Mason.
To ostatnie co zdążyłam pomyśleć.
Wybrałam.
I spadłam w dół.
Spadałam.
Wiem, że mój wybór jest dobry. Nie mogę pójść z nim. Muszę wracać do Dymitra. Do Dymitra. Tak. To jedyna teraz moja myśl. Dymitr. Boli. Boli strasznie. Czuję przeraźliwy ból w nodze i ręce. Zbyt mocny ból. Chyba na prawdę wracam. Nie mam już siły. Tam pomiędzy nie czułam nic. Teraz ból się nasila coraz mocniej. Nie dam rady. Nie wytrzymam już. To zbyt wiele dla mnie. Nie wiedziałam, że wracanie jest tak bolesne.
I długie.
Poczułam pod plecami coś miękkiego. Jakbym leżała. Spróbowałam otworzyć oczy. Nie dałam rady. Wciąż byłam za słaba.
Poczułam coś ciężkiego na brzuchu. Spróbowałam wziąć głęboki oddech. Coś z mojego brzucha niespodziewanie się ruszyło.
Zniknęło.
Czyjaś dłoń ścisnęła moją.
-Rose, Rose, skarbie. Nie zostawiaj mnie.- ktoś zawodził zachrypniętym głosem.
Chciałam odpowiedzieć, ale byłam zbyt słaba.
Żaden dźwięk nie wydobywał się z moich ust.
-Rose! Rose! Kochanie. Zostań tu ze mną. Nie opuszczaj mnie.
Delikatnie spróbowałam ścisnąć jego dłoń.
Chyba nic nie poczuł.
-Rose! Skarbie! Tak! Walcz najdroższa. Walcz! Nie możesz odejść.
Poczuł.
Spróbowałam jeszcze raz.
-Ddd...yyymitr...
piątek, 18 listopada 2016
sobota, 12 listopada 2016
ROZDZIAŁ 34
Ciemność.
Wszędzie ciemność.
Nic poza nią.
Tonę w tej ciemności.
Zero światła.
Tylko głos, cichutki głosik.
-Rose, Rose.
Byłam zbyt daleko by słyszeć go dobrze. Nie byłam w stanie nic powiedzieć.
Zaczęłam powoli iść w stronę głosu.
-Rose, Rose!
Głos stawał się coraz wyraźniejszy. Zobaczyłam Go. Ale nie. Nie. To nie może być on. Przecież, nie nie. Napewno coś mi się zdaje.
-Poznajesz mnie Rose?
Pokiwałam głową.
-Rose. Nie bój się. Nie skrzywdzę Cię. Jestem tutaj żeby Ci pomóc. Musisz mnie uważnie słuchać. Wszystko Ci wyjaśnię. Rozumiesz mnie?
Pokiwałam głową na znak że rozumiem. Chciałam odpowiedzieć, ale nie byłam w stanie.
-Nie martw się, tym, że nie możesz mówić Rose. Jesteśmy w zawieszeniu. Dopiero po dokonaniu decyzji i przejściu odzyskasz głos. Teraz posłuchaj mnie uważnie, bo to jest bardzo ważne i od tego zależy cały twój dalszy los. Może przejdziemy się w jakieś lepsze miejsce?
Znowu pokiwałam głową. To straszne nie móc powiedzieć tego, co się chce. Nie rozumiem gdzie jesteśmy, co ja tu robię i przedewszystkim skąd on się tu wziął?
Przeszliśmy do ciemnego pomieszczenia. Zreszto inny kolor tu nie panował. Wszystko było czarne. To pomieszczenie od poprzedniego różniło się tym, że nie miało ścian. Sama podłoga. Sufitu też nie było. Zaczęłam się bać.
-Proszę nie bój się. Już czas musisz zacząć wybierać. Jeśli skoczysz teraz w dół to wrócisz do swojego ciała i życia. Rose babka Dymitra mówiła Ci prawdę. To życie będzie wymagało od Ciebie dużego poświęcenia. Możesz też iść ze mną. Do wiecznego szczęścia. Zastanów się dobrze. Musisz się śpieszyć.
-Rose... Już czas!
Wszędzie ciemność.
Nic poza nią.
Tonę w tej ciemności.
Zero światła.
Tylko głos, cichutki głosik.
-Rose, Rose.
Byłam zbyt daleko by słyszeć go dobrze. Nie byłam w stanie nic powiedzieć.
Zaczęłam powoli iść w stronę głosu.
-Rose, Rose!
Głos stawał się coraz wyraźniejszy. Zobaczyłam Go. Ale nie. Nie. To nie może być on. Przecież, nie nie. Napewno coś mi się zdaje.
-Poznajesz mnie Rose?
Pokiwałam głową.
-Rose. Nie bój się. Nie skrzywdzę Cię. Jestem tutaj żeby Ci pomóc. Musisz mnie uważnie słuchać. Wszystko Ci wyjaśnię. Rozumiesz mnie?
Pokiwałam głową na znak że rozumiem. Chciałam odpowiedzieć, ale nie byłam w stanie.
-Nie martw się, tym, że nie możesz mówić Rose. Jesteśmy w zawieszeniu. Dopiero po dokonaniu decyzji i przejściu odzyskasz głos. Teraz posłuchaj mnie uważnie, bo to jest bardzo ważne i od tego zależy cały twój dalszy los. Może przejdziemy się w jakieś lepsze miejsce?
Znowu pokiwałam głową. To straszne nie móc powiedzieć tego, co się chce. Nie rozumiem gdzie jesteśmy, co ja tu robię i przedewszystkim skąd on się tu wziął?
Przeszliśmy do ciemnego pomieszczenia. Zreszto inny kolor tu nie panował. Wszystko było czarne. To pomieszczenie od poprzedniego różniło się tym, że nie miało ścian. Sama podłoga. Sufitu też nie było. Zaczęłam się bać.
-Proszę nie bój się. Już czas musisz zacząć wybierać. Jeśli skoczysz teraz w dół to wrócisz do swojego ciała i życia. Rose babka Dymitra mówiła Ci prawdę. To życie będzie wymagało od Ciebie dużego poświęcenia. Możesz też iść ze mną. Do wiecznego szczęścia. Zastanów się dobrze. Musisz się śpieszyć.
-Rose... Już czas!
sobota, 29 października 2016
ROZDZIAŁ 33
Wskoczyłam na najniższą gałąź drzewa pod którym siedziałam. Strzygi były coraz bliżej. Konkretnego planu nie miałam. Musiałam działać instynktownie. Jeszcze kilka sekund i strzygi znajdą się pod drzewem, na którym siedziałam. Przygotowałam się do skoku i teraz! Skoczyłam na jedną ze strzyg i błyskawicznie zatopiłam ostrze w jej sercu. Nie spodziewała się mnie i to był plus dla mnie. Druga strzyga szybko zorientowała się w zagrożeniu i już zaczęła walkę.
-Ty suko!- zawyła.
Nie miałam zamiaru z nią rozmawiać. Jednak ona miała chyba inne plany.
-Ty kurwo! Zabiłaś go. Zabiłaś mojego męża.
Męża? Jeszcze się nigdy nie spotkałam, aby strzyga miała męża. No cóż zawsze musi być ten pierwszy raz.
-Ja Cię pamiętam suko!
Czego ona ode mnie chce? Strzygi nie mają uczuć. Pewnie była z nim tylko z przyzwyczajenia.
-Ja już Cię widziałam.
Raczej się nigdy nie widziałyśmy. Nie przypominam sobie jej.
-Ciekawe skąd?- zapytałam.
-Tak to ty jesteś ta słynna Rose Hathaway.
Wymówiła moje nazwisko tak jakby ją kuło.
-Tak. To jestem ja. I zapamiętaj to nazwisko, bo będzie ono ostatnim co będziesz słyszeć.
Zamachnęła się i kopnęła mnie w brzuch. Poleciałam na drzewo.
-Już wiem skąd Cię pamiętam. Napad na akademię kojarzysz?
Teraz przestraszyłam się. Co ona ma wspólnego z atakiem na akademię?
-Tak. Pamiętasz. Widać to po twojej minie. Wiesz kogo wtedy uprowadziłam?
O nie! Wiem co ona zaraz powie. Nie chce tego słuchać. Kopnęłam ją z całej siły i zachwiałam się przy tym. Ten ruch to był błąd. Wykorzystała chwilę mojej nieuwagi. Chwyciła mnie za nogę i rzuciła o drzewo. Przed oczami miałam ciemną plamę.
-Tak Bielikowa wtedy zabrałam.
I to było ostatnie co słyszałam.
Zemdlałam.
-Ty suko!- zawyła.
Nie miałam zamiaru z nią rozmawiać. Jednak ona miała chyba inne plany.
-Ty kurwo! Zabiłaś go. Zabiłaś mojego męża.
Męża? Jeszcze się nigdy nie spotkałam, aby strzyga miała męża. No cóż zawsze musi być ten pierwszy raz.
-Ja Cię pamiętam suko!
Czego ona ode mnie chce? Strzygi nie mają uczuć. Pewnie była z nim tylko z przyzwyczajenia.
-Ja już Cię widziałam.
Raczej się nigdy nie widziałyśmy. Nie przypominam sobie jej.
-Ciekawe skąd?- zapytałam.
-Tak to ty jesteś ta słynna Rose Hathaway.
Wymówiła moje nazwisko tak jakby ją kuło.
-Tak. To jestem ja. I zapamiętaj to nazwisko, bo będzie ono ostatnim co będziesz słyszeć.
Zamachnęła się i kopnęła mnie w brzuch. Poleciałam na drzewo.
-Już wiem skąd Cię pamiętam. Napad na akademię kojarzysz?
Teraz przestraszyłam się. Co ona ma wspólnego z atakiem na akademię?
-Tak. Pamiętasz. Widać to po twojej minie. Wiesz kogo wtedy uprowadziłam?
O nie! Wiem co ona zaraz powie. Nie chce tego słuchać. Kopnęłam ją z całej siły i zachwiałam się przy tym. Ten ruch to był błąd. Wykorzystała chwilę mojej nieuwagi. Chwyciła mnie za nogę i rzuciła o drzewo. Przed oczami miałam ciemną plamę.
-Tak Bielikowa wtedy zabrałam.
I to było ostatnie co słyszałam.
Zemdlałam.
wtorek, 25 października 2016
ROZDZIAŁ 32
Wychodząc z pokoju byłam jak w wielkim transie. To co powiedziała mi Jewa całkiem zbiło mnie z tropu. To wszystko nie może być prawdą. I jeszcze to o Dimitrze. Pewnie jej się coś pomyliło. Tak. Na pewno jej się coś pomyliło. Zaczęłam jak najciszej schodzić po schodach rozglądając się uważnie, aby nie natrafić na Dymitra. Gdybym spotkała go teraz nie dałabym rady zachować tego. Powiedziałabym mu wszystko. Nie mogłam tego teraz zrobić. Musiałam zachować wszystko w tajemnicy. Zeszłam po schodach i zaczęłam kierować się do wyjścia. Po drodze dopadł mnie Pawka.
-Ciocia, chodź się bawić.
-Później się pobawimy. Ja teraz muszę wyjść na dwór.
-Dobrze ciociu.
Narzuciłam bluzę i wyszłam. Na dworze było bardzo przyjemnie. Słońce już skryło się za horyzontem. Szłam przed siebie nie wiedząc gdzie. Przystanęłam przy dużym rozłożystym drzewie i usiadłam opierając się o jego pień.
Ślub? Z tym to mnie Jewa zaskoczyła.
Nie. Nie chodzi o to, że nie chcę, bo Dymitr jest mężczyzną mojego życia i kocham i pragnę tylko jego. Poprostu lekko mnie zszokowała. No dobra przyznaje nie lekko bo patrzyłam się na nią z otwartą buzią wtedy. Och gdyby Dymitr zechciał mi się oświadczyć i być ze mną do końca życia to było by najpiękniejsze co mogło zdarzyć mi się w życiu. Tak. Już widziałam siebie w pięknej białej sukni, Dymitra w idealnie dopasowanym garniturze, Lissę jako moją druhnę i pewnie Mię tez. O tak. Wszyscy moi przyjaciele Lissa, Mia, Christian, Adrian, Eddie, Sonia, Michail, Sydney. Było by idealnie. Z moich rozmyślań wyrwały mnie przyciszone głosy. Strasznie nerwowe, jakby się kłóciły. Wstałam zaczęłam bacznie obserwować otoczenie. Dostrzegłam ich po chwili. Tak to były one. 2 strzygi szły prosto do wioski. Chyba są dosyć młode bo bez problemu je wypatrzyłam. Nie są tak ostrożne jak powinny być. Nerwowo zaczęłam szukać po kieszeniach. Znalazłam. Sztylet. Dobrze, że miałam go przy sobie. Nigdy się z nim nie rozstaje. Nawet jak śpię sztylet leży pod materacem łóżka. Na tyle bezpiecznie, aby nikomu nie stała się krzywda i na tyle blisko by go szybko użyć. Dymitr trochę śmieje się z tego, ale wiem, że sam też sztylet nosi zawsze przy sobie. Musiałam szybko opracować plan działania. Strzygi były coraz bliżej.
-Ciocia, chodź się bawić.
-Później się pobawimy. Ja teraz muszę wyjść na dwór.
-Dobrze ciociu.
Narzuciłam bluzę i wyszłam. Na dworze było bardzo przyjemnie. Słońce już skryło się za horyzontem. Szłam przed siebie nie wiedząc gdzie. Przystanęłam przy dużym rozłożystym drzewie i usiadłam opierając się o jego pień.
Ślub? Z tym to mnie Jewa zaskoczyła.
Nie. Nie chodzi o to, że nie chcę, bo Dymitr jest mężczyzną mojego życia i kocham i pragnę tylko jego. Poprostu lekko mnie zszokowała. No dobra przyznaje nie lekko bo patrzyłam się na nią z otwartą buzią wtedy. Och gdyby Dymitr zechciał mi się oświadczyć i być ze mną do końca życia to było by najpiękniejsze co mogło zdarzyć mi się w życiu. Tak. Już widziałam siebie w pięknej białej sukni, Dymitra w idealnie dopasowanym garniturze, Lissę jako moją druhnę i pewnie Mię tez. O tak. Wszyscy moi przyjaciele Lissa, Mia, Christian, Adrian, Eddie, Sonia, Michail, Sydney. Było by idealnie. Z moich rozmyślań wyrwały mnie przyciszone głosy. Strasznie nerwowe, jakby się kłóciły. Wstałam zaczęłam bacznie obserwować otoczenie. Dostrzegłam ich po chwili. Tak to były one. 2 strzygi szły prosto do wioski. Chyba są dosyć młode bo bez problemu je wypatrzyłam. Nie są tak ostrożne jak powinny być. Nerwowo zaczęłam szukać po kieszeniach. Znalazłam. Sztylet. Dobrze, że miałam go przy sobie. Nigdy się z nim nie rozstaje. Nawet jak śpię sztylet leży pod materacem łóżka. Na tyle bezpiecznie, aby nikomu nie stała się krzywda i na tyle blisko by go szybko użyć. Dymitr trochę śmieje się z tego, ale wiem, że sam też sztylet nosi zawsze przy sobie. Musiałam szybko opracować plan działania. Strzygi były coraz bliżej.
środa, 19 października 2016
ROZDZIAŁ 31
Idąc po schodach na górę zastanawiałam się, czego może ode mnie chcieć babka Dymitra. Zatrzymałam się przed drzwiami. Wdech. Wydech. Wdech. Wydech. Spokojnie Rose, będzie dobrze. Zapukałam.
-Wejdz Rose- usłyszałam głos z za drzwi.
-Jewo, chciałaś mnie widzieć.
-Tak, tak, siadaj dziecko.
Ostrożnie usiadłam na przeciwko Jewy, w bujanym fotelu. Jewa zajmowała drugi taki fotel.
-Coś się stało? Mogłabym w czymś pomóc?
-Nie. Nic się nie stało. Chciałam z tobą porozmawiać.
-Rozumiem.
Szczerze zaczęłam się strasznie stresować w tym momencie. Boje się zawsze jak ktoś zaczyna w taki sposób.
-Więc tak, Rose, udowodniłaś jak mało kto, że jesteś naprawdę wartościowym człowiekiem. Gdyby nie ty nigdy byśmy nie odzyskały Dimki.
-Ale to był mój obowiązek.
-Nie. Nie musiałaś Go przecież ratować.
-Przepraszam, że przerywam, ale musiałam to zrobić. Kocham Dymitra, kochałam Go od samego początku i jak Go straciłam to jakbym straciła siebie. Musiałam go ratować. Innej drogi nie było.
-Ohh Rose, jesteś naprawdę wspaniała. Jesteś dla mnie jak rodzina. Dimka nie mógł wybrać sobie lepszej kandydatki na żonę.
Na żonę? Pomyślałam. Dymitr przecież jeszcze nie oświadczył mi się ani nic.
-Myślisz teraz, że jestem stara i coś mi się pomieszało? Nie nie Rose. Ja widziałam. Widziałam, że zostaniesz Rose Hathaway-Bielikow. Zobaczysz już niedługo. Jeszcze wiele razy uratujesz naszą rodzinę. Widziałam wszystko. Wiem, że ty nie zabardzo wierzysz w takie rzeczy, ale zobacz moja droga to wszystko się spełni. Jeszcze zanim wyjdziesz chciałabym przekazać Ci coś bardzo ważnego, To dotyczy twojego przyszłego życia. Twojego i Dimki. To bardzo ważne żebyś w to uwierzyła i o tym pamiętała.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam Was strasznie prawie dwa tygodnie bez rozdziałów. Okropnie dużo nauki. Nie wyrabiam się z niczym. Przepraszam Was bardzo
-Wejdz Rose- usłyszałam głos z za drzwi.
-Jewo, chciałaś mnie widzieć.
-Tak, tak, siadaj dziecko.
Ostrożnie usiadłam na przeciwko Jewy, w bujanym fotelu. Jewa zajmowała drugi taki fotel.
-Coś się stało? Mogłabym w czymś pomóc?
-Nie. Nic się nie stało. Chciałam z tobą porozmawiać.
-Rozumiem.
Szczerze zaczęłam się strasznie stresować w tym momencie. Boje się zawsze jak ktoś zaczyna w taki sposób.
-Więc tak, Rose, udowodniłaś jak mało kto, że jesteś naprawdę wartościowym człowiekiem. Gdyby nie ty nigdy byśmy nie odzyskały Dimki.
-Ale to był mój obowiązek.
-Nie. Nie musiałaś Go przecież ratować.
-Przepraszam, że przerywam, ale musiałam to zrobić. Kocham Dymitra, kochałam Go od samego początku i jak Go straciłam to jakbym straciła siebie. Musiałam go ratować. Innej drogi nie było.
-Ohh Rose, jesteś naprawdę wspaniała. Jesteś dla mnie jak rodzina. Dimka nie mógł wybrać sobie lepszej kandydatki na żonę.
Na żonę? Pomyślałam. Dymitr przecież jeszcze nie oświadczył mi się ani nic.
-Myślisz teraz, że jestem stara i coś mi się pomieszało? Nie nie Rose. Ja widziałam. Widziałam, że zostaniesz Rose Hathaway-Bielikow. Zobaczysz już niedługo. Jeszcze wiele razy uratujesz naszą rodzinę. Widziałam wszystko. Wiem, że ty nie zabardzo wierzysz w takie rzeczy, ale zobacz moja droga to wszystko się spełni. Jeszcze zanim wyjdziesz chciałabym przekazać Ci coś bardzo ważnego, To dotyczy twojego przyszłego życia. Twojego i Dimki. To bardzo ważne żebyś w to uwierzyła i o tym pamiętała.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam Was strasznie prawie dwa tygodnie bez rozdziałów. Okropnie dużo nauki. Nie wyrabiam się z niczym. Przepraszam Was bardzo
piątek, 7 października 2016
ROZDZIAŁ 30
-Chodźcie dziewczyny, trzeba zjeść jakieś śniadanie- powiedział Dymitr.
Narzuciłam bluzę na siebie i wszyscy zeszliśmy na dół.
W powietrzu unosił się cudowny zapach jajecznicy.
-Dobrze, że wstaliście dzieci. Już miałam Pawkę po Was wysłać bo właśnie nakładam jajecznice na talerze. Siadajcie szybko do stołu.
Po chwili dostałam calusieńki talerz jajecznicy. Ciekawe kto to zje pomyślałam. Widząc moją minę odezwał się Dymitr:
-Wcinaj. Zobaczysz jajecznica mojej mamy jest najlepsza na świecie i jak to zjesz to będziesz chciała dokładkę jeszcze.
-Oj przestań Dymitr. Zwykła jajecznica nie ma co przesadzać- odezwała się Olena.
Spróbowałam jajecznicy. Rzeczywiście była pyszna, tak jak mówił Dymitr.
-Jeju, pyszna jest- powiedziałam.
-To miłe cieszę się, że Ci smakuje dziecko.
Do końca posiłku nikt już się nie odezwał.
Wstałam, żeby posprzątać po sobie.
-Siadaj Roza, ja to zrobię.
-Nie, nie. Ty siadaj ja posprzątam po wszystkich.
Pozbierałam talerze i zaczęłam zmywać. Dymitr uparł się, że będzie wycierać naczynia.
Gdy wycierałam ręce podbiegł do mnie Pawka.
-Ciociu, chodź pobawić się ze mną.
-Dobrze, a w co byś chciał się bawić?
-Zbudujemy tor wyścigowy i się pościgamy.
