśmy drzwi od domu przestaliśmy się kontrolować, nasza samokontrola została za drzwiami. Zaczęliśmy się łapczywie całować, wręcz lekko brutalnie, ściągając z siebie ubrania. Wchodząc do sypialni byliśmy już w samej bieliźnie. W sypialni trochę zwolniliśmy. Kochaliśmy się powoli i namiętnie. To była długa noc...
-Dla pani, dla pana- to mówiąc postawił przed nami talerze.- Życzę smacznego i mam nadzieję, że będzie państwu smakować.
Wzięłam pierwszy kęs do ust. Było pyszne.
-I jak smakuję Ci, Roza?
-Jest pyszne. Dziękuję Dymitr za dzisiaj. jest cudownie.
-Roza, to jeszcze nie koniec na dziś.
Uniosłam pytająco brew, na co on uśmiechnął się chytrze. Wiedziałam, że nic więcej mi nie zdradzi.
Po kolacji Dymitr chwycił mnie za rękę i zaczął prowadzić w stronę wyjścia. Gdy tylko wyszliśmy, podjechał po nas samochód. Wysiedliśmy z auta. Po jakiejś pół godzinnej jeździe, samochód się zatrzymał. Wysiedliśmy z niego, a Dymitr wciąż trzymając mnie za rękę prowadził wzdłuż lasu. Po 10 minutach byliśmy na miejscu. Znajdowaliśmy się na niewielkiej polanie przy brzegu strumyka. Księżyc odbijał się w tafli wody. Było cudownie.
-Roza mam coś dla Ciebie- powiedział Dymitr podając mi małe pudełeczko.
Otworzyłam, a w środku ujrzałam piękny łańcuszek z dwiema zawieszkami sercem i malutkim srebrnym sztylecikiem. Od razu przypomniało mi się jak byliśmy na moście, kiedy próbowałam zabić Dymitra, kiedy był jeszcze strzygą.
-Chciałbym, aby ten naszyjnik symbolizował moją miłość do Ciebie i żeby przypominał Ci o tym, że moje serce należy tylko do Ciebie i tylko ty je możesz mi odebrać.
Łzy stanęły mi w oczach.
-Ja tiebia lubliu Dymitr- tylko tyle zdołałam powiedzieć, ale wiedziałam, że to wyraża więcej niż tysiąc słów.
-Ja tiebia toże lubliu Roza- powiedział całując mnie. Całowaliśmy się coraz mocniej i bardziej łapczywie.
-Roza, czas wracać- powiedział odrywając się ode mnie- chodź, chodź skarbie.
Drogę do domu pokonaliśmy wyjątkowo szybko. Odwoził nas ten sam dampir co odwoził z restauracji. Gdy tylko otworzyliśmy drzwi od domu przestaliśmy się kontrolować, nasza samokontrola została za drzwiami. Zaczęliśmy się łapczywie całować, wręcz lekko brutalnie, ściągając z siebie ubrania. Wchodząc do sypialni byliśmy już w samej bieliźnie. W sypialni trochę zwolniliśmy. Kochaliśmy się powoli i namiętnie. To była długa noc...
Subskrybuj:
Posty (Atom)