-Zgoda- odparłam z uśmiechem i zmierzwiłam włosy chłopcu.
Jak się okazało budowa toru dla samochodzików nie była łatwa. Sam tor budowaliśmy prawie pół godziny, żeby był najtrudniejszy jaki się da oraz często nie mogliśmy dopasować klocków do siebie.
Po ułożeniu całego toru, wkońcu przyszedł czas na wyścigi. Tor okazał się naprawdę bardzo trudny, nawet Pawka miał lekkie problemy z jego przejechaniem. Oczywiście to on wygrywał każdą rundę. W 4 rundzie już myślałam, że wygram, ale Pawka wyprzedził mnie na ostatnim zakręcie.
-Rose- weszła Sonia przerywając nam zabawę.
-Tak? Coś się stało?
-Nie, nie, Tylko babka prosi Cię do siebie do pokoju.
-A wiesz w jakiej sprawie?- spytałam zdziwiona.
-Nie, niestety nie wiem.
Narzuciłam bluzę na siebie i wszyscy zeszliśmy na dół.
W powietrzu unosił się cudowny zapach jajecznicy.
-Dobrze, że wstaliście dzieci. Już miałam Pawkę po Was wysłać bo właśnie nakładam jajecznice na talerze. Siadajcie szybko do stołu.
Po chwili dostałam calusieńki talerz jajecznicy. Ciekawe kto to zje pomyślałam. Widząc moją minę odezwał się Dymitr:
-Wcinaj. Zobaczysz jajecznica mojej mamy jest najlepsza na świecie i jak to zjesz to będziesz chciała dokładkę jeszcze.
-Oj przestań Dymitr. Zwykła jajecznica nie ma co przesadzać- odezwała się Olena.
Spróbowałam jajecznicy. Rzeczywiście była pyszna, tak jak mówił Dymitr.
-Jeju, pyszna jest- powiedziałam.
-To miłe cieszę się, że Ci smakuje dziecko.
Do końca posiłku nikt już się nie odezwał.
Wstałam, żeby posprzątać po sobie.
-Siadaj Roza, ja to zrobię.
-Nie, nie. Ty siadaj ja posprzątam po wszystkich.
Pozbierałam talerze i zaczęłam zmywać. Dymitr uparł się, że będzie wycierać naczynia.
Gdy wycierałam ręce podbiegł do mnie Pawka.
-Ciociu, chodź pobawić się ze mną.
-Dobrze, a w co byś chciał się bawić?
-Zbudujemy tor wyścigowy i się pościgamy.
-Zgoda- odparłam z uśmiechem i zmierzwiłam włosy chłopcu.
Jak się okazało budowa toru dla samochodzików nie była łatwa. Sam tor budowaliśmy prawie pół godziny, żeby był najtrudniejszy jaki się da oraz często nie mogliśmy dopasować klocków do siebie.
Po ułożeniu całego toru, wkońcu przyszedł czas na wyścigi. Tor okazał się naprawdę bardzo trudny, nawet Pawka miał lekkie problemy z jego przejechaniem. Oczywiście to on wygrywał każdą rundę. W 4 rundzie już myślałam, że wygram, ale Pawka wyprzedził mnie na ostatnim zakręcie.
-Rose- weszła Sonia przerywając nam zabawę.
-Tak? Coś się stało?
-Nie, nie, Tylko babka prosi Cię do siebie do pokoju.
-A wiesz w jakiej sprawie?- spytałam zdziwiona.
-Nie, niestety nie wiem.
niedziela, 2 października 2016
ROZDZIAŁ 29
Nasze pocałunki przerwało pukanie do drzwi.
-Proszę- krzyknął Dymitr.
Drzwi się uchyliły i zajrzała Wiktoria.
-Mogę wejść?- spytała.
-Tak jasne, wchodź- powiedziałam.
Dymitr przyciągnął mnie do siebie, tak, aby Wiktoria mogła siąść na brzegu łóżka.
-Siadaj- powiedział Dymitr.
Wiktoria spojrzała na mnie i niepewnie usiadła na brzegu łóżka.
-Co u Ciebie Wiktoria?
-Nawet nie wiesz Dymitr, jak bardzo się cieszę, że wróciłeś. Tak bardzo za Tobą tęskniłam. Bałam się, że już nigdy Cię nie zobaczę. Dziękuję Ci Rose, że go uratowałaś.
Przytuliłam dziewczynę.
-Nie płacz Wiki. Wszystko już będzie dobrze.
-Rose, ja Cię tak bardzo przepraszam, ostatnio potraktowałam Cię strasznie źle.- Dymitr spojrzał pytająco- Ty chciałaś dla nas dobrze, a ja byłam ostatnio okropna. Pewnie sobie same najgorsze rzeczy o mnie myślałaś. Ja naprawdę Cię bardzo przepraszam, jesteś dla mnie bardzo ważna, jesteś jak kolejna siostra. Jesteś częścią naszej rodziny. Dla nas wszystkich jesteś bardzo ważna. Rose, wiem, że może nie zasługuję na wybaczenie, ale proszę żebyś nie miała mi za złe tamtych okropnych słów, ja tak nie myślę. Wtedy nie wiedziałam co dla mnie dobre.
Dziewczyna na nowo zaczęła płakać.
-Cii Wiki- przytuliłam ją i zaczęłam lekko kołysać.- Wiki, ja się nie gniewam. Rozumiem, że wtedy byłaś na mnie zła i nie winię Cię za to. Nie płacz już. Teraz jesteśmy wszyscy w komplecie. Już wszystko będzie dobrze.
Poczułam silne ręce wokół siebie, to Dymitr przytulił mnie i swoją siostrę.
-Wiki, wiesz bardzo się cieszę, że przyszłaś przeprosić Rose, bardzo dobrze się zachowałaś.
-Musiałam to zrobić. Tak trzeba.
-Wyrastasz na bardzo mądrą kobietę Wiki- pochwalił Dymitr siostrę.
-Proszę- krzyknął Dymitr.
Drzwi się uchyliły i zajrzała Wiktoria.
-Mogę wejść?- spytała.
-Tak jasne, wchodź- powiedziałam.
Dymitr przyciągnął mnie do siebie, tak, aby Wiktoria mogła siąść na brzegu łóżka.
-Siadaj- powiedział Dymitr.
Wiktoria spojrzała na mnie i niepewnie usiadła na brzegu łóżka.
-Co u Ciebie Wiktoria?
-Nawet nie wiesz Dymitr, jak bardzo się cieszę, że wróciłeś. Tak bardzo za Tobą tęskniłam. Bałam się, że już nigdy Cię nie zobaczę. Dziękuję Ci Rose, że go uratowałaś.
Przytuliłam dziewczynę.
-Nie płacz Wiki. Wszystko już będzie dobrze.
-Rose, ja Cię tak bardzo przepraszam, ostatnio potraktowałam Cię strasznie źle.- Dymitr spojrzał pytająco- Ty chciałaś dla nas dobrze, a ja byłam ostatnio okropna. Pewnie sobie same najgorsze rzeczy o mnie myślałaś. Ja naprawdę Cię bardzo przepraszam, jesteś dla mnie bardzo ważna, jesteś jak kolejna siostra. Jesteś częścią naszej rodziny. Dla nas wszystkich jesteś bardzo ważna. Rose, wiem, że może nie zasługuję na wybaczenie, ale proszę żebyś nie miała mi za złe tamtych okropnych słów, ja tak nie myślę. Wtedy nie wiedziałam co dla mnie dobre.
Dziewczyna na nowo zaczęła płakać.
-Cii Wiki- przytuliłam ją i zaczęłam lekko kołysać.- Wiki, ja się nie gniewam. Rozumiem, że wtedy byłaś na mnie zła i nie winię Cię za to. Nie płacz już. Teraz jesteśmy wszyscy w komplecie. Już wszystko będzie dobrze.
Poczułam silne ręce wokół siebie, to Dymitr przytulił mnie i swoją siostrę.
-Wiki, wiesz bardzo się cieszę, że przyszłaś przeprosić Rose, bardzo dobrze się zachowałaś.
-Musiałam to zrobić. Tak trzeba.
-Wyrastasz na bardzo mądrą kobietę Wiki- pochwalił Dymitr siostrę.
czwartek, 29 września 2016
ROZDZIAŁ 28
Obudziło mnie przyjemne łaskotanie.
-Roza, kochanie śpisz?
-Nie.
-To dobrze.
Dymitr przyciągnął mnie do siebie i zaczął całować po szyi.
-Wiesz chciałbym Cię bardzo przeprosić za wczoraj, nie powinienem krzyczeć na Ciebie, zwłaszcza, że chciałaś mi pomóc. Nigdy nie powinienem na Ciebie krzyczeć. Jest najlepszym co mogło przydarzyć mi się w życiu. Nie wiem jak bym sobie bez Ciebie poradził. Pewnie już na zawsze byłbym strzygą o zimnym sercu. Nic nie czującym potworem. Dopiero ty Roza rozbudziłaś moje serce. Dopiero przy Tobie zaczęło bić. Nawet będąc strzygą, gdy Cię zobaczyłem zrozumiałem, że nadal na mnie działasz tak jak pierwszego dnia. Napoczątku myślałem, że coś mi się zdawało, że to tylko szok. Prawda była taka, że zawsze działasz na mnie jak za pierwszym razem, nigdy nie przestałem Cię kocham Roza. Przepraszam, za te wszystkie złe słowa, które wypowiedziałem. Za te kłamstwa, kiedy mówiłem, że Cię nie kocham Roza. Przepraszam Roza. I dziękuję. Dziękuję, że nigdy nie zwątpiłaś i zawsze walczyłaś o naszą miłość, że pomimo wszystkich przeciwności, wszystkich ludzi, którzy chcieli nam przeszkodzić, że nigdy się nie poddałaś.
Łzy napłynęły mi do oczu.
Chciałam przerwać, ale powstrzymał mnie.
-Nie przerywaj mi. Daj dokończyć. A najbardziej dziękuję Ci za to, że nigdy nie zwątpiłaś w to, że Cię kocham. Będąc w Akademii, jak dziecko czekałem do każdego naszego treningu, żeby móc patrzeć jak ćwiczysz, obserwować poruszający się twój każdy mięsień. Żeby niby tylko w celu treningu dotknąć Cię, albo twoich włosów. Zawsze celowo przedłużałem tą chwilę by móc napawać się twoim dotykiem. Nigdy nie byłem w stanie pokochać nikogo oprócz mojej rodziny. Przez lata skutecznie budowałem wokół siebie mur, a ty go w jednej chwili zburzyłaś. Roza. Musisz zrozumiem jedno. To, że nigdy przed tobą nie było nikogo innego. Ty byłaś pierwsza i jedyna. Przez wszystkie lata tylko ty do mnie dotarłaś. Tylko Ciebie umiałem pokochać. Kocham Cię i zawsze będę kochał. Nie ma nikogo ważniejszego od Ciebie. Zrozum to Roza. Jesteś dla mnie wszystkim.
Już dawno przestałam hamować łzy i płakałam, ze wzruszenia.
-Dymitr. Dziękuję. Też Cię kocham najmocniej na świecie. Nikt nigdy się o mnie nie starał chyba, że w celu, abym dała mu dupy. Ty jesteś inny. Dopiero przy Tobie poznałam co to znaczy być kochanym.
-Roza, kochanie śpisz?
-Nie.
-To dobrze.
Dymitr przyciągnął mnie do siebie i zaczął całować po szyi.
-Wiesz chciałbym Cię bardzo przeprosić za wczoraj, nie powinienem krzyczeć na Ciebie, zwłaszcza, że chciałaś mi pomóc. Nigdy nie powinienem na Ciebie krzyczeć. Jest najlepszym co mogło przydarzyć mi się w życiu. Nie wiem jak bym sobie bez Ciebie poradził. Pewnie już na zawsze byłbym strzygą o zimnym sercu. Nic nie czującym potworem. Dopiero ty Roza rozbudziłaś moje serce. Dopiero przy Tobie zaczęło bić. Nawet będąc strzygą, gdy Cię zobaczyłem zrozumiałem, że nadal na mnie działasz tak jak pierwszego dnia. Napoczątku myślałem, że coś mi się zdawało, że to tylko szok. Prawda była taka, że zawsze działasz na mnie jak za pierwszym razem, nigdy nie przestałem Cię kocham Roza. Przepraszam, za te wszystkie złe słowa, które wypowiedziałem. Za te kłamstwa, kiedy mówiłem, że Cię nie kocham Roza. Przepraszam Roza. I dziękuję. Dziękuję, że nigdy nie zwątpiłaś i zawsze walczyłaś o naszą miłość, że pomimo wszystkich przeciwności, wszystkich ludzi, którzy chcieli nam przeszkodzić, że nigdy się nie poddałaś.
Łzy napłynęły mi do oczu.
Chciałam przerwać, ale powstrzymał mnie.
-Nie przerywaj mi. Daj dokończyć. A najbardziej dziękuję Ci za to, że nigdy nie zwątpiłaś w to, że Cię kocham. Będąc w Akademii, jak dziecko czekałem do każdego naszego treningu, żeby móc patrzeć jak ćwiczysz, obserwować poruszający się twój każdy mięsień. Żeby niby tylko w celu treningu dotknąć Cię, albo twoich włosów. Zawsze celowo przedłużałem tą chwilę by móc napawać się twoim dotykiem. Nigdy nie byłem w stanie pokochać nikogo oprócz mojej rodziny. Przez lata skutecznie budowałem wokół siebie mur, a ty go w jednej chwili zburzyłaś. Roza. Musisz zrozumiem jedno. To, że nigdy przed tobą nie było nikogo innego. Ty byłaś pierwsza i jedyna. Przez wszystkie lata tylko ty do mnie dotarłaś. Tylko Ciebie umiałem pokochać. Kocham Cię i zawsze będę kochał. Nie ma nikogo ważniejszego od Ciebie. Zrozum to Roza. Jesteś dla mnie wszystkim.
Już dawno przestałam hamować łzy i płakałam, ze wzruszenia.
-Dymitr. Dziękuję. Też Cię kocham najmocniej na świecie. Nikt nigdy się o mnie nie starał chyba, że w celu, abym dała mu dupy. Ty jesteś inny. Dopiero przy Tobie poznałam co to znaczy być kochanym.
sobota, 24 września 2016
ROZDZIAŁ 27
Weszliśmy do domu. Babka prowadziła nas do kuchni skąd dobiegały przyciszone głosy.
-Dziewczyny-krzyknęła Jewa- mówiłam Wam, on wrócił.
-Ciii babciu, obudzisz Lukę. Kto wrócił?
-Dymitr, mówiłam Wam, że wróci.
Wszystkie kobiety w kuchni wstrzymały oddech.
-Gdzie on jest?-spytała ostro Bielikówna.
-Wiktorio, co tak ostro. Trzeba się radować, że Dimka do nas wrócił. Rose, Dimka chodzcie do nas.
Zauważyłam, że kiedy weszliśmy wszystkie kobiety się spięły i stanęły tak żeby chronić dzieci.
Po chwili dopiero zrozumiałam. One wszystkie sądziły, że Dymitr nadal jest strzygą.
Ostrożnie przestąpiliśmy próg kuchni. Na widok swojej matki, swoich sióstr w oczach Dymitra stanęły łzy.
-Rose, czemu przywiozłaś do nas potwora. Tak bardzo nas nienawidzisz, że postanowiłaś nas zabić?- spytała ze złością Wiktoria.
Odruchowo przesunęłam się przed Dymitra, aby go bronić.
-Ale, to nie tak.
Już chciałam im zacząć tłumaczyć, gdy Dymitr chwycił mnie za rękę i mi przerwał.
-Chodz Rose, mówiłem, że to się nie uda. To, że babcia to widziała, nie daje nam tego, że dziewczyny muszą wierzyć.
Kończąc mówić Dymitr odwrócił się i pociągnął mnie za sobą w stronę wyjścia.
Już byliśmy pod drzwiami.
-Dymitr, Dymitr- krzyczała Olena- Dymitr synku.
To mówiąc wpadła w jego ramiona. Po chwili oboje stali i płakali.
-Dymitr, Dymitr, synku- powtarzała Olena.
-Mamo, mamo- powtarzał Dymitr.
Zaczęły się schodzić siostry Dymitra.
Pierwsza przyszła Wiktoria i dołączyła do Matki i Dymitra. Pozniej przyszła Karolina z Sonią.
Wszyscy stali tak i płakali.
Sama zaczęłam płakać. Tak już się bałam, że Bielikówny nie uwierzą, że Dymitr znowu jest dampirem.
Nawet nie zauważyłam kiedy podeszła do mnie Jewa.
-Rose, widzisz dobrze się stało, że tu przyjechaliście. Ty zawsze ratujesz naszą rodzinę.
-Dziewczyny-krzyknęła Jewa- mówiłam Wam, on wrócił.
-Ciii babciu, obudzisz Lukę. Kto wrócił?
-Dymitr, mówiłam Wam, że wróci.
Wszystkie kobiety w kuchni wstrzymały oddech.
-Gdzie on jest?-spytała ostro Bielikówna.
-Wiktorio, co tak ostro. Trzeba się radować, że Dimka do nas wrócił. Rose, Dimka chodzcie do nas.
Zauważyłam, że kiedy weszliśmy wszystkie kobiety się spięły i stanęły tak żeby chronić dzieci.
Po chwili dopiero zrozumiałam. One wszystkie sądziły, że Dymitr nadal jest strzygą.
Ostrożnie przestąpiliśmy próg kuchni. Na widok swojej matki, swoich sióstr w oczach Dymitra stanęły łzy.
-Rose, czemu przywiozłaś do nas potwora. Tak bardzo nas nienawidzisz, że postanowiłaś nas zabić?- spytała ze złością Wiktoria.
Odruchowo przesunęłam się przed Dymitra, aby go bronić.
-Ale, to nie tak.
Już chciałam im zacząć tłumaczyć, gdy Dymitr chwycił mnie za rękę i mi przerwał.
-Chodz Rose, mówiłem, że to się nie uda. To, że babcia to widziała, nie daje nam tego, że dziewczyny muszą wierzyć.
Kończąc mówić Dymitr odwrócił się i pociągnął mnie za sobą w stronę wyjścia.
Już byliśmy pod drzwiami.
-Dymitr, Dymitr- krzyczała Olena- Dymitr synku.
To mówiąc wpadła w jego ramiona. Po chwili oboje stali i płakali.
-Dymitr, Dymitr, synku- powtarzała Olena.
-Mamo, mamo- powtarzał Dymitr.
Zaczęły się schodzić siostry Dymitra.
Pierwsza przyszła Wiktoria i dołączyła do Matki i Dymitra. Pozniej przyszła Karolina z Sonią.
Wszyscy stali tak i płakali.
Sama zaczęłam płakać. Tak już się bałam, że Bielikówny nie uwierzą, że Dymitr znowu jest dampirem.
Nawet nie zauważyłam kiedy podeszła do mnie Jewa.
-Rose, widzisz dobrze się stało, że tu przyjechaliście. Ty zawsze ratujesz naszą rodzinę.
czwartek, 22 września 2016
ROZDZIAŁ 26
Narazie siedzę w domu, więc wrzucę Wam szybciutko pościk. Pytacie czemu ostatni taki krótki? Niestety, albo i stety jestem w 3 gimnazjum i jest dużo nauki, zwłaszcza, że nauczyciele już nam pozapowiadali co prawda dopiero na pazdziernik sprawdziany, ale sprawdziany obejmujące ponad połowę pierwszej klasy, a z takich przedmiotów jak chemia czy fizyka, której wcześniej nie miałam naprawdę muszę się ostro spiąć. A poprostu chce, abyście cokolwiek mieli i nie było, że jeden post w tygodniu. Przepraszam Was bardzo, ale teraz postaram się pisać posty na zaś, aby mieć co Wam wstawiać.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
-Co tu się dzieje? Co to za krzykiii...
Oboje w jednej chwili odwróciliśmy się w stronę domu, z którego dobiegał głos.
W drzwiach domu stała... Jewa.
-Dyyymitr...-jakby sama nie dowierzała, że on tu jest, że naprawdę stoi przed nią jej wnuk.-Dymitr, wnusiu-zaczęła płakać.
Podbiegła do nas i zaczęła tulić Dymitra do siebie.
-Rose, Rose tak bardzo dziękuję Ci dziecko. Dziękuję Ci, że uratowałaś Dymitra. Wiedziałam, że Ci się uda. Widziałam, że przywieziesz nam go z powrotem.
Przytuliła również mnie. Jeszcze nigdy nie widziałam, aby ta starsza pani okazywała tyle uczuć. Dymitr też płakał i tak staliśmy w trójkę płacząc i się przytulając.
-Babushka*- powiedział Dymitr i na nowo się rozpłakał.
Po jakimś czasie wszyscy się uspokoiliśmy trochę. Jewa dopiero teraz odsunęła się, aby dokładnie przyjrzeć się Dymitrowi.
-Babciu, nie boisz się mnie?-spytał ostrożnie Dymitr.
-Czego? Dymitr, ja wszystko widziałam. Widziałam, że tak będzie. Ta dziewczyna to największy skarb naszej rodziny. Musisz o nią dbać. Wszyscy musimy o nią dbać. Zobacz ile ona już dla nas zrobiła.
-Babciu, tak bardzo się za Wami stęskniłem- to mówiąc przytulił starszą kobietę.
-Tak się stęskniłeś, że nie chciałeś wejść do domu. Od początku widziałam, że będą jakieś kłopoty, a pózniej słyszałam, jak krzyczysz na tą dobrą dziewczynę. Gdyby nie ona, wszystkich nas los byłby marny. Wszystkich Dimka, rozumiesz? Nie tylko ty, ale i ja. Olena, Wiktoria, Karolina, Sonia. Ona wszystkich nas ratuje. Całą naszą rodzinę.
Czasami przyznam, że nie zabardzo wiem o co chodzi Jewie. Uratowałam tylko Dymitra. Na razie postanowiłam nie dochodzić sensu jej słów.
-Chodzcie do domu dzieciaki. Nie możemy tej cudownej nowiny zachować tylko dla siebie. Mówiłam im wszystkim, że ty wrócisz to nie chciały mi wierzyć. Mówiły, że zwariowałam. I co? I znowu wyszło na moje.
Jeszcze nigdy w mojej obecności babka Dymitra nie powiedziała tyle co teraz.
Babushka-babcia
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
-Co tu się dzieje? Co to za krzykiii...
Oboje w jednej chwili odwróciliśmy się w stronę domu, z którego dobiegał głos.
W drzwiach domu stała... Jewa.
-Dyyymitr...-jakby sama nie dowierzała, że on tu jest, że naprawdę stoi przed nią jej wnuk.-Dymitr, wnusiu-zaczęła płakać.
Podbiegła do nas i zaczęła tulić Dymitra do siebie.
-Rose, Rose tak bardzo dziękuję Ci dziecko. Dziękuję Ci, że uratowałaś Dymitra. Wiedziałam, że Ci się uda. Widziałam, że przywieziesz nam go z powrotem.
Przytuliła również mnie. Jeszcze nigdy nie widziałam, aby ta starsza pani okazywała tyle uczuć. Dymitr też płakał i tak staliśmy w trójkę płacząc i się przytulając.
-Babushka*- powiedział Dymitr i na nowo się rozpłakał.
Po jakimś czasie wszyscy się uspokoiliśmy trochę. Jewa dopiero teraz odsunęła się, aby dokładnie przyjrzeć się Dymitrowi.
-Babciu, nie boisz się mnie?-spytał ostrożnie Dymitr.
-Czego? Dymitr, ja wszystko widziałam. Widziałam, że tak będzie. Ta dziewczyna to największy skarb naszej rodziny. Musisz o nią dbać. Wszyscy musimy o nią dbać. Zobacz ile ona już dla nas zrobiła.
-Babciu, tak bardzo się za Wami stęskniłem- to mówiąc przytulił starszą kobietę.
-Tak się stęskniłeś, że nie chciałeś wejść do domu. Od początku widziałam, że będą jakieś kłopoty, a pózniej słyszałam, jak krzyczysz na tą dobrą dziewczynę. Gdyby nie ona, wszystkich nas los byłby marny. Wszystkich Dimka, rozumiesz? Nie tylko ty, ale i ja. Olena, Wiktoria, Karolina, Sonia. Ona wszystkich nas ratuje. Całą naszą rodzinę.
Czasami przyznam, że nie zabardzo wiem o co chodzi Jewie. Uratowałam tylko Dymitra. Na razie postanowiłam nie dochodzić sensu jej słów.
-Chodzcie do domu dzieciaki. Nie możemy tej cudownej nowiny zachować tylko dla siebie. Mówiłam im wszystkim, że ty wrócisz to nie chciały mi wierzyć. Mówiły, że zwariowałam. I co? I znowu wyszło na moje.
Jeszcze nigdy w mojej obecności babka Dymitra nie powiedziała tyle co teraz.
Babushka-babcia
środa, 21 września 2016
ROZDZIAŁ 25
Czemu on tak długo nic nie mówi? Czemu poprostu nie powie, że podoba mu się taka niespodzianka? Cały czas mam nadzieję, że jednak nie będzie krzyczał tylko spodoba mu się.
-Roooooooooose- powiedział, nie nie powiedział, krzyknął.
-Tak?- nie, jednak jest zły na mnie.
-Jak mogłaś mi to zrobić? Jak mogłaś mnie tu przywieść?
-Dymitr, ja tak bardzo chciałam, żeby było ci miło.
-To jak widzisz, nie jest mi miło. Jak mogłaś? Cała moja rodzina myśli, że jestem strzygą. Myślą, że jestem potworem. Na prawdę sądzisz, że będzie mi miło jak będą się mnie bać i zechcą mnie zaatakować?
-Dymitr, tak nie będzie. Ja nie dam, żeby stała Ci się krzywda.
-Sam potrafię się obronić, ale jak uważasz będzie mi miło jak moja rodzina będzie się mnie bać?
-Nie, ale Dyy...-przerwał mi.
-Co Dymitr? Rose, było wcześniej myśleć. Jak to sobie wyobrażałaś? Co, może wejdziemy tam jak gdyby nigdy nic tak?
-Nie, ale...
-I co mam może powiedzieć "Cześć mamo" i będzie wszystko super.
Krzyczał na mnie.
Nie był zły.
Był wściekły.
Dawno nie widziałam go tak wściekłego.
Nawet chyba nigdy.
-Dymitr- zaczęłam ostrożnie.
-Co?- warknął.
-Przestań krzyczeć na mnie i mnie posłuchaj! Wytłumaczymy twojej rodzinie na spokojnie, że nie jesteś już strzygą, że Lissa Cię odmieniła. Nie możesz im tego nie wyjaśnić. Pomyśl, jakie one wszystkie będą szczęśliwe jak zobaczą Cię całego i zdrowego. Dymitr, nie możesz im siebie odbierać. Musisz im pokazać, że znowu jesteś dampirem.
-Roza, ja się boje.
Naszą rozmowę przerwał dobrze wcześniej znany mi głos.
-Co tu się dzie...??
-Roooooooooose- powiedział, nie nie powiedział, krzyknął.
-Tak?- nie, jednak jest zły na mnie.
-Jak mogłaś mi to zrobić? Jak mogłaś mnie tu przywieść?
-Dymitr, ja tak bardzo chciałam, żeby było ci miło.
-To jak widzisz, nie jest mi miło. Jak mogłaś? Cała moja rodzina myśli, że jestem strzygą. Myślą, że jestem potworem. Na prawdę sądzisz, że będzie mi miło jak będą się mnie bać i zechcą mnie zaatakować?
-Dymitr, tak nie będzie. Ja nie dam, żeby stała Ci się krzywda.
-Sam potrafię się obronić, ale jak uważasz będzie mi miło jak moja rodzina będzie się mnie bać?
-Nie, ale Dyy...-przerwał mi.
-Co Dymitr? Rose, było wcześniej myśleć. Jak to sobie wyobrażałaś? Co, może wejdziemy tam jak gdyby nigdy nic tak?
-Nie, ale...
-I co mam może powiedzieć "Cześć mamo" i będzie wszystko super.
Krzyczał na mnie.
Nie był zły.
Był wściekły.
Dawno nie widziałam go tak wściekłego.
Nawet chyba nigdy.
-Dymitr- zaczęłam ostrożnie.
-Co?- warknął.
-Przestań krzyczeć na mnie i mnie posłuchaj! Wytłumaczymy twojej rodzinie na spokojnie, że nie jesteś już strzygą, że Lissa Cię odmieniła. Nie możesz im tego nie wyjaśnić. Pomyśl, jakie one wszystkie będą szczęśliwe jak zobaczą Cię całego i zdrowego. Dymitr, nie możesz im siebie odbierać. Musisz im pokazać, że znowu jesteś dampirem.
-Roza, ja się boje.
Naszą rozmowę przerwał dobrze wcześniej znany mi głos.
-Co tu się dzie...??
niedziela, 18 września 2016
ROZDZIAŁ 24
Droga była długa pomimo tego, że samochód był wygodny, dampir dobrze kierował to miałam już dość. Pragnęłam jak najszybciej wysiąść z samochodu. Jak poczułam, że samochód się zatrzymuje to prawie chciałam krzyczeć z radości.
-Dymitr, już wysiadamy. Cieszysz się, że już zaraz dowiesz się, gdzie Cię przywiozłam?
-Roza, teraz to na się naprawdę zaczynam bać, ale jestem strasznie ciekawy tego.
-Tylko wiesz Dymitr...
-Co?
-No bo ja nie jestem pewna czy Ci się taka niespodzianka spodoba.
-A czemu miała by mi się nie spodobać?
-Nie wiem sama.
-No widzisz Rose, na pewno mi się spodoba.
-Dymitr...
-Tak?
-Ale obiecasz mi coś?
-A co mam Ci obiecać?
-Obiecaj mi, że nie będziesz krzyczał na mnie.
-Roza, kocham Cię i nie będę na Ciebie krzyczał z tego powodu, że chciałaś zrobić mi niespodziankę. Przeciwnie, będę się bardzo cieszył jak już wreszcie dowiem się gdzie jesteśmy.
-No, ale...
-Roza, naprawdę było by mi łatwiej jakbyś pozwoliła już ściągnąć mi to z oczu- przerwał mi.
-Nie Dymitr. Poczekaj jeszcze chwile.
-No dobrze.
Podeszłam do niego i złożyłam na jego ustach delikatny pocałunek, który z czasem przerodził się w namiętny. Niechętnie oderwałam się od Dymitra. Nie mogę już dłużej zwlekać. Muszę pokazać mu wkońcu gdzie jesteśmy.
Stanęłam za nim.
Uniosłam ręce.
Chwyciłam za jeden koniec apaszki.
-Kocham Cię Dymitr.
Opadła na ziemię.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Proszę rozdział na koniec weekendu i też po to aby Wam wynagrodzić cały czas tą niesystematyczność w postach :)
-Dymitr, już wysiadamy. Cieszysz się, że już zaraz dowiesz się, gdzie Cię przywiozłam?
-Roza, teraz to na się naprawdę zaczynam bać, ale jestem strasznie ciekawy tego.
-Tylko wiesz Dymitr...
-Co?
-No bo ja nie jestem pewna czy Ci się taka niespodzianka spodoba.
-A czemu miała by mi się nie spodobać?
-Nie wiem sama.
-No widzisz Rose, na pewno mi się spodoba.
-Dymitr...
-Tak?
-Ale obiecasz mi coś?
-A co mam Ci obiecać?
-Obiecaj mi, że nie będziesz krzyczał na mnie.
-Roza, kocham Cię i nie będę na Ciebie krzyczał z tego powodu, że chciałaś zrobić mi niespodziankę. Przeciwnie, będę się bardzo cieszył jak już wreszcie dowiem się gdzie jesteśmy.
-No, ale...
-Roza, naprawdę było by mi łatwiej jakbyś pozwoliła już ściągnąć mi to z oczu- przerwał mi.
-Nie Dymitr. Poczekaj jeszcze chwile.
-No dobrze.
Podeszłam do niego i złożyłam na jego ustach delikatny pocałunek, który z czasem przerodził się w namiętny. Niechętnie oderwałam się od Dymitra. Nie mogę już dłużej zwlekać. Muszę pokazać mu wkońcu gdzie jesteśmy.
Stanęłam za nim.
Uniosłam ręce.
Chwyciłam za jeden koniec apaszki.
-Kocham Cię Dymitr.
Opadła na ziemię.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Proszę rozdział na koniec weekendu i też po to aby Wam wynagrodzić cały czas tą niesystematyczność w postach :)
sobota, 17 września 2016
ROZDZIAŁ 23
-Dymitr nie w tą stronę- pociągnęłam go w przeciwną do której szedł.
No cóż sama zawiązałam mu oczy, więc nie mam się co dziwić, że nie wie, w którą stronę ma iść.
-Dymitr, uważaj teraz na głowę bo wsiadamy do samochodu.
Mruknął coś po rosyjsku, co nie bardzo rozumiałam.
Po kilku próbach i przekleństwach Dymitrowi udało się wsiąść do samochodu.
-No Towarzyszu, najgorsze już za Tobą. Teraz same przyjemności- uśmiechnęłam się pod nosem.
-Ciekawe jakie te przyjemności?
-No pomyśl, czeka Cię cudowna niespodzianka zorganizowana przez kobietę twojego życia.
Dymitr uśmiechnął się delikatnie pod nosem.
-No z tą kobietą mego życia to masz rację, ale to tej niespodzianki boję się najbardziej.
Zaśmiałam się na tą uwagę.
Ten dampir od mojego ojca był naprawdę dobrym kierowcą.
-Czy panienka Mazur życzy sobie wstąpić na jakiś obiad?
Widać, że Abe pomyślał o wszystkim.
-A mógłbyś zjechać do jakiegoś KFC czy innego czegoś podobnego i kupić na wynos? Wolałabym, aby Dymitr nie wysiadał.
Poczułam jak Dymitr spiął się na tą uwagę.
-Dobrze, za pół godziny mamy najbliższy McDonald's, a za lekko ponad godzinę KFC, to gdzie panienka woli jechać?
-Trochę jestem już głodna, więc niech będzie McDonald's.
-Wedle życzenia panienki.
Po niecałych 30 minutach zajechaliśmy pod McDonald'a.
-Co panienka chciałaby zjeść?
-Obojętne co kupisz.
-A strażnik na co ma ochotę?
-Obojętne kup nam to samo.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Proszę drugi rozdział dzisiaj, jako przeprosiny :)
No cóż sama zawiązałam mu oczy, więc nie mam się co dziwić, że nie wie, w którą stronę ma iść.
-Dymitr, uważaj teraz na głowę bo wsiadamy do samochodu.
Mruknął coś po rosyjsku, co nie bardzo rozumiałam.
Po kilku próbach i przekleństwach Dymitrowi udało się wsiąść do samochodu.
-No Towarzyszu, najgorsze już za Tobą. Teraz same przyjemności- uśmiechnęłam się pod nosem.
-Ciekawe jakie te przyjemności?
-No pomyśl, czeka Cię cudowna niespodzianka zorganizowana przez kobietę twojego życia.
Dymitr uśmiechnął się delikatnie pod nosem.
-No z tą kobietą mego życia to masz rację, ale to tej niespodzianki boję się najbardziej.
Zaśmiałam się na tą uwagę.
Ten dampir od mojego ojca był naprawdę dobrym kierowcą.
-Czy panienka Mazur życzy sobie wstąpić na jakiś obiad?
Widać, że Abe pomyślał o wszystkim.
-A mógłbyś zjechać do jakiegoś KFC czy innego czegoś podobnego i kupić na wynos? Wolałabym, aby Dymitr nie wysiadał.
Poczułam jak Dymitr spiął się na tą uwagę.
-Dobrze, za pół godziny mamy najbliższy McDonald's, a za lekko ponad godzinę KFC, to gdzie panienka woli jechać?
-Trochę jestem już głodna, więc niech będzie McDonald's.
-Wedle życzenia panienki.
Po niecałych 30 minutach zajechaliśmy pod McDonald'a.
-Co panienka chciałaby zjeść?
-Obojętne co kupisz.
-A strażnik na co ma ochotę?
-Obojętne kup nam to samo.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Proszę drugi rozdział dzisiaj, jako przeprosiny :)
ROZDZIAŁ 22
Wylądowaliśmy. Podeszłam do Dymitra i przytuliłam go od tyłu.
-I jak Roza, powiesz mi wkońcu gdzie jesteśmy?
-Nie poznajesz?- spytałam lekko zdziwiona.
-Nie zbyt. Lotnisko jak lotnisko nic w nim specjalnego. Może jak wyjdziemy z niego i zobaczę miasto to będę wiedział gdzie jesteśmy.
-O nie nie nie!- pokręciłam głową.- Zanim wyjdziemy to ja muszę Ci zawiązać oczy. Pamiętaj Dymitr niespodzianka to niespodzianka.
Nagle zauważyłam dość wysokiego bruneta, który trzymał kartkę z moim nazwiskiem.
No tak! To pewnie Abe go przysłał. Mówił, że ktoś nas odbierze z lotniska.
-Roza, czemu ten facet trzyma kartkę z twoim nazwiskiem?- spytał lekko zdezorientowany Dymitr.
-Widzisz Towarzyszu, to nasz transport.
Podeszliśmy do dampira. Na mój widok ukłonił się nisko.
-Strażniczka Hathaway, bardzo mi miło.
-Mi również- odparłam.
Dymitr już zaczął kierować się w stronę wyjścia.
-Dymitr!-krzyknęłam- chodź tu do mnie.
Szybko podbiegł.
-Co się stało- spytał zaniepokojony.
-Nic się nie stało, ale muszę Ci zawiązać oczy.
-Czy to jest napewno konieczne?
-Tak Dymitr! A teraz kucnij.
Posłusznie wykonał moją prośbę. Po chwili na oczach Dymitra była zawiązana czarna apaszka.
-I jak Towarzyszu widzisz coś?
-Nie Roza, nic nie widzę i jeśli zrobię z siebie teraz debila potykając się na oczach wszystkich, to będzie twoja wina.
-Oj tam. Dasz radę Dymitr. Ja będę Cię prowadzić.- to mówiąc wspiełam się na palce i dałam mu buziaka.
Uśmiechnął się zadowolony.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam Was za brak systematyczności w dodawaniu rozdziałów, ale zawsze wrzesień jest dla mnie strasznie zakręcony i zanim wszystko sobie ogarnę ze szkołą to jest już październik. Dajcie mi czas do pazdziernika i obiecuję się już w następnym miesiącu poprawić
-I jak Roza, powiesz mi wkońcu gdzie jesteśmy?
-Nie poznajesz?- spytałam lekko zdziwiona.
-Nie zbyt. Lotnisko jak lotnisko nic w nim specjalnego. Może jak wyjdziemy z niego i zobaczę miasto to będę wiedział gdzie jesteśmy.
-O nie nie nie!- pokręciłam głową.- Zanim wyjdziemy to ja muszę Ci zawiązać oczy. Pamiętaj Dymitr niespodzianka to niespodzianka.
Nagle zauważyłam dość wysokiego bruneta, który trzymał kartkę z moim nazwiskiem.
No tak! To pewnie Abe go przysłał. Mówił, że ktoś nas odbierze z lotniska.
-Roza, czemu ten facet trzyma kartkę z twoim nazwiskiem?- spytał lekko zdezorientowany Dymitr.
-Widzisz Towarzyszu, to nasz transport.
Podeszliśmy do dampira. Na mój widok ukłonił się nisko.
-Strażniczka Hathaway, bardzo mi miło.
-Mi również- odparłam.
Dymitr już zaczął kierować się w stronę wyjścia.
-Dymitr!-krzyknęłam- chodź tu do mnie.
Szybko podbiegł.
-Co się stało- spytał zaniepokojony.
-Nic się nie stało, ale muszę Ci zawiązać oczy.
-Czy to jest napewno konieczne?
-Tak Dymitr! A teraz kucnij.
Posłusznie wykonał moją prośbę. Po chwili na oczach Dymitra była zawiązana czarna apaszka.
-I jak Towarzyszu widzisz coś?
-Nie Roza, nic nie widzę i jeśli zrobię z siebie teraz debila potykając się na oczach wszystkich, to będzie twoja wina.
-Oj tam. Dasz radę Dymitr. Ja będę Cię prowadzić.- to mówiąc wspiełam się na palce i dałam mu buziaka.
Uśmiechnął się zadowolony.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam Was za brak systematyczności w dodawaniu rozdziałów, ale zawsze wrzesień jest dla mnie strasznie zakręcony i zanim wszystko sobie ogarnę ze szkołą to jest już październik. Dajcie mi czas do pazdziernika i obiecuję się już w następnym miesiącu poprawić
poniedziałek, 12 września 2016
ROZDZIAŁ 21
-Nie, nie obraziłem się. Poprostu myślę o różnych miejscach, w które chciałabyś pojechać. A może jakaś mała podpowiedz?
-Podpowiedz jest taka, że napewno nie pomyślałeś o tym miejscu.
-A to jest jakieś miejsce, które znam?
-Tak. Znasz je bardzo dobrze.
Nawet nie wiesz jak bardzo dobrze je znasz, pomyślałam.
-Nic ta twoja podpowiedz mi nie mówi. Nadal nie wiem gdzie możemy lecieć.
-I o to ma chodzić, aby do końca pozostało to niespodzianką- oboje się zaśmialiśmy.
Zajechaliśmy na lotnisko.
-Dymitr chodź to tędy- i skręciłam w prawo.- Musimy się pośpieszyć.
Naszczęście odprawa poszła szybko.
Właśnie szliśmy ostatnie metry po płycie lotniska do naszego samolotu.
-Dymitr bo wiesz, żeby to była niespodzianka to jak wylądujemy będę musiała zawiązać Ci oczy.
Spojrzał na mnie niepewnie.
-Roza, czy to na pewno konieczne?
-Obawiam się, że tak- i zrobiłam smutną minę.
Mam nadzieję, że Dymitr nie będzie stawiał oporu na miejscu, chociaż bardzo się tego boje.
-Wiesz Roza, czasami masz takie szalone pomysły, że aż sam się Ciebie boje- zaśmiał się delikatnie.
-Ehh Dymitr. Nie ma się czego bać. Wiesz, że możesz mi zaufać. A ta wycieczka na pewno Ci się spodoba.
-Roza, Roza- mruknął kręcąc głową- nawet nie wiesz jakie mi pomysły chodzą po głowie.
-Dymitr, pochwal się jakie.
-Jedno to, że planujesz porwać mnie do Vegas i wziąć ze mną ślub.
-Nie Dymitr- zaśmiałam się- nie tym razem, ale może następnym. To jaki kolejny pomysł?
-Uprowadzisz mnie i zabijesz?
-Yyy... To też nie. Zbyt bardzo cenię sobie twoje towarzystwo i twoją kuchnie.
-To może jakiś romantyczny weekend w Paryżu?
-Nie Dymitr. Niestety to też nie to.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam Was, ale nie dość, że jestem zawalona lekcjami, to jeszcze wena mnie opuściła
-Podpowiedz jest taka, że napewno nie pomyślałeś o tym miejscu.
-A to jest jakieś miejsce, które znam?
-Tak. Znasz je bardzo dobrze.
Nawet nie wiesz jak bardzo dobrze je znasz, pomyślałam.
-Nic ta twoja podpowiedz mi nie mówi. Nadal nie wiem gdzie możemy lecieć.
-I o to ma chodzić, aby do końca pozostało to niespodzianką- oboje się zaśmialiśmy.
Zajechaliśmy na lotnisko.
-Dymitr chodź to tędy- i skręciłam w prawo.- Musimy się pośpieszyć.
Naszczęście odprawa poszła szybko.
Właśnie szliśmy ostatnie metry po płycie lotniska do naszego samolotu.
-Dymitr bo wiesz, żeby to była niespodzianka to jak wylądujemy będę musiała zawiązać Ci oczy.
Spojrzał na mnie niepewnie.
-Roza, czy to na pewno konieczne?
-Obawiam się, że tak- i zrobiłam smutną minę.
Mam nadzieję, że Dymitr nie będzie stawiał oporu na miejscu, chociaż bardzo się tego boje.
-Wiesz Roza, czasami masz takie szalone pomysły, że aż sam się Ciebie boje- zaśmiał się delikatnie.
-Ehh Dymitr. Nie ma się czego bać. Wiesz, że możesz mi zaufać. A ta wycieczka na pewno Ci się spodoba.
-Roza, Roza- mruknął kręcąc głową- nawet nie wiesz jakie mi pomysły chodzą po głowie.
-Dymitr, pochwal się jakie.
-Jedno to, że planujesz porwać mnie do Vegas i wziąć ze mną ślub.
-Nie Dymitr- zaśmiałam się- nie tym razem, ale może następnym. To jaki kolejny pomysł?
-Uprowadzisz mnie i zabijesz?
-Yyy... To też nie. Zbyt bardzo cenię sobie twoje towarzystwo i twoją kuchnie.
-To może jakiś romantyczny weekend w Paryżu?
-Nie Dymitr. Niestety to też nie to.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam Was, ale nie dość, że jestem zawalona lekcjami, to jeszcze wena mnie opuściła
piątek, 9 września 2016
ROZDZIAŁ 20
Halo Halo! Co jest z Wami? Kasia, Anita co z Wami dziewczyny? Czemu już nie komentujecie? Proszę komentujcie, żebym wiedziała czy Wam się to podoba czy mam coś poprawić. I ten post jest jako ten sobotni. Pomyślałam, że wstawię go wcześniej, a jak się wyrobie to będzie jeden dodatkowy rozdział.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
-Dymitr ja się boje- przyznałam.
-Czego Roza?
-Ja się boję zdejmowania tych szwów.
Dymitr przytulił mnie mocniej.
-Roza, kochanie jesteś dzielna. Pokonywałaś większe trudności, więc co to dla Ciebie zdejmowanie szwów. Będę przy Tobie i będę Cię trzymać za rękę obiecuję.
Pocałował mnie w czoło.
-Strażniczka Rose Hathaway- wyczytała pielęgniarka z listy.
Dymitr wstał, wziął mnie za rękę i pociągnął za sobą.
-Ale strażnik nie może wejść na salę zabiegową.
-Nie! Błagam! Ja tylko z nim wejdę- zaczęłam protestować. Sama nie wiem, od kiedy tak panicznie zaczęłam się bać szpitali.
-Dobrze, ale ma strażnik nie przeszkadzać- ugięła się pielęgniarka.
-Witam strażniczko Hathaway- przywitał się lekarz.- Proszę położyć się na kozetce i zaraz wyjmiemy szwy.
Nie wiem, ile trwało zdejmowanie szwów. Przez cały czas tak się bałam, że ciągle trzymałam rękę Dymitra.
-Strażniczko już skończyliśmy. Zalecenia takie same jak dostała strażniczka przy wypisie.
Uff... Narseszcie koniec. Wyszliśmy ze szpitala.
-Dymitr- zaczęłam ostrożnie.
-Tak?
-Bo pamiętasz te wszystkie moje rozmowy z Abem- przytaknął głową- bo wiesz ja organizowałam nam małe wakacje, które są niespodzianką dla Ciebie. Walizki już nam spakowałam. Za niecałe 4 godziny wylatujemy.
-Wolałbym, abyś uprzedzała mnie o takich niespodziankach wcześniej. A gdzie jedziemy?
-To właśnie chce, aby pozostało niespodzianką do końca.
-Och Roza, nie bądź taka.
-Przykro mi Towarzyszu. Niespodzianka to niespodzianka.
Dymitr pokręcił głową. Przynajmniej narazie przestał się dopytywać.
Szybko wsiedliśmy do samochodu i podjechaliśmy do domu po walizki. Dymitr chyba narazie pogodził się z myślą, że na razie nic mu nie powiem, ale może też obmyśla plan jak sprytnie mnie podejść, żeby dowiedzieć się gdzie lecimy. Muszę się teraz pilnować, żeby niczego nie wygadać. Boje się jego reakcji jak dowie się, gdzie jedziemy.
Weszliśmy do mieszkania.
-Dymitr walizki są w garderobie. Spakowałam też Ciebie o nic nie musisz się martwić.
Zabraliśmy wszystko i zaczęliśmy jechać w stronę lotniska. Do wylotu mamy jeszcze dwie godziny, ale godzina zajmie nam dojechanie na lotnisko. Przez cały czas Dymitr się nie odzywa.
-Dymitr, czy ty się na mnie obraziłeś?
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
-Dymitr ja się boje- przyznałam.
-Czego Roza?
-Ja się boję zdejmowania tych szwów.
Dymitr przytulił mnie mocniej.
-Roza, kochanie jesteś dzielna. Pokonywałaś większe trudności, więc co to dla Ciebie zdejmowanie szwów. Będę przy Tobie i będę Cię trzymać za rękę obiecuję.
Pocałował mnie w czoło.
-Strażniczka Rose Hathaway- wyczytała pielęgniarka z listy.
Dymitr wstał, wziął mnie za rękę i pociągnął za sobą.
-Ale strażnik nie może wejść na salę zabiegową.
-Nie! Błagam! Ja tylko z nim wejdę- zaczęłam protestować. Sama nie wiem, od kiedy tak panicznie zaczęłam się bać szpitali.
-Dobrze, ale ma strażnik nie przeszkadzać- ugięła się pielęgniarka.
-Witam strażniczko Hathaway- przywitał się lekarz.- Proszę położyć się na kozetce i zaraz wyjmiemy szwy.
Nie wiem, ile trwało zdejmowanie szwów. Przez cały czas tak się bałam, że ciągle trzymałam rękę Dymitra.
-Strażniczko już skończyliśmy. Zalecenia takie same jak dostała strażniczka przy wypisie.
Uff... Narseszcie koniec. Wyszliśmy ze szpitala.
-Dymitr- zaczęłam ostrożnie.
-Tak?
-Bo pamiętasz te wszystkie moje rozmowy z Abem- przytaknął głową- bo wiesz ja organizowałam nam małe wakacje, które są niespodzianką dla Ciebie. Walizki już nam spakowałam. Za niecałe 4 godziny wylatujemy.
-Wolałbym, abyś uprzedzała mnie o takich niespodziankach wcześniej. A gdzie jedziemy?
-To właśnie chce, aby pozostało niespodzianką do końca.
-Och Roza, nie bądź taka.
-Przykro mi Towarzyszu. Niespodzianka to niespodzianka.
Dymitr pokręcił głową. Przynajmniej narazie przestał się dopytywać.
Szybko wsiedliśmy do samochodu i podjechaliśmy do domu po walizki. Dymitr chyba narazie pogodził się z myślą, że na razie nic mu nie powiem, ale może też obmyśla plan jak sprytnie mnie podejść, żeby dowiedzieć się gdzie lecimy. Muszę się teraz pilnować, żeby niczego nie wygadać. Boje się jego reakcji jak dowie się, gdzie jedziemy.
Weszliśmy do mieszkania.
-Dymitr walizki są w garderobie. Spakowałam też Ciebie o nic nie musisz się martwić.
Zabraliśmy wszystko i zaczęliśmy jechać w stronę lotniska. Do wylotu mamy jeszcze dwie godziny, ale godzina zajmie nam dojechanie na lotnisko. Przez cały czas Dymitr się nie odzywa.
-Dymitr, czy ty się na mnie obraziłeś?
wtorek, 6 września 2016
ROZDZIAŁ 19
-Roza, pośpiesz się zaraz się spóźnimy. Co ty tak długo robisz w tej garderobie?- krzyknął zniecierpliwiony Dymitr.
-Nie wiem, która mam sukienkę założyć.
Usłyszałam kroki Dymitra na korytarzu.
-No pokaż co tam masz do wyboru- powiedział wchodząc.
Założyłam na początku granatową sukienkę przed kolano od pasa taka lekko rozszerzona, na grubych ramionach. Następna była zwykła czarna za kolano, obcisła dopasowana, idealnie podkreślająca moją figurę. Ostatnia była czerwona z bufiastymi rękawkami do połowy uda, tak samo jak granatowa delikatnie rozszerzała się od pasa w dół.
-Mmm...-Dymitr potarł ręką brodę, udając zastanowienie.- Załóż tą granatową. Jest najlepsza na obiad z ojcem, ale ta czarna gdyby była krótsza też bardzo by mi się podobała- uśmiechnął się zawadiacko.
Szybko się przebrałam w granatową, założyłam pasujące buty i wzięłam torebkę.
-Możemy już iść- krzyknęłam do Dymitra.
-Dobrze, czekam przy drzwiach.
Szybko pobiegłam do Dymitra i dałam mu buziaka.
-Za co?-spytał zdziwiony.
-Za to, że musiałeś tyle na mnie czekać.
-Dobra, chodź już Roza, twój ojciec nie będzie zadowolony jeśli każemy, mu długo czekać.
Drogę do ojca pokonaliśmy nad zwyczaj szybko. Po drodze Dymitr opowiadał o swoich westernach i, że nie może doczekać się kiedy jego ulubiony autor wyda kolejną powieść.
W drzwiach czekał już na nas ojciec.
-Co tak długo dzieciaki? Już myślałem, że nie przyjedziecie wcale.
-Rose, nie mogła się zdecydować, którą sukienkę założyć- odpowiedział ojcu Dymitr.
-No mogłem się tego domyśleć, ale już nie przedłużając, wchodźcie szybko do środka bo obiad stygnie.
Obiad był naprawdę pyszny, ojciec ma najlepszych kucharzy, oczywiście zaraz po Dymitrze, ale przez cały obiad był jakoś dziwnie podekscytowany.
-Rose chodz na chwile na górę. Musimy pogadać. Dymitr zostań tu na dole. Zaraz wrócimy. Rozgość się i czuj się jak u siebie.
-O co chodzi-spytałam na górze?
-Rose, muszę dać ci bilety lotnicze i resztę wskazówek. Ja sam jutro wylatuje na Karaiby, więc nie mam kiedy indziej ci tego dać. Wylot macie 4 godziny po zdjęciu tobie szwów. Lot będzie długi. Z lotniska odbierze was mój człowiek i zawiezie do Bai. Chyba, że po drodze będziecie chcieli się w jakimś hotelu zatrzymać- dodał z przekąsem.- Pieniądze masz na karcie na pewno Wam starczy.
-Nie wiem, która mam sukienkę założyć.
Usłyszałam kroki Dymitra na korytarzu.
-No pokaż co tam masz do wyboru- powiedział wchodząc.
Założyłam na początku granatową sukienkę przed kolano od pasa taka lekko rozszerzona, na grubych ramionach. Następna była zwykła czarna za kolano, obcisła dopasowana, idealnie podkreślająca moją figurę. Ostatnia była czerwona z bufiastymi rękawkami do połowy uda, tak samo jak granatowa delikatnie rozszerzała się od pasa w dół.
-Mmm...-Dymitr potarł ręką brodę, udając zastanowienie.- Załóż tą granatową. Jest najlepsza na obiad z ojcem, ale ta czarna gdyby była krótsza też bardzo by mi się podobała- uśmiechnął się zawadiacko.
Szybko się przebrałam w granatową, założyłam pasujące buty i wzięłam torebkę.
-Możemy już iść- krzyknęłam do Dymitra.
-Dobrze, czekam przy drzwiach.
Szybko pobiegłam do Dymitra i dałam mu buziaka.
-Za co?-spytał zdziwiony.
-Za to, że musiałeś tyle na mnie czekać.
-Dobra, chodź już Roza, twój ojciec nie będzie zadowolony jeśli każemy, mu długo czekać.
Drogę do ojca pokonaliśmy nad zwyczaj szybko. Po drodze Dymitr opowiadał o swoich westernach i, że nie może doczekać się kiedy jego ulubiony autor wyda kolejną powieść.
W drzwiach czekał już na nas ojciec.
-Co tak długo dzieciaki? Już myślałem, że nie przyjedziecie wcale.
-Rose, nie mogła się zdecydować, którą sukienkę założyć- odpowiedział ojcu Dymitr.
-No mogłem się tego domyśleć, ale już nie przedłużając, wchodźcie szybko do środka bo obiad stygnie.
Obiad był naprawdę pyszny, ojciec ma najlepszych kucharzy, oczywiście zaraz po Dymitrze, ale przez cały obiad był jakoś dziwnie podekscytowany.
-Rose chodz na chwile na górę. Musimy pogadać. Dymitr zostań tu na dole. Zaraz wrócimy. Rozgość się i czuj się jak u siebie.
-O co chodzi-spytałam na górze?
-Rose, muszę dać ci bilety lotnicze i resztę wskazówek. Ja sam jutro wylatuje na Karaiby, więc nie mam kiedy indziej ci tego dać. Wylot macie 4 godziny po zdjęciu tobie szwów. Lot będzie długi. Z lotniska odbierze was mój człowiek i zawiezie do Bai. Chyba, że po drodze będziecie chcieli się w jakimś hotelu zatrzymać- dodał z przekąsem.- Pieniądze masz na karcie na pewno Wam starczy.
niedziela, 4 września 2016
ROZDZIAŁ 18
Obudziły mnie delikatne pocałunki na mojej szyi. Mruknęłam zadowolona.
-Jak się spało Roza?
-Bardzo dobrze. Nareszcie w dużym wygodnym łóżku i nie sama. A Tobie Towarzyszu?
-Roza spałem z kobietą mojego życie, więc jak mi się miało spać? Oczywiście, że cudownie.
-Z kobietą twojego życia? Opowiedz coś o niej bo chyba jej nie znam- uśmiechnęłam się pod nosem.
-Była kiedyś moją uczennicą, chodź nigdy jej tak nie traktowałem. Od zawsze była dla mnie kimś wyjątkowym. To ona obudziła mnie do życia. I pomimo tych wszystkich strasznych rzeczy, które jej robiłem nadal jest ze mną. Jest najlepszą strażniczką na świecie i leży teraz koło mnie. Kocham Cię Roza najmocniej na świecie.
-Ja tiebia lubliu Dymitr.
Zaczęliśmy się całować lekko, delikatnie, z czasem pogłębiając pocałunek. Całowaliśmy się, aż zabrakło nam tchu.
-Wiesz Roza chętnie bym został dłużej w łóżku, ale śniadanie samo się nie zrobi.
Na tą uwagę zaburczało mi w brzuchu.
Zeszliśmy na dół. Usiadłam przy stole, a Dymitr zaczął smażyć naleśniki. Po kuchni rozniósł się cudowny zapach. Po chwili na stole stała sterta naleśników. Były nieziemsko pyszne.
-Och Dymitr, bez Ciebie to ja chyba bym skończyła na chińszczyźnie i pizzie codziennie.
Zaśmiał się na tą uwagę. Po śniadaniu pomogłam mu pozmywać.
Udaliśmy się do salonu. Siedliśmy przy kominku rozkoszując się jego ciepłem. Dymitr posadził mnie sobie na kolanach i zaczął całować. Pogłębiłam pocałunek. On przyciągnął mnie jeszcze bliżej, miażdżąc moje usta swoimi wargami.
Dymitr odsunął się ode mnie delikatnie.
-Roza nie możemy- powiedział kręcąc głową, czemu on zawsze jest taki rozsądny.
-Czemu?
-Miałaś uważać na brzuch i się oszczędzać.
-Dymitr, ja wiem, że tego chcesz.
-Chcę, ale twoje zdrowie jest dla mnie ważniejsze.
Trudno, będę musiała poczekać, aż zdejmą mi szwy, albo znajdę na niego jakiś sposób.
Siedzieliśmy jeszcze tak trochę. Dymitr lekko mnie kołysał i mruczał coś po rosyjsku.
Po chwili poczułam, że lecę w powietrzu. Otworzyłam oczy i zorientowałam się, że Dymitr niesie mnie na rękach.
-Gdzie idziemy?- spytałam.
-Do garderoby, musimy się ubrać. Niedługo musimy wyjeżdżać, aby zdążyć do twojego ojca.
-Jak się spało Roza?
-Bardzo dobrze. Nareszcie w dużym wygodnym łóżku i nie sama. A Tobie Towarzyszu?
-Roza spałem z kobietą mojego życie, więc jak mi się miało spać? Oczywiście, że cudownie.
-Z kobietą twojego życia? Opowiedz coś o niej bo chyba jej nie znam- uśmiechnęłam się pod nosem.
-Była kiedyś moją uczennicą, chodź nigdy jej tak nie traktowałem. Od zawsze była dla mnie kimś wyjątkowym. To ona obudziła mnie do życia. I pomimo tych wszystkich strasznych rzeczy, które jej robiłem nadal jest ze mną. Jest najlepszą strażniczką na świecie i leży teraz koło mnie. Kocham Cię Roza najmocniej na świecie.
-Ja tiebia lubliu Dymitr.
Zaczęliśmy się całować lekko, delikatnie, z czasem pogłębiając pocałunek. Całowaliśmy się, aż zabrakło nam tchu.
-Wiesz Roza chętnie bym został dłużej w łóżku, ale śniadanie samo się nie zrobi.
Na tą uwagę zaburczało mi w brzuchu.
Zeszliśmy na dół. Usiadłam przy stole, a Dymitr zaczął smażyć naleśniki. Po kuchni rozniósł się cudowny zapach. Po chwili na stole stała sterta naleśników. Były nieziemsko pyszne.
-Och Dymitr, bez Ciebie to ja chyba bym skończyła na chińszczyźnie i pizzie codziennie.
Zaśmiał się na tą uwagę. Po śniadaniu pomogłam mu pozmywać.
Udaliśmy się do salonu. Siedliśmy przy kominku rozkoszując się jego ciepłem. Dymitr posadził mnie sobie na kolanach i zaczął całować. Pogłębiłam pocałunek. On przyciągnął mnie jeszcze bliżej, miażdżąc moje usta swoimi wargami.
Dymitr odsunął się ode mnie delikatnie.
-Roza nie możemy- powiedział kręcąc głową, czemu on zawsze jest taki rozsądny.
-Czemu?
-Miałaś uważać na brzuch i się oszczędzać.
-Dymitr, ja wiem, że tego chcesz.
-Chcę, ale twoje zdrowie jest dla mnie ważniejsze.
Trudno, będę musiała poczekać, aż zdejmą mi szwy, albo znajdę na niego jakiś sposób.
Siedzieliśmy jeszcze tak trochę. Dymitr lekko mnie kołysał i mruczał coś po rosyjsku.
Po chwili poczułam, że lecę w powietrzu. Otworzyłam oczy i zorientowałam się, że Dymitr niesie mnie na rękach.
-Gdzie idziemy?- spytałam.
-Do garderoby, musimy się ubrać. Niedługo musimy wyjeżdżać, aby zdążyć do twojego ojca.
piątek, 2 września 2016
Rozdział 17
-Tak Rose. Wszystko gotowe. Kiedy chcesz jechać?
-Za trzy dni wyjmują mi szwy. Więc za tydzień chciałabym wyjechać już. Mam nadzieję, że nie powiedziałeś nic Dymitrowi?
-Nie, nic mu nie powiedziałem. Rose wpadnij jutro do mnie z Dymitrem na obiad.
-Dobrze. O której?
-O drugiej przyjdźcie. Przepraszam Rose, ale muszę już kończyć. Do jutra. Pa.
I się rozłączył.
Zeszłam na dół.
-O czym rozmawiałaś z ojcem?- spytał Dymitr.
-Zaprasza nas jutro na drugą na obiad.
-I tylko tyle? Jak na tak krótką informację długo rozmawialiście.
-Och Dymitr. Pamiętasz mówiłam Ci już kiedyś, że dowiesz się w swoim czasie i ma to być niespodzianka.
-Roza, Roza- pokręcił głową.
-Dymitr, chodź już spać jestem zmęczona a jutro jedziemy do ojca.
-Dobrze Roza, ale i tak się dowiem co kombinujesz.
-Wątpię- mruknęłam, ale chyba Dymitr już tego nie usłyszał.
-Skoro moja Roza taka zmęczona to hop- to mówiąc wziął mnie w swoje ramiona i zaczął się kierować do sypialni.
-Dymitr, ale ja jeszcze umiem chodzić.
-Po co masz się przemęczać? Pamiętasz co mówił lekarz? Masz wypoczywać.
Doszliśmy do sypialni. Dymitr otworzył drzwi do sypialni. Podszedł do łóżka i delikatnie mnie na nim ułożył.
-Dymitr, ale ja się muszę przebrać, w ubraniu nie pójdę spać.
-Poczekaj zaraz przyniosę Ci koszulę.
I zniknął za drzwiami garderoby. Po chwili wyszedł z niej sam już przebrany. Raczej rozebrany bo został w samych bokserkach, a w ręce trzymał jedną z moich ulubionych koszul. Czarną, dosyć krótką, na piersiach przezroczysta, ale w miejscu gdzie powinien znajdować się sutek, była piękna czarna róża. Dostałam kiedyś tą koszulę od Dymitra. Podszedł do mnie. Usiadł na skraju łóżka i zaczął rozpinać mi spodnie.
-Towarzyszu, potrafię się sama rozebrać.
-Roza, ale ja to robię o niebo lepiej- uśmiechnął się zadziornie.
Po chwili byłam już przebrana. Przysunęłam się do Dymitra i wtuliłam w niego. On przyciągną mnie jeszcze bliżej siebie i zaczął bawić się moimi włosami.
-Dobranoc Towarzyszu.
-Dobranoc Roza- powiedział całując mnie w czoło.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Ten rozdział traktujcie jako ten który miał się pojawić w sobotę. Wstawiam go dzień wcześniej, ponieważ jutro mam gości bo robię imieniny i nie wiem czy bym się wyrobiła.
-Dymitr, chodź już spać jestem zmęczona a jutro jedziemy do ojca.
-Dobrze Roza, ale i tak się dowiem co kombinujesz.
-Wątpię- mruknęłam, ale chyba Dymitr już tego nie usłyszał.
-Skoro moja Roza taka zmęczona to hop- to mówiąc wziął mnie w swoje ramiona i zaczął się kierować do sypialni.
-Dymitr, ale ja jeszcze umiem chodzić.
-Po co masz się przemęczać? Pamiętasz co mówił lekarz? Masz wypoczywać.
Doszliśmy do sypialni. Dymitr otworzył drzwi do sypialni. Podszedł do łóżka i delikatnie mnie na nim ułożył.
-Dymitr, ale ja się muszę przebrać, w ubraniu nie pójdę spać.
-Poczekaj zaraz przyniosę Ci koszulę.
I zniknął za drzwiami garderoby. Po chwili wyszedł z niej sam już przebrany. Raczej rozebrany bo został w samych bokserkach, a w ręce trzymał jedną z moich ulubionych koszul. Czarną, dosyć krótką, na piersiach przezroczysta, ale w miejscu gdzie powinien znajdować się sutek, była piękna czarna róża. Dostałam kiedyś tą koszulę od Dymitra. Podszedł do mnie. Usiadł na skraju łóżka i zaczął rozpinać mi spodnie.
-Towarzyszu, potrafię się sama rozebrać.
-Roza, ale ja to robię o niebo lepiej- uśmiechnął się zadziornie.
Po chwili byłam już przebrana. Przysunęłam się do Dymitra i wtuliłam w niego. On przyciągną mnie jeszcze bliżej siebie i zaczął bawić się moimi włosami.
-Dobranoc Towarzyszu.
-Dobranoc Roza- powiedział całując mnie w czoło.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Ten rozdział traktujcie jako ten który miał się pojawić w sobotę. Wstawiam go dzień wcześniej, ponieważ jutro mam gości bo robię imieniny i nie wiem czy bym się wyrobiła.
czwartek, 1 września 2016
ROZDZIAŁ 16
O tak! Dzisiaj wypis! Jakoś przetrwałam te trzy dni w szpitalu i dziś WYCHODZĘ! Jak ja się cieszę! Codzienne takie leżenie nie daje nic dobrego, wręcz przeciwnie można zanudzić się na śmierć. Codziennie rano zanim jeszcze się obudziłam przychodził Dymitr z torbą ze śniadaniem, obiadem i kolacją. Opowiadał mi co nowego na Dworze i że w domu jest tak pusto bezemnie i jakieś śmieszne historie ze swojego dzieciństwa. Około południa wpadał Abe na chwile pytał się jak się czuję, czy niczego mi nie potrzeba i wracał do swoich obowiązków. Dymitr wychodził dopiero jak zasnełam. Nie wiem kiedy miał on czas, aby się wyspać.
-Strażniczko Hathaway mam pani wypis- odezwał się lekarz.
-Dziękuję panie doktorze.
-Na ostatniej stronie ma strażniczka wszystkie zalecenia wypisane. Za trzy dni proszę się do nas zgłosić na wyjęcie szwów z rany na brzuchu. Na służbę może pani wrócić dopiero za miesiąc do tego czasu lepiej, aby pani siedziała w domu. Proszę się nie przemęczać i uważać na brzuch przynajmniej przez tydzień po wyjęciu szwów.
O nie! Miesiąc w domu. Zwariuję.
-Dobrze panie doktorze. Przypilnuję by strażniczka Hathaway nie przemęczała się- odezwał się Dymitr.- Rose chodź idziemy do samochodu. Do widzenia panie doktorze.
Wyszliśmy ze szpitala. O tak! W końcu mogłam pooddychać świeżym powietrzem. W końcu wolna.
-Wiesz Roza- zaczął Dymitr.- Mam dla Ciebie cudowną wiadomość.
Cała się rozpromieniłam.
-A jaką Towarzyszu?
-Załatwiłem sobie urlop. I ten miesiąc spędzimy razem w domu.
O nie!
-Dymitr, nie możesz zawalać prze zemnie służby.
-Ale wcale nie zawalam. Lissa i Christian wracają dopiero za półtora tygodnia. Więc tak na prawdę mam tylko o dwa i pół tygodnia dłuższy urlop niż ten na którym teraz byliśmy.
Dojechaliśmy w końcu na Dwór. Teraz już tylko minutka i będziemy w domu.
Przekroczyliśmy próg naszego mieszkania. Niby nic się w nim nie zmieniło, a miałam takie wrażenie jakby zobaczyła je po bardzo długiej przerwie.
-Dymitr, gdzie jest mój telefon? Muszę zadzwonić do ojca.
-W sypialni obok łóżka.
-To ja tylko zadzwonię i za chwilę wracam do Ciebie.
-Dobrze Roza.
Udałam się do sypialni. Telefon znalazłam bez problemu.
Wykręciłam numer ojca. Jedne sygnał, drugi, przy trzecim odebrał.
-Cześć Rose- usłyszałam głos ojca w słuchawce.- Już w domu jesteś?
-Cześć Staruszku. Tak jestem już w domu. Mam pytanie, czy ta sprawa, o której rozmawialiśmy jest już gotowa?
-Strażniczko Hathaway mam pani wypis- odezwał się lekarz.
-Dziękuję panie doktorze.
-Na ostatniej stronie ma strażniczka wszystkie zalecenia wypisane. Za trzy dni proszę się do nas zgłosić na wyjęcie szwów z rany na brzuchu. Na służbę może pani wrócić dopiero za miesiąc do tego czasu lepiej, aby pani siedziała w domu. Proszę się nie przemęczać i uważać na brzuch przynajmniej przez tydzień po wyjęciu szwów.
O nie! Miesiąc w domu. Zwariuję.
-Dobrze panie doktorze. Przypilnuję by strażniczka Hathaway nie przemęczała się- odezwał się Dymitr.- Rose chodź idziemy do samochodu. Do widzenia panie doktorze.
Wyszliśmy ze szpitala. O tak! W końcu mogłam pooddychać świeżym powietrzem. W końcu wolna.
-Wiesz Roza- zaczął Dymitr.- Mam dla Ciebie cudowną wiadomość.
Cała się rozpromieniłam.
-A jaką Towarzyszu?
-Załatwiłem sobie urlop. I ten miesiąc spędzimy razem w domu.
O nie!
-Dymitr, nie możesz zawalać prze zemnie służby.
-Ale wcale nie zawalam. Lissa i Christian wracają dopiero za półtora tygodnia. Więc tak na prawdę mam tylko o dwa i pół tygodnia dłuższy urlop niż ten na którym teraz byliśmy.
Dojechaliśmy w końcu na Dwór. Teraz już tylko minutka i będziemy w domu.
Przekroczyliśmy próg naszego mieszkania. Niby nic się w nim nie zmieniło, a miałam takie wrażenie jakby zobaczyła je po bardzo długiej przerwie.
-Dymitr, gdzie jest mój telefon? Muszę zadzwonić do ojca.
-W sypialni obok łóżka.
-To ja tylko zadzwonię i za chwilę wracam do Ciebie.
-Dobrze Roza.
Udałam się do sypialni. Telefon znalazłam bez problemu.
Wykręciłam numer ojca. Jedne sygnał, drugi, przy trzecim odebrał.
-Cześć Rose- usłyszałam głos ojca w słuchawce.- Już w domu jesteś?
-Cześć Staruszku. Tak jestem już w domu. Mam pytanie, czy ta sprawa, o której rozmawialiśmy jest już gotowa?
wtorek, 30 sierpnia 2016
ROZDZIAŁ 15
Te oczy. To nie oczy żadnego anioła, tylko oczy Dymitra.
-Dyyyyyymitr- jęknęłam.
-Roza! Kochanie! Obudziłaś się. Tak się o Ciebie martwiłem. Nie strasz mnie już tak nigdy.
-Ile już tak leżę?
-Ponad tydzień. Tak strasznie się bałem, że Cię stracę.
Próbowałam się podnieść na łóżku, ale byłam wciąż za słaba. Jęknęłam niezadowolona.
-Roza, co się dzieje? Coś Cię boli?- spytał przestraszony Dymitr.
-Nic mi nie jest. Chciałam się tylko poprawić, żeby bardziej siedzieć.
-Poczekaj ja to zrobię.
Dymitr podszedł do łóżka i podniósł oparcie. Teraz zbliżył ręce do mnie i delikatnie mnie poprawił na łóżku. Tak delikatnie jakbym miała się zaraz rozpaść.
-Teraz lepiej?
-Tak o wiele. Dziękuję.
Drzwi sali się otworzyły. Stanął w nich... Abe.
-Cześć staruszku.
-Ooo... Rose. Obudziłaś się. Tak bardzo się cieszę córeczko. Jak się czujesz?
-Nawet dobrze. Tylko jestem trochę słaba.
-Dymitr miałeś zadzwonić do mnie jak tylko Rose się obudzi- zwrócił się Abe do Dymitra.
-Wiem Abe, ale Rose obudziła się jakieś 10 minut temu. Nawet lekarz jeszcze nie zdążył przyjść.
O wilku mowa. W drzwiach stanął lekarz.
-Widzę, że pacjentka się już wybudziła. Jak się czuję strażniczka?
-Dobrze. Tylko trochę słaba jestem.
-Rozumiem. Teraz przepraszam panów, ale chciałbym zbadać strażniczkę.
Dymitr i Abe wyszli.
Lekarz zaczął mnie badać.
-Jeśli strażniczki stan się nie pogorszy to za trzy dni będzie wypis.
-Dziękuję panie doktorze.
-Dyyyyyymitr- jęknęłam.
-Roza! Kochanie! Obudziłaś się. Tak się o Ciebie martwiłem. Nie strasz mnie już tak nigdy.
-Ile już tak leżę?
-Ponad tydzień. Tak strasznie się bałem, że Cię stracę.
Próbowałam się podnieść na łóżku, ale byłam wciąż za słaba. Jęknęłam niezadowolona.
-Roza, co się dzieje? Coś Cię boli?- spytał przestraszony Dymitr.
-Nic mi nie jest. Chciałam się tylko poprawić, żeby bardziej siedzieć.
-Poczekaj ja to zrobię.
Dymitr podszedł do łóżka i podniósł oparcie. Teraz zbliżył ręce do mnie i delikatnie mnie poprawił na łóżku. Tak delikatnie jakbym miała się zaraz rozpaść.
-Teraz lepiej?
-Tak o wiele. Dziękuję.
Drzwi sali się otworzyły. Stanął w nich... Abe.
-Cześć staruszku.
-Ooo... Rose. Obudziłaś się. Tak bardzo się cieszę córeczko. Jak się czujesz?
-Nawet dobrze. Tylko jestem trochę słaba.
-Dymitr miałeś zadzwonić do mnie jak tylko Rose się obudzi- zwrócił się Abe do Dymitra.
-Wiem Abe, ale Rose obudziła się jakieś 10 minut temu. Nawet lekarz jeszcze nie zdążył przyjść.
O wilku mowa. W drzwiach stanął lekarz.
-Widzę, że pacjentka się już wybudziła. Jak się czuję strażniczka?
-Dobrze. Tylko trochę słaba jestem.
-Rozumiem. Teraz przepraszam panów, ale chciałbym zbadać strażniczkę.
Dymitr i Abe wyszli.
Lekarz zaczął mnie badać.
-Jeśli strażniczki stan się nie pogorszy to za trzy dni będzie wypis.
-Dziękuję panie doktorze.
niedziela, 28 sierpnia 2016
ROZDZIAŁ 14
Ciemność. Słysze jakieś dźwięki. Dopiero po chwili rozumiem, że to słowa i zaczynam rozumieć ich znaczenie.
-Roza... Roza...- ktoś wołał.
Nie wiem do kogo należy ten głos, ale jest cudowny. Jest taki delikatny, ale zarazem bardzo silny. I czemu ten ktoś tak dziwnie zniekształca moje imię?! Dziwnie, ale pięknie. Ja... Ja już gdzieś słyszałam ten głos. Tak! Słyszałam go. Słyszałam ten głos przed... tą całą ciemnością. Wiem! Ten głos należy do mojego anioła. Tak! Zaczęłam sobie przypominać jak mój anioł płakał. Płakał nade mną. Nie mogłam znieść tych wspomnień i płaczu anioła. Anioły nie powinny płakać. Czemu on płakał? Krew. Krew... Zaczęły docierać do mnie przebłyski wspomnień. Pełno krwi z mojego brzucha. Tak, pamiętam ten przeszywający ból. Jak z każdą kroplą krwi sączącą się z rany, uciekało ze mnie życie. Tam było tyle krwi. Krew. Anioł. O nie... To znaczy, że umarłam. O nie... Nie... Ja nie chciałam umrzeć. Chciałam żyć. Nie... To niemożliwe... Mam tylko 18 lat. Nie chce umierać.
-Roza... Roza...- powtórzył mój anioł.
Chciałam mu coś odpowiedzieć, że słyszę, że jestem tu z nim. Nie mogłam. Próbowałam poruszać ustami, lecz nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Byłam jeszcze za słaba. Poczułam, że moja dłoń jest czymś ,,opatulona''. Moja dłoń leżała w czyjejś dłoni. To dłoń mojego anioła. Pewnie trzyma mnie żebym się nie zgubiła w podróży po śmierci. Jego dłoń była taka silna i duża. Moja leżała w niej idealnie. Obie były jakby stworzone dla siebie. Każda krzywizna była idealnie dopasowana. W końcu to mój anioł, dlatego tak idealnie pasuje. Jego dłoń dawała mi poczucie bezpieczeństwa. Tak z nim czułam się bezpiecznie. Poczułam delikatny uścisk jego dłoni. Odwzajemniłam uścisk. Obecność mojego anioła dodawała mi sił. Nie czułam się już taka bardzo słaba.
-Roza... Roza...- zawołał anioł lekko łamiącym się głosem.
Próbowałam otworzyć oczy. Otworzyłam i zaraz opadły mi powieki. Były jeszcze trochę za ciężkie. Chciałam spojrzeć na mojego anioła. Wszystkie anioły są piękne. Chciałam zobaczyć jak piękny jest mój anioł. Spróbowałam jeszcze raz. Udało się! Powieki nie opadły mi po chwili. Zobaczyłam... Oczy... Oczy pełne czekoladowego brązu. Oczy tak głębokie, że można w nich utonąć.
Nagle sobie coś uświadomiłam..
-Roza... Roza...- ktoś wołał.
Nie wiem do kogo należy ten głos, ale jest cudowny. Jest taki delikatny, ale zarazem bardzo silny. I czemu ten ktoś tak dziwnie zniekształca moje imię?! Dziwnie, ale pięknie. Ja... Ja już gdzieś słyszałam ten głos. Tak! Słyszałam go. Słyszałam ten głos przed... tą całą ciemnością. Wiem! Ten głos należy do mojego anioła. Tak! Zaczęłam sobie przypominać jak mój anioł płakał. Płakał nade mną. Nie mogłam znieść tych wspomnień i płaczu anioła. Anioły nie powinny płakać. Czemu on płakał? Krew. Krew... Zaczęły docierać do mnie przebłyski wspomnień. Pełno krwi z mojego brzucha. Tak, pamiętam ten przeszywający ból. Jak z każdą kroplą krwi sączącą się z rany, uciekało ze mnie życie. Tam było tyle krwi. Krew. Anioł. O nie... To znaczy, że umarłam. O nie... Nie... Ja nie chciałam umrzeć. Chciałam żyć. Nie... To niemożliwe... Mam tylko 18 lat. Nie chce umierać.
-Roza... Roza...- powtórzył mój anioł.
Chciałam mu coś odpowiedzieć, że słyszę, że jestem tu z nim. Nie mogłam. Próbowałam poruszać ustami, lecz nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Byłam jeszcze za słaba. Poczułam, że moja dłoń jest czymś ,,opatulona''. Moja dłoń leżała w czyjejś dłoni. To dłoń mojego anioła. Pewnie trzyma mnie żebym się nie zgubiła w podróży po śmierci. Jego dłoń była taka silna i duża. Moja leżała w niej idealnie. Obie były jakby stworzone dla siebie. Każda krzywizna była idealnie dopasowana. W końcu to mój anioł, dlatego tak idealnie pasuje. Jego dłoń dawała mi poczucie bezpieczeństwa. Tak z nim czułam się bezpiecznie. Poczułam delikatny uścisk jego dłoni. Odwzajemniłam uścisk. Obecność mojego anioła dodawała mi sił. Nie czułam się już taka bardzo słaba.
-Roza... Roza...- zawołał anioł lekko łamiącym się głosem.
Próbowałam otworzyć oczy. Otworzyłam i zaraz opadły mi powieki. Były jeszcze trochę za ciężkie. Chciałam spojrzeć na mojego anioła. Wszystkie anioły są piękne. Chciałam zobaczyć jak piękny jest mój anioł. Spróbowałam jeszcze raz. Udało się! Powieki nie opadły mi po chwili. Zobaczyłam... Oczy... Oczy pełne czekoladowego brązu. Oczy tak głębokie, że można w nich utonąć.
Nagle sobie coś uświadomiłam..
piątek, 26 sierpnia 2016
ROZDZIAŁ 13
No dumna jestem ze doprowadziła was do płaczu. Niestety ten rozdział też będzie króciutkie napisałam go przed sekunda jadąc pociągiem. Ale już od niedzieli (chyba ze wyrobie się do jutra napisać) rozdziały będa pojawiać się regularnie co 2 dni.
----------------------------------------------------------------------------------------------------
Dymitr:
Minął już tydzień od operacji, a Roza nadal jest w śpiączce. Lekarze niby mówią, że jest o wiele lepiej i jej stan jest stabilny, ale i tak narazie się nie wybudzła. Codziennie przychodzi Abe na jakąś godzinkę. Raz z nim była matka Rose, Janin. Królowa Lissa też dzwoni codziennie pytając się czy coś się nie zmieniło. Niestety od tygodnia nie zmieniło się nic. Codziennie mówię mojej Rozie jak bardzo ją kocham i jak bardzo jest dla mnie ważna. Nikt w moim życiu nie zrobił tyle dla mnie co ona.
Zadzwonił telefon.
-Strażnik Dymitr Bielikow słucham.
-Cześć Dymitr- odezwał się głos w słuchawce- tu Christian. Lissa prosiła żeby zadzwonił i spytał czy z Rose się polepszyło?
-Nie. Nadal jest w śpiączce.
-Och... Przykro mi... Dymitr my wszyscy jesteśmy z tobą. Nie zostawimy Cię w tej trudnej dla Ciebie chwili. Mam nadzieję, że Rose się niedługo obudzi. Jakbyś czegoś potrzebował to śmiało dzwoń my ci pomożemy.
-Dziękuję te słowa naprawdę wiele dla mnie znaczął. Ojciec Rose już o wszystko zadbał.
-Dobrze, ale jakbyś coś potrzebował to dzwoń. Przepraszam Dymitr, ale muszę już kończyć, bo zaraz będzie posiedzenie Rady. Trzymaj się. Cześć.
-Cześć Christian- i się rozłączyliśmy.
Wszedł lekarz.
-Dzień dobry- powiedział.
-Dzień dobry. Panie doktorze to już tydzień jak strażnika Hathaway jest w śpiączce. Kiedy ona się obudzi?
-Nie mogę panu powiedzieć kiedy się obudzi. Proszę do niej dużo mówić. Obecność bliskich będzie wpływać korzystnie.
Kończąc to mówić lekarz wyszedł z sali.
Kątem oka dostrzegłem ruch...
wtorek, 23 sierpnia 2016
ROZDZIAŁ 12
Udało się znalazłam trochę czasu i jest kolejny rozdział może nie jest jakiś super, ale nie chce Was do piątku zostawiać z niczym. W poprzednim poście jest informacja, że jeśli ktoś jest zainteresowany dostaniem pocztówki z Krakowa to swoje dane albo niech zostawi w komentarzu lub na czescgimbusie@gmail.com swoje dane ;)
----------------------------------------------------------------------------------------------------
Dymitr:
Po czterech godzinach drzwi sali operacyjnej się otworzyły. Zobaczyłem moją Różę nieprzytomną na łóżku. Odrazu podbiegłem do lekarza.
-Panie doktorze co z nią?
-Nie będę ukrywał, że jest kiepsko. Ranę na brzuchu zaszyłiśmy, ale utraciła dużo krwi. Najbliższe dwie doby będą decydujące. Narazie jest w śpiączce.
-Panie doktorze, a gdzie ją teraz zabieracie?
-Sala pooperacyjna nr 5. Tylko na wyraźną prośbę pana Mazura może pan przebywać w sali z pacjentki. Drugie łóżko jest dla Pana- powiedział niechętnie.
,,Na wyraźną prośbę pana Mazura..." zastanawia mnie ilu ludziom A be musiał zagrozić, abym mógł zostać z Rose. Jestem mu bardzo wdzięczny. Patrząc na nieprzytomną Rose, podłączoną różnymi kabelkami do pikających urządzeń robiło mi się niedobrze. Czemu to akurat ją spotkało? Powinienem ją lepiej chronić. To ja powinienem walczyć z tamtą strzygą, nie ona.
Siadłem obok niej na łóżku załamany. Nie miałem już siły, zacząłem płakać.
-Roza kochanie, proszę nie opuszczaj mnie. Ja Cię kocham. Jesteś całym moim światem. Bez Ciebie nic nie ma sensu. To ty wracając do akademii ożywiłaś moje życie. Nadałaś mu barw. Później te nasze treningi. Nie mogłem się doczekać kolejnego. Każda cząsteczka mojego ciała pragnęła twojego dotyku. Byłaś moim powietrzem, bez ciebie się dusiłem. Te nasze wspólne chwile w wartowni. To dzięki tobie żyję. Wcześniej to nie było życie. Byłeb poprostu jak robot. Później jak mnie przemienili w strzygę, te straszne rzeczy, które robiłem tobie- łkałem- a ty pomimo tego wszystkiego odmieniłaś mnie, uratowałaś. Nigdy nie będę nikomu tak wdzięczny jak tobie Roza. Skarbie proszę nie zostawiaj mnie samego.
----------------------------------------------------------------------------------------------------
Dymitr:
Po czterech godzinach drzwi sali operacyjnej się otworzyły. Zobaczyłem moją Różę nieprzytomną na łóżku. Odrazu podbiegłem do lekarza.
-Panie doktorze co z nią?
-Nie będę ukrywał, że jest kiepsko. Ranę na brzuchu zaszyłiśmy, ale utraciła dużo krwi. Najbliższe dwie doby będą decydujące. Narazie jest w śpiączce.
-Panie doktorze, a gdzie ją teraz zabieracie?
-Sala pooperacyjna nr 5. Tylko na wyraźną prośbę pana Mazura może pan przebywać w sali z pacjentki. Drugie łóżko jest dla Pana- powiedział niechętnie.
,,Na wyraźną prośbę pana Mazura..." zastanawia mnie ilu ludziom A be musiał zagrozić, abym mógł zostać z Rose. Jestem mu bardzo wdzięczny. Patrząc na nieprzytomną Rose, podłączoną różnymi kabelkami do pikających urządzeń robiło mi się niedobrze. Czemu to akurat ją spotkało? Powinienem ją lepiej chronić. To ja powinienem walczyć z tamtą strzygą, nie ona.
Siadłem obok niej na łóżku załamany. Nie miałem już siły, zacząłem płakać.
-Roza kochanie, proszę nie opuszczaj mnie. Ja Cię kocham. Jesteś całym moim światem. Bez Ciebie nic nie ma sensu. To ty wracając do akademii ożywiłaś moje życie. Nadałaś mu barw. Później te nasze treningi. Nie mogłem się doczekać kolejnego. Każda cząsteczka mojego ciała pragnęła twojego dotyku. Byłaś moim powietrzem, bez ciebie się dusiłem. Te nasze wspólne chwile w wartowni. To dzięki tobie żyję. Wcześniej to nie było życie. Byłeb poprostu jak robot. Później jak mnie przemienili w strzygę, te straszne rzeczy, które robiłem tobie- łkałem- a ty pomimo tego wszystkiego odmieniłaś mnie, uratowałaś. Nigdy nie będę nikomu tak wdzięczny jak tobie Roza. Skarbie proszę nie zostawiaj mnie samego.
niedziela, 21 sierpnia 2016
Małe informacje
Narazie jestem na wakacjach więc nie mam jak wstawiać rozdziałów. Wracam dopiero w piątek wieczorem. Mam nadzieję, że jeszcze coś dam radę wstawić w między czasie. Jestem w Krakowie :)
Może chciałby ktoś pocztówkę?
A co do pytania z poprzedniego posta rozdziały wstawiam co dwa dni. Jeśli do tego czasu nie znajdę chwili na dodanie rozdziału to pojawi się on w piątek i od tego czasu będzie regularnie co dwa dni :))
Może chciałby ktoś pocztówkę?
A co do pytania z poprzedniego posta rozdziały wstawiam co dwa dni. Jeśli do tego czasu nie znajdę chwili na dodanie rozdziału to pojawi się on w piątek i od tego czasu będzie regularnie co dwa dni :))
środa, 17 sierpnia 2016
ROZDZIAŁ 11
Tak jak obiecałam ten post jest niespodzianką i jest on jakby dodatkowy, oprócz niego pojawi się też rozdział w normalnym terminie, jest napisany z perspektywy Dymitra, więc mała odmiana :)
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dymitr:
Lecieliśmy samochodem do najbliższego szpitala. Trzymałem Rose w ramionach i czułem jak jej organizm słabnie z każdą chwilą. Płakałem.
-Roza, błagam Cię żyj skarbie. Roza nie poddawaj się. Roza!
Nie mogłem znieść myśli, że moja Roza umiera, a ja nic nie mogę zrobić, nic nie mogłem zrobić żeby ją chronić. Zaraz lądujemy, z lotniska mamy pięć minut do szpitala. Czeka też na nas samochód z kierowcą. Po drodze zadzwoniłem do ojca Rose i on pomógł nam zorganizować transport. Biegnę z Rozą w ramionach do samochodu. Wsiadamy. Na szczęście kierowca nie jest głupi i jedzie szybko. Złamaliśmy kilka, może kilkanaście przepisów, ale to nie ważne, w tym momencie ważna jest tylko Roza i to by przeżyła. Dojechaliśmy do szpitala, który już wcześniej został uprzedzony o naszym przyjeździe. Od razu się nami zajęli i zabrali Rose na operacje. Chciałem być obecny przy operacji, ale mi zabronili. Mogłem tylko siedzieć i czekać. Gdy tylko zostałem sam pod salą operacyjną nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Ta bezczynność mnie dobijała. Już od godziny trwa operacja. Nie mam żadnych informacji. Nikt tam nie wchodzi, nikt też nie wychodzi. Usłyszałem jakiś hałas w korytarzu i zobaczyłem Ibrahima Mazura, ojca Rose.
-Dymitr! Dymitr! Co z Rose?- spytał zatroskany Abe.
Przepełniał mnie taki smutek i rozpacz, że nie byłem mu w stanie odpowiedzieć. Patrzyłem tylko tępo w ścianę na przeciw mnie.
-Dymitr! Dymitr!- krzyknął Abe- Bielikow! Otrząśnij się i powiedz co z moja córką?
-Nie wiem. Ponad godzinę temu zabrali ją na operacje.
-Bielikow, a czemu Ciebie nie zszyli?
-Mnie? Przecież nic mi nie jest.
-Jakto nic Ci nie jest? Masz ranę na głowie z której leci krew i mówisz, że nic Ci nie jest?!
Dopiero teraz zobaczyłem, że to co mówi Abe jest prawdą.
-Eee, to nic. Naprawdę nic mi nie jest. Roza jest ważniejsza.
-Tak, tak, ale chodź teraz Cię zszyją.
-Nie mogę. Nie, nie. Ja muszę tu być.
-Och Dymitr!
Abe odszedł. Po jakimś czasie wrócił. Nie wiem ile to trwało. Może pięć minut, może dziesięć, a może pół godziny. Nie wrócił sam. Wrócił z lekarzem i pielęgniarką, która coś niosła. Lekarz oczyścił moją ranę i ją zszył.
-Dziękuję.
-Za co?- spytał Abe.
-Za wszystko. Za to, że pomógł nam pan zorganizować szybki transport, że pan przyjechał, że teraz sprowadził pan tego lekarza.
-Daj spokój Dymitr. Rose to moja córka, musiałem się o nią należycie zatroszczyć.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dymitr:
Lecieliśmy samochodem do najbliższego szpitala. Trzymałem Rose w ramionach i czułem jak jej organizm słabnie z każdą chwilą. Płakałem.
-Roza, błagam Cię żyj skarbie. Roza nie poddawaj się. Roza!
Nie mogłem znieść myśli, że moja Roza umiera, a ja nic nie mogę zrobić, nic nie mogłem zrobić żeby ją chronić. Zaraz lądujemy, z lotniska mamy pięć minut do szpitala. Czeka też na nas samochód z kierowcą. Po drodze zadzwoniłem do ojca Rose i on pomógł nam zorganizować transport. Biegnę z Rozą w ramionach do samochodu. Wsiadamy. Na szczęście kierowca nie jest głupi i jedzie szybko. Złamaliśmy kilka, może kilkanaście przepisów, ale to nie ważne, w tym momencie ważna jest tylko Roza i to by przeżyła. Dojechaliśmy do szpitala, który już wcześniej został uprzedzony o naszym przyjeździe. Od razu się nami zajęli i zabrali Rose na operacje. Chciałem być obecny przy operacji, ale mi zabronili. Mogłem tylko siedzieć i czekać. Gdy tylko zostałem sam pod salą operacyjną nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Ta bezczynność mnie dobijała. Już od godziny trwa operacja. Nie mam żadnych informacji. Nikt tam nie wchodzi, nikt też nie wychodzi. Usłyszałem jakiś hałas w korytarzu i zobaczyłem Ibrahima Mazura, ojca Rose.
-Dymitr! Dymitr! Co z Rose?- spytał zatroskany Abe.
Przepełniał mnie taki smutek i rozpacz, że nie byłem mu w stanie odpowiedzieć. Patrzyłem tylko tępo w ścianę na przeciw mnie.
-Dymitr! Dymitr!- krzyknął Abe- Bielikow! Otrząśnij się i powiedz co z moja córką?
-Nie wiem. Ponad godzinę temu zabrali ją na operacje.
-Bielikow, a czemu Ciebie nie zszyli?
-Mnie? Przecież nic mi nie jest.
-Jakto nic Ci nie jest? Masz ranę na głowie z której leci krew i mówisz, że nic Ci nie jest?!
Dopiero teraz zobaczyłem, że to co mówi Abe jest prawdą.
-Eee, to nic. Naprawdę nic mi nie jest. Roza jest ważniejsza.
-Tak, tak, ale chodź teraz Cię zszyją.
-Nie mogę. Nie, nie. Ja muszę tu być.
-Och Dymitr!
Abe odszedł. Po jakimś czasie wrócił. Nie wiem ile to trwało. Może pięć minut, może dziesięć, a może pół godziny. Nie wrócił sam. Wrócił z lekarzem i pielęgniarką, która coś niosła. Lekarz oczyścił moją ranę i ją zszył.
-Dziękuję.
-Za co?- spytał Abe.
-Za wszystko. Za to, że pomógł nam pan zorganizować szybki transport, że pan przyjechał, że teraz sprowadził pan tego lekarza.
-Daj spokój Dymitr. Rose to moja córka, musiałem się o nią należycie zatroszczyć.
wtorek, 16 sierpnia 2016
ROZDZIAŁ 10
Z okazji tego, że to już 10 rozdział jeśli chcecie niespodziankę to napiszcie w komentarzu :)
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wylądowaliśmy. Wsiedliśmy do samochodów i udaliśmy się do wynajętego domku dla nas wszystkich. Poszliśmy spać.
Ze snu wyrwał mnie budzik. Spojrzałam na zegarek, wskazywał wpół do pierwszej. Czas się już przygotować. W całym domu panował tłok. Każdy chodził coś jeszcze zjeść, przebrać się. Wyruszyliśmy. Drogę do kryjówki strzyg pokonaliśmy szybko i sprawnie. Zostało piętnaście minut i rozpoczynamy akcję. Odkąd wylądowaliśmy Dymitr stał się jak cień, wiem, że jest w stanie pokonać każdą strzygę, ale widzę, że dręczą go wspomnienia. Podbiegłam do niego i przycisnęłam jego usta do moich, zaskoczony przywarł do mnie jeszcze mocniej, miażdżąc moje usta pocałunkiem. Pocałunek był krótki, ale było w nim tyle żarliwości, tęsknoty, obojgu był nam potrzebny. Teraz damy radę. Pokonamy wszystkie strzygi. Wróciłam na swoje miejsce. Pięć minut i zaczynamy. To było chyba najdłuższe pięć minut mojego życia. Gdy Dymitr dał sygnał swojemu oddziałowi serce zaczęło mi bić jak oszalałe. Wiedziałam, jeszcze pięć minut i wchodzi mój oddział. Te pięć minut nie było najdłuższe, ale najgorsze. Słysząc odgłosy walki dobiegające z domu coraz bardziej bałam się o Dymitra. Już czas. Wchodzimy. Dół domu był już pusty. Cała walka toczył się na piętrze. Na dole leżało już kilka martwych ciał strzyg. Szybko wkroczyliśmy do akcji. Zauważyłam, że Dymitr jest cały i walczy z jakąś strzygą. Musiała być już stara i doświadczona, bo Dymitr trafił na równego sobie przeciwnika. Nagle natarła na mnie strzyga całym swoim ciałem. Musiałam użyć dużo siły by ją odepchnąć i sama utrzymać równowagę. Zamachnęła się na mnie, lecz źle wycelowała i mnie nie trafiła. Ta chwila nieuwagi starczyła mi, by zatopić sztylet w jej serce. Padła na ziemię martwa. Doskoczyły do mnie dwie strzygi. Jedna bardziej doświadczona, druga była słabsza. Skupiłam się na tej pierwszej, lecz podczas walki zauważyłam, że ta druga stara się ją bronić. Udałam, że chce zabić tą silniejszą, lecz w ostatniej chwili moje ostrze zmieniło kierunek i zagłębiło się w sercu słabszej strzygi. Ta strzyga, która została przy życiu zawyła z wściekłości. Ruszyła na mnie. Dużo mnie kosztowało odpieranie jej ciosów. Była dobra, lepsza ode mnie w walce. Ona też to zauważyła napierając na mnie jeszcze mocniej. Kopnęła mnie w brzuch, zachwiałam się lekko, ale udało mi się odeprzeć jej kolejny cios. Nasza walka przypominała mi to jak walczyłam z Dymitrem po powrocie do akademii. Właśnie ją zaatakowałam, ona wykorzystała ten moment i przygwoździła mnie do podłogi. Upadłam dosyć nieszczęśliwie. Noga wygięła mi się pod dziwnym kątem, a w brzuch wbił mi się kawałek potłuczonego wazonu. Strzyga szybko dopadła do mojego brzucha. Czułam na brzuchu mokrą plamę. Było mi coraz słabiej. Czułam, że to już koniec. Słyszałam jak jeszcze ktoś mnie woła.
-Roza, Roza, proszę nie zostawiaj mnie.
Spojrzałam w stronę głosu. Jedyne co zobaczyłam to oczy. Piękne czekoladowe oczy. Takie oczy może mieć tylko mój anioł. Czyżby pomimo tych wszystkich złych rzeczy trafiłam do nieba? Bo gdzie indziej bym mogła być z moim aniołem?
-Roza, kocham Cię, walcz, nie poddawaj się- krzyczał anioł, głos mu się trochę łamał.
Po jego policzkach popłynęły łzy, ale czemu? Przecież anioły nie płaczą.
-Roza, skarbie, musisz walczyć, musisz zostać ze mną. Roza kocham Cię. Jesteś moim światem, nie możesz mnie zostawić.
Mój anioł już nie hamował łez. Tylko, że anioły nie płaczą. Próbowałam powiedzieć jemu, żeby się nie przejmował i nie martwił, że ja też go kocham, próbowałam się uśmiechnąć. Ostatkami sił zmusiłam swoją rękę do wysiłku. Wyciągnęłam ją w kierunku policzka mojego anioła. Chciałam otrzeć mu łzy. Ostatnie co pamiętam to moja ręka na jego policzku i straszny krzyk anioła. Dalej już nic. Chyba umarłam...
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wylądowaliśmy. Wsiedliśmy do samochodów i udaliśmy się do wynajętego domku dla nas wszystkich. Poszliśmy spać.
Ze snu wyrwał mnie budzik. Spojrzałam na zegarek, wskazywał wpół do pierwszej. Czas się już przygotować. W całym domu panował tłok. Każdy chodził coś jeszcze zjeść, przebrać się. Wyruszyliśmy. Drogę do kryjówki strzyg pokonaliśmy szybko i sprawnie. Zostało piętnaście minut i rozpoczynamy akcję. Odkąd wylądowaliśmy Dymitr stał się jak cień, wiem, że jest w stanie pokonać każdą strzygę, ale widzę, że dręczą go wspomnienia. Podbiegłam do niego i przycisnęłam jego usta do moich, zaskoczony przywarł do mnie jeszcze mocniej, miażdżąc moje usta pocałunkiem. Pocałunek był krótki, ale było w nim tyle żarliwości, tęsknoty, obojgu był nam potrzebny. Teraz damy radę. Pokonamy wszystkie strzygi. Wróciłam na swoje miejsce. Pięć minut i zaczynamy. To było chyba najdłuższe pięć minut mojego życia. Gdy Dymitr dał sygnał swojemu oddziałowi serce zaczęło mi bić jak oszalałe. Wiedziałam, jeszcze pięć minut i wchodzi mój oddział. Te pięć minut nie było najdłuższe, ale najgorsze. Słysząc odgłosy walki dobiegające z domu coraz bardziej bałam się o Dymitra. Już czas. Wchodzimy. Dół domu był już pusty. Cała walka toczył się na piętrze. Na dole leżało już kilka martwych ciał strzyg. Szybko wkroczyliśmy do akcji. Zauważyłam, że Dymitr jest cały i walczy z jakąś strzygą. Musiała być już stara i doświadczona, bo Dymitr trafił na równego sobie przeciwnika. Nagle natarła na mnie strzyga całym swoim ciałem. Musiałam użyć dużo siły by ją odepchnąć i sama utrzymać równowagę. Zamachnęła się na mnie, lecz źle wycelowała i mnie nie trafiła. Ta chwila nieuwagi starczyła mi, by zatopić sztylet w jej serce. Padła na ziemię martwa. Doskoczyły do mnie dwie strzygi. Jedna bardziej doświadczona, druga była słabsza. Skupiłam się na tej pierwszej, lecz podczas walki zauważyłam, że ta druga stara się ją bronić. Udałam, że chce zabić tą silniejszą, lecz w ostatniej chwili moje ostrze zmieniło kierunek i zagłębiło się w sercu słabszej strzygi. Ta strzyga, która została przy życiu zawyła z wściekłości. Ruszyła na mnie. Dużo mnie kosztowało odpieranie jej ciosów. Była dobra, lepsza ode mnie w walce. Ona też to zauważyła napierając na mnie jeszcze mocniej. Kopnęła mnie w brzuch, zachwiałam się lekko, ale udało mi się odeprzeć jej kolejny cios. Nasza walka przypominała mi to jak walczyłam z Dymitrem po powrocie do akademii. Właśnie ją zaatakowałam, ona wykorzystała ten moment i przygwoździła mnie do podłogi. Upadłam dosyć nieszczęśliwie. Noga wygięła mi się pod dziwnym kątem, a w brzuch wbił mi się kawałek potłuczonego wazonu. Strzyga szybko dopadła do mojego brzucha. Czułam na brzuchu mokrą plamę. Było mi coraz słabiej. Czułam, że to już koniec. Słyszałam jak jeszcze ktoś mnie woła.
-Roza, Roza, proszę nie zostawiaj mnie.
Spojrzałam w stronę głosu. Jedyne co zobaczyłam to oczy. Piękne czekoladowe oczy. Takie oczy może mieć tylko mój anioł. Czyżby pomimo tych wszystkich złych rzeczy trafiłam do nieba? Bo gdzie indziej bym mogła być z moim aniołem?
-Roza, kocham Cię, walcz, nie poddawaj się- krzyczał anioł, głos mu się trochę łamał.
Po jego policzkach popłynęły łzy, ale czemu? Przecież anioły nie płaczą.
-Roza, skarbie, musisz walczyć, musisz zostać ze mną. Roza kocham Cię. Jesteś moim światem, nie możesz mnie zostawić.
Mój anioł już nie hamował łez. Tylko, że anioły nie płaczą. Próbowałam powiedzieć jemu, żeby się nie przejmował i nie martwił, że ja też go kocham, próbowałam się uśmiechnąć. Ostatkami sił zmusiłam swoją rękę do wysiłku. Wyciągnęłam ją w kierunku policzka mojego anioła. Chciałam otrzeć mu łzy. Ostatnie co pamiętam to moja ręka na jego policzku i straszny krzyk anioła. Dalej już nic. Chyba umarłam...
sobota, 13 sierpnia 2016
ROZDZIAŁ 9
Po spotkaniu wyszłam z biura najszybciej jak mogłam, aby nie rozmawiać z Dymitrem. Udałam się do naszego mieszkania. Nie miałam zamiaru spędzać nocy w parku. Wchodząc do domu przeżyłam szok. Po mieszkaniu walały się butelki po alkoholu i panował totalny bałagan. Stałam tak skołowana, gdy nagle wszedł Dymitr. Wydawał się równie zaskoczony moim widokiem, jak ja stanem mieszkania.
-Roza przepraszam, ja naprawdę żałuję...
-Dymitr odpuść na razie. Porozmawiamy po akcji. Ja będę spała w pokoju gościnnym, mam nadzieję, że jego nie zdążyłeś zdemolować.
Poszłam na górę, w całym mieszkaniu był okropny syf. Weszłam do pokoju gościnnego i położyłam się na łóżku. na szczęście był tu taki sam porządek jak wtedy gdy opuszczałam mieszkanie. Na dole było słychać dźwięk zbieranego szkła, widocznie Dymitr zaczął sprzątać. Postanowiłam się zdrzemnąć.
-Roza, Roza- poczułam, że ktoś mną potrząsa. Otworzyłam oczy i zobaczyłam Dymitra pochylającego się nade mną- zrobiłem nam jedzenie i za trzy godziny wylatujemy. Musisz już wstawać.
-Dzięki, że mnie obudziłeś.
Miałam się tylko zdrzemnąć, a odpłynęłam na kilkanaście godzin. Zeszłam do kuchni, na stole stała sterta naleśników wyglądająca bardzo zachęcająco. Zauważyłam też, że Dymitr posprzątał. Naleśniki pochłonęłam w zastraszająco szybkim tępię Poszłam do łazienki się umyć. Szybki prysznic tak, to jest to czego teraz potrzebuje. Poczułam jak woda opada na moje ciało. powoli rozluźniając spięte mięśnie. Po prysznicu udałam się do garderoby, aby się ubrać, Dymitr już się spakował i zostawił wolne miejsce w walizce na moje ubrania. Szybko dorzuciłam swoje i zniosłam walizkę na dół.
-Było powiedzieć to zniósłbym walizkę. Niepotrzebnie się przemęczasz- powiedział Dymitr.
-Nie jest taka ciężka, która jest godzina?
-Już dwadzieścia po dziewiątej. Czas wychodzić.
Zamknęłam mieszkanie i ruszyliśmy w stronę prywatnego lotniska Dworu. Na miejscu byli już prawie wszyscy. Wsiedliśmy do samolotu, Dymitr usiadł obok mnie.
-Roza- zaczął- proszę wybacz mi- było widać, że naprawdę żałuję.
-Dymitr posłuchaj mnie, nie chce gadać o tym przy wszystkich, porozmawiamy po akcji.
-Obiecujesz?
-Tak, obiecuję,
Lot dłużył się niemiłosiernie. Dwie godziny przed lądowaniem postanowiliśmy jeszcze raz wszystko omówić.
-Więc tak- zaczął Dymitr- dzielimy się na trzy oddziały, chociaż pierwszy i drugi oddzielnie będą działać tylko na początku. Wiemy, że strzygi około trzeciej wychodzą do szkół i tam czekają na dzieci. Dlatego akcje zaczniemy o drugiej. Pierwszy oddział czyli: Mark, John, Jack, Bill, Iwan, Mikołaj i Ja wchodzimy i na początku zajmujemy się strażą, po tym wchodzi oddział Rose, czyli: Jasper, Kevin, Path, Cole, Mitchell i Paul i łączymy się razem w walce. Trzeci oddział czyli: David, Tom, Jimmy, Lucas i Hugh wy zabezpieczacie dom i pilnujecie, aby żadna strzyga nie uciekła.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Co do postu który powinien pojawić się w poniedziałek pojawi się prawdopodbnie we wtorek. Niestety w poniedziałek nie będe miała czasu na dodanie rozdziału
-Roza przepraszam, ja naprawdę żałuję...
-Dymitr odpuść na razie. Porozmawiamy po akcji. Ja będę spała w pokoju gościnnym, mam nadzieję, że jego nie zdążyłeś zdemolować.
Poszłam na górę, w całym mieszkaniu był okropny syf. Weszłam do pokoju gościnnego i położyłam się na łóżku. na szczęście był tu taki sam porządek jak wtedy gdy opuszczałam mieszkanie. Na dole było słychać dźwięk zbieranego szkła, widocznie Dymitr zaczął sprzątać. Postanowiłam się zdrzemnąć.
-Roza, Roza- poczułam, że ktoś mną potrząsa. Otworzyłam oczy i zobaczyłam Dymitra pochylającego się nade mną- zrobiłem nam jedzenie i za trzy godziny wylatujemy. Musisz już wstawać.
-Dzięki, że mnie obudziłeś.
Miałam się tylko zdrzemnąć, a odpłynęłam na kilkanaście godzin. Zeszłam do kuchni, na stole stała sterta naleśników wyglądająca bardzo zachęcająco. Zauważyłam też, że Dymitr posprzątał. Naleśniki pochłonęłam w zastraszająco szybkim tępię Poszłam do łazienki się umyć. Szybki prysznic tak, to jest to czego teraz potrzebuje. Poczułam jak woda opada na moje ciało. powoli rozluźniając spięte mięśnie. Po prysznicu udałam się do garderoby, aby się ubrać, Dymitr już się spakował i zostawił wolne miejsce w walizce na moje ubrania. Szybko dorzuciłam swoje i zniosłam walizkę na dół.
-Było powiedzieć to zniósłbym walizkę. Niepotrzebnie się przemęczasz- powiedział Dymitr.
-Nie jest taka ciężka, która jest godzina?
-Już dwadzieścia po dziewiątej. Czas wychodzić.
Zamknęłam mieszkanie i ruszyliśmy w stronę prywatnego lotniska Dworu. Na miejscu byli już prawie wszyscy. Wsiedliśmy do samolotu, Dymitr usiadł obok mnie.
-Roza- zaczął- proszę wybacz mi- było widać, że naprawdę żałuję.
-Dymitr posłuchaj mnie, nie chce gadać o tym przy wszystkich, porozmawiamy po akcji.
-Obiecujesz?
-Tak, obiecuję,
Lot dłużył się niemiłosiernie. Dwie godziny przed lądowaniem postanowiliśmy jeszcze raz wszystko omówić.
-Więc tak- zaczął Dymitr- dzielimy się na trzy oddziały, chociaż pierwszy i drugi oddzielnie będą działać tylko na początku. Wiemy, że strzygi około trzeciej wychodzą do szkół i tam czekają na dzieci. Dlatego akcje zaczniemy o drugiej. Pierwszy oddział czyli: Mark, John, Jack, Bill, Iwan, Mikołaj i Ja wchodzimy i na początku zajmujemy się strażą, po tym wchodzi oddział Rose, czyli: Jasper, Kevin, Path, Cole, Mitchell i Paul i łączymy się razem w walce. Trzeci oddział czyli: David, Tom, Jimmy, Lucas i Hugh wy zabezpieczacie dom i pilnujecie, aby żadna strzyga nie uciekła.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Co do postu który powinien pojawić się w poniedziałek pojawi się prawdopodbnie we wtorek. Niestety w poniedziałek nie będe miała czasu na dodanie rozdziału
czwartek, 11 sierpnia 2016
ROZDZIAŁ 8
To jak jak obiecałam kolejny rozdzialik
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jest ósma, czyli za dwie godziny muszę być u Hansa. Otworzyłam torebkę i wyjęłam kosmetyki. Zaczęłam się malować. Co prawda mój makijaż pozostawiał wiele do życzenie, lecz miałam nadzieję, że chodź trochę polepszy mój wygląd po tym jak ostatnio godzinę przesiedziałam na trawie płacząc. Ruszyłam w stronę kawiarni na śniadanie. Dobrze, że w torbie mam zawsze jakieś pieniądze, Dymitr się zawsze śmiał jak stałam w sklepie i przetrząsałam całą torebkę w poszukiwaniu drobnych. Ach... Dymitr... Na samo wspomnienie jego imienia przed oczami stawały mi obrazy z nocy. Jego głos taki gniewny, zimny. Łzy stanęły mi w oczach. Nie Rose, skarciłam się w duchu, nie możesz się teraz rozpłakać. Weszłam do kawiarni.
-Poproszę szarlotkę na ciepło z bitą śmietaną i lodami i sok pomarańczowy.
Po niecałych pięciu minutach kelnerka postawiła przede mną ,,śniadanie''. Posiedziałam w kawiarni jeszcze niecałą godzinę i ruszyłam do Hansa. Na miejscu byłam dziesięć minut przed czasem. Dymitr już stał pod budynkiem, jakby czekał na mnie.
-Roza- zaczął- przepraszam naprawdę, nie chciałem na Ciebie krzyczeć, nie chciałem pwiedzieć tego wszystkiego.
Wyczuwałam od niego alkohol.
-Roza ja naprawdę żałuję...
-Nie rozmawiajmy o tym teraz. Musimy się skupić na akcji. Jak wrócimy to porozmawiamy.
-Roza przepraszam...
-Dymitr naprawdę pogadamy po akcji o tym.
-O, widzę, że już jesteście, to wchodźcie do środka- powiedział Hans przerywając naszą nie zręczną wymianę zdań.
Po godzinie się skończyło. Każdy miał przydzieloną swoją rolę.
-Jutro o tej samej porze wylatujemy. Wszyscy mają być punktualnie, nie mamy czasu na opóźnianie wylotu, ani nie możemy pozwolić sobie żeby poleciało nas mniej.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jest ósma, czyli za dwie godziny muszę być u Hansa. Otworzyłam torebkę i wyjęłam kosmetyki. Zaczęłam się malować. Co prawda mój makijaż pozostawiał wiele do życzenie, lecz miałam nadzieję, że chodź trochę polepszy mój wygląd po tym jak ostatnio godzinę przesiedziałam na trawie płacząc. Ruszyłam w stronę kawiarni na śniadanie. Dobrze, że w torbie mam zawsze jakieś pieniądze, Dymitr się zawsze śmiał jak stałam w sklepie i przetrząsałam całą torebkę w poszukiwaniu drobnych. Ach... Dymitr... Na samo wspomnienie jego imienia przed oczami stawały mi obrazy z nocy. Jego głos taki gniewny, zimny. Łzy stanęły mi w oczach. Nie Rose, skarciłam się w duchu, nie możesz się teraz rozpłakać. Weszłam do kawiarni.
-Poproszę szarlotkę na ciepło z bitą śmietaną i lodami i sok pomarańczowy.
Po niecałych pięciu minutach kelnerka postawiła przede mną ,,śniadanie''. Posiedziałam w kawiarni jeszcze niecałą godzinę i ruszyłam do Hansa. Na miejscu byłam dziesięć minut przed czasem. Dymitr już stał pod budynkiem, jakby czekał na mnie.
-Roza- zaczął- przepraszam naprawdę, nie chciałem na Ciebie krzyczeć, nie chciałem pwiedzieć tego wszystkiego.
Wyczuwałam od niego alkohol.
-Roza ja naprawdę żałuję...
-Nie rozmawiajmy o tym teraz. Musimy się skupić na akcji. Jak wrócimy to porozmawiamy.
-Roza przepraszam...
-Dymitr naprawdę pogadamy po akcji o tym.
-O, widzę, że już jesteście, to wchodźcie do środka- powiedział Hans przerywając naszą nie zręczną wymianę zdań.
Po godzinie się skończyło. Każdy miał przydzieloną swoją rolę.
-Jutro o tej samej porze wylatujemy. Wszyscy mają być punktualnie, nie mamy czasu na opóźnianie wylotu, ani nie możemy pozwolić sobie żeby poleciało nas mniej.
ROZDZIAŁ 7
Przepraszam, że post nie pojawił się w terminie, ale miałam lekkie kłopoty z internetem. Na przeprosiny dziś wieczorem wstawię kolejny rozdział.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
-Strzyg jest około piętnastu. Dostaniecie siedemnastu strażników plus wy. Wylatujecie za trzy dni. Do tego czasu zapoznajcie się z planem miasta i informacjami jakie udało nam się zebrać.
Razem z nami dziewiętnastu strażników na piętnaście strzyg. Mała przewaga. Będzie ciężko.
-Dowodzić będziecie oboje. Dymitr ze względu na przeszłość, a ty Rose w końcu też tam byłaś zabijając nie jedną strzygę. Jutro o dziesiątej spotkamy się tutaj wszyscy i opracujemy plan.
Zdziwiła mnie decyzja Hansa o wspólnym dowodzeniu, ale cieszyłam się, bałam się, że Dymitr pod wpływem wspomnień może podczas akcji być ciut mniej efektywny.
-Teraz możecie już iść, zobaczymy się jutro.
Wyszliśmy od Hansa. Dymitr nadal się nic nie odzywał, unikał mego wzroku.
-Dymitr- zaczęłam niepewnie- ja wiem, że dla Ciebie ta akcja w Nowosybirsku będzie trudna, ale...
-Nie. Ty nic nie wiesz!- rzucił ostro.
W jego słowach było tyle gniewu, że nie miałam chęci dalej z nim rozmawiać. Weszliśmy do domu. Dymitr udał się do takiego swojego pokoiku gdzie były jego ukochane książki, a ja udałam się do sypialni. Zamknęłam drzwi za sobą. Poszłam do łazienki. Dopiero, gdy zanurzyłam się w gorącej wodzie wszystko zaczęłam sobie uświadamiać. Nowosybirsk. Tak, to będzie ciężka akcja. Wyszłam z wanny. Przebrałam się w piżamę i położyłam się do łóżka. ,,Nie. Ty nic nie wiesz!" w głowie ciągle huczały mi jego słowa. Wypowiedziane tak gniewnie, wręcz z nienawiścią, jakbym była odpowiedzialna za całe to zło, za to, że Dymitr stał się strzygą. A może jednak to prawda? Może gdyby nie te cudowne chwile w wartowni Dymitr byłby bezpieczny i nie przebudzili by go? Po długich rozmyślaniach zasnęłam.
W środku nocy ze snu wyrwał mnie hałas. Jakby ktoś kopał w drewno. No tak... Dopiero teraz zlokalizowałam hałas. Dymitr rozwalał drzwi.
-Rose wpuść mnie, natychmiast!- wrzasnął.
Trzask! Trzask! Trzask! I było po drzwiach.
-Myślisz, że możesz tak po prostu zamykać drzwi przede mną?- krzyczał.
-Wyjdź Dymitr. Nie chce z tobą rozmawiać.
-Jakto nie chcesz?- wciąż krzyczał
-Po prostu nie chce.
Łzy napłynęły mi do oczu. Pobiegłam do garderoby. Szybko się przebrałam, chwyciłam torebkę, wrzuciłam kilka kosmetyków i jakąś bluzę i wybiegłam z mieszkania. Wbiegłam do takiego niby parku. Trochę drzewek, ale za mały na park. Słyszałam, że Dymitr mnie woła, ale tu mnie nie znajdzie. Usiadłam na trawie. Zaczęłam płakać. Nie hamowałam już łez, pozwoliłam im płynąć, zostawiając słone ścieżki na mojej twarzy.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
-Strzyg jest około piętnastu. Dostaniecie siedemnastu strażników plus wy. Wylatujecie za trzy dni. Do tego czasu zapoznajcie się z planem miasta i informacjami jakie udało nam się zebrać.
Razem z nami dziewiętnastu strażników na piętnaście strzyg. Mała przewaga. Będzie ciężko.
-Dowodzić będziecie oboje. Dymitr ze względu na przeszłość, a ty Rose w końcu też tam byłaś zabijając nie jedną strzygę. Jutro o dziesiątej spotkamy się tutaj wszyscy i opracujemy plan.
Zdziwiła mnie decyzja Hansa o wspólnym dowodzeniu, ale cieszyłam się, bałam się, że Dymitr pod wpływem wspomnień może podczas akcji być ciut mniej efektywny.
-Teraz możecie już iść, zobaczymy się jutro.
Wyszliśmy od Hansa. Dymitr nadal się nic nie odzywał, unikał mego wzroku.
-Dymitr- zaczęłam niepewnie- ja wiem, że dla Ciebie ta akcja w Nowosybirsku będzie trudna, ale...
-Nie. Ty nic nie wiesz!- rzucił ostro.
W jego słowach było tyle gniewu, że nie miałam chęci dalej z nim rozmawiać. Weszliśmy do domu. Dymitr udał się do takiego swojego pokoiku gdzie były jego ukochane książki, a ja udałam się do sypialni. Zamknęłam drzwi za sobą. Poszłam do łazienki. Dopiero, gdy zanurzyłam się w gorącej wodzie wszystko zaczęłam sobie uświadamiać. Nowosybirsk. Tak, to będzie ciężka akcja. Wyszłam z wanny. Przebrałam się w piżamę i położyłam się do łóżka. ,,Nie. Ty nic nie wiesz!" w głowie ciągle huczały mi jego słowa. Wypowiedziane tak gniewnie, wręcz z nienawiścią, jakbym była odpowiedzialna za całe to zło, za to, że Dymitr stał się strzygą. A może jednak to prawda? Może gdyby nie te cudowne chwile w wartowni Dymitr byłby bezpieczny i nie przebudzili by go? Po długich rozmyślaniach zasnęłam.
W środku nocy ze snu wyrwał mnie hałas. Jakby ktoś kopał w drewno. No tak... Dopiero teraz zlokalizowałam hałas. Dymitr rozwalał drzwi.
-Rose wpuść mnie, natychmiast!- wrzasnął.
Trzask! Trzask! Trzask! I było po drzwiach.
-Myślisz, że możesz tak po prostu zamykać drzwi przede mną?- krzyczał.
-Wyjdź Dymitr. Nie chce z tobą rozmawiać.
-Jakto nie chcesz?- wciąż krzyczał
-Po prostu nie chce.
Łzy napłynęły mi do oczu. Pobiegłam do garderoby. Szybko się przebrałam, chwyciłam torebkę, wrzuciłam kilka kosmetyków i jakąś bluzę i wybiegłam z mieszkania. Wbiegłam do takiego niby parku. Trochę drzewek, ale za mały na park. Słyszałam, że Dymitr mnie woła, ale tu mnie nie znajdzie. Usiadłam na trawie. Zaczęłam płakać. Nie hamowałam już łez, pozwoliłam im płynąć, zostawiając słone ścieżki na mojej twarzy.
niedziela, 7 sierpnia 2016
ROZDZIAŁ 6
Obudziłam się wtulona w Dymitra. Zauważyłam, że jeszcze śpi. Nie chcąc go budzić postanowiłam się nie ruszać. Przekręciłam tylko głowę, aby mieć lepszy widok na ukochanego. Nawet spiąć jest cholernie seksowny. Niesforne kosmyki włosów opadały mu na czoło i policzek. Właśnie się uśmiechnął, pewnie śni mu się coś miłego. Zaczął delikatnie się przekręcać, budząc się.
-Długo już nie śpisz Roza?- spytał jeszcze trochę zaspany.
-Niedawno się obudziłam. Jak się spało?
-Bardzo dobrze- odpowiedział uśmiechając się leniwie- a tobie?
-Też dobrze. A zdradzisz Towarzyszu co Ci się śniło?
-Piękny sen. Ty i ja przed domkiem w górach z gromadą dzieci. A czemu pytasz?
Na wspomnienie o dzieciach mina mi trochę zrzedła. Nigdy nie będę mogła dać Dymitrowi tego czego najbardziej pragnie, czyli dziecka.
-Bo się uśmiechałeś przez sen.
-Mając taki piękny sen ciężko się nie uśmiechać.
-Dymitr nie żałujesz?
-Czego?- spytał lekko zdziwiony.
-Tego w wartowni, że nie wybrałeś Taszy, że wtedy uciekłeś ze mną z Dworu. Tasza mogłaby Ci dać dzieci. Wiem, że o tym marzysz. Ja Ci ich nie mogę dać- miałam wymieniać dalej, ale Dymitr przyłożył mi palec do ust nakazując milczenie.
-Roza- zadrżałam, gdy wymówił moje imię- nie. Nie żałuję żadnej z tych rzeczy. Pamiętasz co Sonia mówiła o naszych aurach? Są dla siebie stworzone. Tylko przy sobie możemy czuć się naprawdę szczęśliwi. Roza jesteś moim słońcem, dniem i nocą, radością, wszystkim co najlepsze, jesteś moim życiem. Mam najpiękniejszą kobietę na świecie, która dla wielu jest wzorem. Mogę z nią dzielić swoje życie. Tylko ona wie jaki jestem naprawdę. Tylko przy niej umiem się otworzyć w pełni. To ona mnie ocaliła. Gdyby nie ona to już dawno by mnie nie było. Nie, nie żałuję, bo mam Ciebie Roza i jesteś dla mnie wszystkim czego pragnę.
Do oczu napłynęły mi łzy. Nie mogłam tego opanować ze wzruszenia.
-Ja tiebia lubliu Dymitr.
-Ja tiebia toże lubliu Roza. Nie płacz skarbie. Kocham Cię najmocniej na świecie. Jesteś dla mnie wszystkim.
-Dziękuję, że jesteś Dymitr.
Nic więcej nie zdążyłam powiedzieć bo Dymitr zaczął mnie całować. Oddałam pocałunek, a on z coraz większą żarliwością wbijał się w moje usta.
-Dymitr...- powiedziałam odrywając się od niego- nie możemy teraz. Zapomniałeś? Hans nas wzywa.
-Och... no tak. Chodźmy się ubrać.
Ubrani ruszyliśmy do biura strażników do Hansa.
-Cześć Hans.
-Hathaway czy ty nigdy nie nauczysz się pukać?
-Chyba nie. Więc po co nas wzywałeś?
-W Rosji, w Nowosybirsku działa banda strzyg. Zaczęła atakować w szkołach. Trzeba ich zlikwidować.
Widziałam jak Dymitr się spiął na wieść o Nowosybirsku, w sumie ja też odczuwam lęk przed tym miejscem.
-Długo już nie śpisz Roza?- spytał jeszcze trochę zaspany.
-Niedawno się obudziłam. Jak się spało?
-Bardzo dobrze- odpowiedział uśmiechając się leniwie- a tobie?
-Też dobrze. A zdradzisz Towarzyszu co Ci się śniło?
-Piękny sen. Ty i ja przed domkiem w górach z gromadą dzieci. A czemu pytasz?
Na wspomnienie o dzieciach mina mi trochę zrzedła. Nigdy nie będę mogła dać Dymitrowi tego czego najbardziej pragnie, czyli dziecka.
-Bo się uśmiechałeś przez sen.
-Mając taki piękny sen ciężko się nie uśmiechać.
-Dymitr nie żałujesz?
-Czego?- spytał lekko zdziwiony.
-Tego w wartowni, że nie wybrałeś Taszy, że wtedy uciekłeś ze mną z Dworu. Tasza mogłaby Ci dać dzieci. Wiem, że o tym marzysz. Ja Ci ich nie mogę dać- miałam wymieniać dalej, ale Dymitr przyłożył mi palec do ust nakazując milczenie.
-Roza- zadrżałam, gdy wymówił moje imię- nie. Nie żałuję żadnej z tych rzeczy. Pamiętasz co Sonia mówiła o naszych aurach? Są dla siebie stworzone. Tylko przy sobie możemy czuć się naprawdę szczęśliwi. Roza jesteś moim słońcem, dniem i nocą, radością, wszystkim co najlepsze, jesteś moim życiem. Mam najpiękniejszą kobietę na świecie, która dla wielu jest wzorem. Mogę z nią dzielić swoje życie. Tylko ona wie jaki jestem naprawdę. Tylko przy niej umiem się otworzyć w pełni. To ona mnie ocaliła. Gdyby nie ona to już dawno by mnie nie było. Nie, nie żałuję, bo mam Ciebie Roza i jesteś dla mnie wszystkim czego pragnę.
Do oczu napłynęły mi łzy. Nie mogłam tego opanować ze wzruszenia.
-Ja tiebia lubliu Dymitr.
-Ja tiebia toże lubliu Roza. Nie płacz skarbie. Kocham Cię najmocniej na świecie. Jesteś dla mnie wszystkim.
-Dziękuję, że jesteś Dymitr.
Nic więcej nie zdążyłam powiedzieć bo Dymitr zaczął mnie całować. Oddałam pocałunek, a on z coraz większą żarliwością wbijał się w moje usta.
-Dymitr...- powiedziałam odrywając się od niego- nie możemy teraz. Zapomniałeś? Hans nas wzywa.
-Och... no tak. Chodźmy się ubrać.
Ubrani ruszyliśmy do biura strażników do Hansa.
-Cześć Hans.
-Hathaway czy ty nigdy nie nauczysz się pukać?
-Chyba nie. Więc po co nas wzywałeś?
-W Rosji, w Nowosybirsku działa banda strzyg. Zaczęła atakować w szkołach. Trzeba ich zlikwidować.
Widziałam jak Dymitr się spiął na wieść o Nowosybirsku, w sumie ja też odczuwam lęk przed tym miejscem.
piątek, 5 sierpnia 2016
ROZDZIAŁ 5
Posty będę wstawiać co 2 dni.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Drogę do domu pokonaliśmy w jeszcze krótszym czasie niż jak jechaliśmy do ojca. Nie rozmawialiśmy za dużo, wymieniliśmy tylko kilka uwag i tyle z rozmowy. Chociaż Dymitr nie dawał tego po sobie poznać wiedziałam, że nurtuje go to o czym rozmawiałam z ojcem. Tak jak sądziłam, gdy tylko weszliśmy do domu, wziął mnie za rękę i zaprowadził do salonu. Usiedliśmy na kanapie. Cały czas trzymając mnie za rękę, spojrzał mi głęboko w oczy.
-Roza, powiesz co chciałaś od ojca?
-Dymitr chciałabym, ale nie mogę.
-Och Roza. Czemu ukrywasz coś przede mną?
-To nie jest tak, że ukrywam. Powiedzmy, że planuję nam małe wakacje. Obiecuję, że powiem Ci o wszystkim w swoim czasie.
-Roza, Roza- mruknął kręcąc głową- mam nadzieję, że nie pakujesz się w żadne kłopoty.
-Nie Towarzyszu. Tym razem będzie bez żadnych kłopotów.
Przyciągnęłam go do siebie całując delikatnie. Oddał pocałunek mocniej. Całowaliśmy się długo, aż mój brzuch dał o sobie znać, że potrzebuje jedzenia.
-Chodź Roza, zrobię coś do jedzenia.
Siadłam przy stole w kuchni patrząc jak mój ukochany gotuję kurczaka z warzywami.
-Może Ci pomóc Towarzyszu?
-Jak chcesz to pokrój warzywa.
Po jakimś czasie Dymitr postawił na stole talerze z jedzeniem. Jak zwykle wszystko co zrobił Dymitr było pyszne.
-Dymitr, a może pojechalibyśmy do ZOO?
-Czemu nie. Właściwie dawno nie byłem w ZOO.
Tak więc po obiedzie przebraliśmy się i ruszyliśmy w drogę do ZOO.
Na miejscu bawiłam się równie dobrze jak małe dziecko będące pierwszy raz w ZOO. Wspólnie z Dymitrem zrobiliśmy masę zdjęć. Będzie z czego się pośmiać. Zauważyłam też, że mój ukochany nieco się rozluźnił i odsłonił delikatnie swoją maskę strażnika. Wychodząc z ZOO oboje się śmialiśmy.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam, że taki słaby rozdział, ale obiecuję, że w następnym się poprawię :))
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Drogę do domu pokonaliśmy w jeszcze krótszym czasie niż jak jechaliśmy do ojca. Nie rozmawialiśmy za dużo, wymieniliśmy tylko kilka uwag i tyle z rozmowy. Chociaż Dymitr nie dawał tego po sobie poznać wiedziałam, że nurtuje go to o czym rozmawiałam z ojcem. Tak jak sądziłam, gdy tylko weszliśmy do domu, wziął mnie za rękę i zaprowadził do salonu. Usiedliśmy na kanapie. Cały czas trzymając mnie za rękę, spojrzał mi głęboko w oczy.
-Roza, powiesz co chciałaś od ojca?
-Dymitr chciałabym, ale nie mogę.
-Och Roza. Czemu ukrywasz coś przede mną?
-To nie jest tak, że ukrywam. Powiedzmy, że planuję nam małe wakacje. Obiecuję, że powiem Ci o wszystkim w swoim czasie.
-Roza, Roza- mruknął kręcąc głową- mam nadzieję, że nie pakujesz się w żadne kłopoty.
-Nie Towarzyszu. Tym razem będzie bez żadnych kłopotów.
Przyciągnęłam go do siebie całując delikatnie. Oddał pocałunek mocniej. Całowaliśmy się długo, aż mój brzuch dał o sobie znać, że potrzebuje jedzenia.
-Chodź Roza, zrobię coś do jedzenia.
Siadłam przy stole w kuchni patrząc jak mój ukochany gotuję kurczaka z warzywami.
-Może Ci pomóc Towarzyszu?
-Jak chcesz to pokrój warzywa.
Po jakimś czasie Dymitr postawił na stole talerze z jedzeniem. Jak zwykle wszystko co zrobił Dymitr było pyszne.
-Dymitr, a może pojechalibyśmy do ZOO?
-Czemu nie. Właściwie dawno nie byłem w ZOO.
Tak więc po obiedzie przebraliśmy się i ruszyliśmy w drogę do ZOO.
Na miejscu bawiłam się równie dobrze jak małe dziecko będące pierwszy raz w ZOO. Wspólnie z Dymitrem zrobiliśmy masę zdjęć. Będzie z czego się pośmiać. Zauważyłam też, że mój ukochany nieco się rozluźnił i odsłonił delikatnie swoją maskę strażnika. Wychodząc z ZOO oboje się śmialiśmy.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam, że taki słaby rozdział, ale obiecuję, że w następnym się poprawię :))
wtorek, 2 sierpnia 2016
ROZDZIAŁ 4
Ze względu na wczorajsze komentarze postanowiłam dodać szybciej rozdział.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Obudziłam się bardzo wyspana. Od dziś jesteśmy z Dymitrem na miesięcznym urlopie, bo Lissa z Chrystianem wyjechali na wakacje z innymi strażnikami. Dopiero po chwili zauważyłam, że leżę sama w łóżku. Dymitr gdzieś zniknął. Pewnie poszedł do kuchni zrobić nam śniadanie.
Przechodząc przez salon natknęłam się na niego. Spał na kanapie trzymając w dłoniach jeden ze swoich ulubionych westernów. Musiał zasnąć podczas czytania. Zabrałam mu książkę z rąk i przykryłam kocem. Już myślałam, że go tym obudziłam, ale on tylko coś mruknął i przekręcił się na drugi bok. Postanowiłam, że dziś to ja nam zrobię śniadanie. Po dłuższym namyśle zdecydowałam się na jajecznicę. Nie raz widziałam jak robił ją Dymitr, to nie może być trudne. Wyjęłam jajka, rozgrzałam patelnie i zaczęłam smażyć. Nawet nie szło mi najgorzej. Gdy wykładałam na talerze, w progu pojawił się Dymitr.
-Od kiedy to moja Roza coś gotuję?- spytał z uśmiechem na ustach.
-Od kiedy jej Towarzysz zasypia z westernem na rękach.
Oboje zaczęliśmy się śmiać. Ta moja jajecznica nie była taka najgorsza. Oczywiście nie była tak dobra jak robi Dymitr, ale była niczego sobie. Po śniadaniu pozmywaliśmy wspólnie.
-Dymitr może pojechalibyśmy dziś do mojego ojca?
-W sumie czemu nie.
Do willi mojego ojca dojechaliśmy w niecałą godzinę. Przy bramie powitał nas strażnik, sprawdzając czy nie przewozimy żadnych strzyg. W drzwiach czekał już na nas mój ojciec.
-Witaj staruszku.
-Dzień dobry panie Mazur.
-Cześć dzieciaki. Dymitr tyle razy Ci już mówiłem żebyś mówił do mnie po imieniu. Chodźcie na górę pokaże Wam mojego gościa. Spodoba Wam się. Weszliśmy do salonu, a na kanapie siedział nie kto inny, a... moja matka.
-Cześć mamo.
-O! Cześć Rose, cześć Dymitr- rzuciła od niechcenia.
-Tato mam pewną sprawę do Ciebie. Moglibyśmy porozmawiać na osobności?-zaczęłam.
-No tak... Czego mogłem się spodziewać. Logiczne, że nie przyjechałaś tu bezinteresownie, ale chodźmy.
Po rozmowie z ojcem, wróciliśmy do salonu jak gdyby nigdy nic. Wiedziałam, że Dymitr będzie pytać o co chodzi, ale narazie nic nie mogłam mu powiedzieć. Przynajmniej nie teraz.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Obudziłam się bardzo wyspana. Od dziś jesteśmy z Dymitrem na miesięcznym urlopie, bo Lissa z Chrystianem wyjechali na wakacje z innymi strażnikami. Dopiero po chwili zauważyłam, że leżę sama w łóżku. Dymitr gdzieś zniknął. Pewnie poszedł do kuchni zrobić nam śniadanie.
Przechodząc przez salon natknęłam się na niego. Spał na kanapie trzymając w dłoniach jeden ze swoich ulubionych westernów. Musiał zasnąć podczas czytania. Zabrałam mu książkę z rąk i przykryłam kocem. Już myślałam, że go tym obudziłam, ale on tylko coś mruknął i przekręcił się na drugi bok. Postanowiłam, że dziś to ja nam zrobię śniadanie. Po dłuższym namyśle zdecydowałam się na jajecznicę. Nie raz widziałam jak robił ją Dymitr, to nie może być trudne. Wyjęłam jajka, rozgrzałam patelnie i zaczęłam smażyć. Nawet nie szło mi najgorzej. Gdy wykładałam na talerze, w progu pojawił się Dymitr.
-Od kiedy to moja Roza coś gotuję?- spytał z uśmiechem na ustach.
-Od kiedy jej Towarzysz zasypia z westernem na rękach.
Oboje zaczęliśmy się śmiać. Ta moja jajecznica nie była taka najgorsza. Oczywiście nie była tak dobra jak robi Dymitr, ale była niczego sobie. Po śniadaniu pozmywaliśmy wspólnie.
-Dymitr może pojechalibyśmy dziś do mojego ojca?
-W sumie czemu nie.
Do willi mojego ojca dojechaliśmy w niecałą godzinę. Przy bramie powitał nas strażnik, sprawdzając czy nie przewozimy żadnych strzyg. W drzwiach czekał już na nas mój ojciec.
-Witaj staruszku.
-Dzień dobry panie Mazur.
-Cześć dzieciaki. Dymitr tyle razy Ci już mówiłem żebyś mówił do mnie po imieniu. Chodźcie na górę pokaże Wam mojego gościa. Spodoba Wam się. Weszliśmy do salonu, a na kanapie siedział nie kto inny, a... moja matka.
-Cześć mamo.
-O! Cześć Rose, cześć Dymitr- rzuciła od niechcenia.
-Tato mam pewną sprawę do Ciebie. Moglibyśmy porozmawiać na osobności?-zaczęłam.
-No tak... Czego mogłem się spodziewać. Logiczne, że nie przyjechałaś tu bezinteresownie, ale chodźmy.
Po rozmowie z ojcem, wróciliśmy do salonu jak gdyby nigdy nic. Wiedziałam, że Dymitr będzie pytać o co chodzi, ale narazie nic nie mogłam mu powiedzieć. Przynajmniej nie teraz.
poniedziałek, 1 sierpnia 2016
ROZDZIAŁ 3
Do czasu przyniesienia potraw żadne z nas się nie odezwało. Przyszedł kelner z daniami.
-Dla pani, dla pana- to mówiąc postawił przed nami talerze.- Życzę smacznego i mam nadzieję, że będzie państwu smakować.
Wzięłam pierwszy kęs do ust. Było pyszne.
-I jak smakuję Ci, Roza?
-Jest pyszne. Dziękuję Dymitr za dzisiaj. jest cudownie.
-Roza, to jeszcze nie koniec na dziś.
Uniosłam pytająco brew, na co on uśmiechnął się chytrze. Wiedziałam, że nic więcej mi nie zdradzi.
Po kolacji Dymitr chwycił mnie za rękę i zaczął prowadzić w stronę wyjścia. Gdy tylko wyszliśmy, podjechał po nas samochód. Wysiedliśmy z auta. Po jakiejś pół godzinnej jeździe, samochód się zatrzymał. Wysiedliśmy z niego, a Dymitr wciąż trzymając mnie za rękę prowadził wzdłuż lasu. Po 10 minutach byliśmy na miejscu. Znajdowaliśmy się na niewielkiej polanie przy brzegu strumyka. Księżyc odbijał się w tafli wody. Było cudownie.
-Roza mam coś dla Ciebie- powiedział Dymitr podając mi małe pudełeczko.
Otworzyłam, a w środku ujrzałam piękny łańcuszek z dwiema zawieszkami sercem i malutkim srebrnym sztylecikiem. Od razu przypomniało mi się jak byliśmy na moście, kiedy próbowałam zabić Dymitra, kiedy był jeszcze strzygą.
-Chciałbym, aby ten naszyjnik symbolizował moją miłość do Ciebie i żeby przypominał Ci o tym, że moje serce należy tylko do Ciebie i tylko ty je możesz mi odebrać.
Łzy stanęły mi w oczach.
-Ja tiebia lubliu Dymitr- tylko tyle zdołałam powiedzieć, ale wiedziałam, że to wyraża więcej niż tysiąc słów.
-Ja tiebia toże lubliu Roza- powiedział całując mnie. Całowaliśmy się coraz mocniej i bardziej łapczywie.
-Roza, czas wracać- powiedział odrywając się ode mnie- chodź, chodź skarbie.
Drogę do domu pokonaliśmy wyjątkowo szybko. Odwoził nas ten sam dampir co odwoził z restauracji. Gdy tylko otworzyliśmy drzwi od domu przestaliśmy się kontrolować, nasza samokontrola została za drzwiami. Zaczęliśmy się łapczywie całować, wręcz lekko brutalnie, ściągając z siebie ubrania. Wchodząc do sypialni byliśmy już w samej bieliźnie. W sypialni trochę zwolniliśmy. Kochaliśmy się powoli i namiętnie. To była długa noc...
-Dla pani, dla pana- to mówiąc postawił przed nami talerze.- Życzę smacznego i mam nadzieję, że będzie państwu smakować.
Wzięłam pierwszy kęs do ust. Było pyszne.
-I jak smakuję Ci, Roza?
-Jest pyszne. Dziękuję Dymitr za dzisiaj. jest cudownie.
-Roza, to jeszcze nie koniec na dziś.
Uniosłam pytająco brew, na co on uśmiechnął się chytrze. Wiedziałam, że nic więcej mi nie zdradzi.
Po kolacji Dymitr chwycił mnie za rękę i zaczął prowadzić w stronę wyjścia. Gdy tylko wyszliśmy, podjechał po nas samochód. Wysiedliśmy z auta. Po jakiejś pół godzinnej jeździe, samochód się zatrzymał. Wysiedliśmy z niego, a Dymitr wciąż trzymając mnie za rękę prowadził wzdłuż lasu. Po 10 minutach byliśmy na miejscu. Znajdowaliśmy się na niewielkiej polanie przy brzegu strumyka. Księżyc odbijał się w tafli wody. Było cudownie.
-Roza mam coś dla Ciebie- powiedział Dymitr podając mi małe pudełeczko.
Otworzyłam, a w środku ujrzałam piękny łańcuszek z dwiema zawieszkami sercem i malutkim srebrnym sztylecikiem. Od razu przypomniało mi się jak byliśmy na moście, kiedy próbowałam zabić Dymitra, kiedy był jeszcze strzygą.
-Chciałbym, aby ten naszyjnik symbolizował moją miłość do Ciebie i żeby przypominał Ci o tym, że moje serce należy tylko do Ciebie i tylko ty je możesz mi odebrać.
Łzy stanęły mi w oczach.
-Ja tiebia lubliu Dymitr- tylko tyle zdołałam powiedzieć, ale wiedziałam, że to wyraża więcej niż tysiąc słów.
-Ja tiebia toże lubliu Roza- powiedział całując mnie. Całowaliśmy się coraz mocniej i bardziej łapczywie.
-Roza, czas wracać- powiedział odrywając się ode mnie- chodź, chodź skarbie.
Drogę do domu pokonaliśmy wyjątkowo szybko. Odwoził nas ten sam dampir co odwoził z restauracji. Gdy tylko otworzyliśmy drzwi od domu przestaliśmy się kontrolować, nasza samokontrola została za drzwiami. Zaczęliśmy się łapczywie całować, wręcz lekko brutalnie, ściągając z siebie ubrania. Wchodząc do sypialni byliśmy już w samej bieliźnie. W sypialni trochę zwolniliśmy. Kochaliśmy się powoli i namiętnie. To była długa noc...
sobota, 30 lipca 2016
ROZDZIAŁ 2
Dziś Dymitr i ja mieliśmy razem służbę, bo Lissa i Christian organizowali uroczysty obiad dla przedstawicieli rodzin królewskich. Staliśmy pod ścianą bacznie obserwując otoczenie i naszych podopiecznych. Zaraz koniec naszej zmiany.
-Strażniczko Hathaway, Strażniku Bielikow- usłyszeliśmy jednocześnie- koniec waszej zmiany.
-To co Towarzyszu, pora iść do domu.
-Wiesz, Roza, właściwie to mam inne plany na wieczór
-Jakie?
-Niespodzianka. Chodź do domu się przebrać i o ósmej wychodzimy.
W domu byliśmy już po chwili. Poszłam do łazienki wziąć szybki prysznic.
-Mogę się przyłączyć?- spytał Dymitr
-Jasne.
Zaraz staliśmy już razem pod prysznicem, myjąc się nawzajem. Właśnie myłam tors ukochanego, kiedy to on bez ostrzeżenia gwałtownie mnie przyciągnął i wszedł we mnie. Pisnęłam z zaskoczenia, lecz w tym samym momencie zaczęliśmy się całować. Dymitr poruszał się we mnie pewnie i szybko. Po chwili oboje doszliśmy.
-Kocham Cię Dymitr.
-Ja Ciebie też Roza.
Poszliśmy się ubrać. Założyłam czarną sukienkę bez ramiączek. Góra przylegała do ciała, a od pasa w dół rozszerzał się tiulowy materiał. Włosy zostawiłam luźno, zrobiłam tylko lekkie fale. Całość dopełniłam delikatnym makijażem. Poczułam silne, znajome ręce na biodrach.
-Wyglądasz pięknie Roza- mruknął mi do ucha.
-Ty też Dymitr.
Ubrał idealnie skrojony granatowy garnitur. Wyglądał bosko.
-Chodźmy już Roza, bo się spóźnimy.
Po dwóch godzinach drogi dotarliśmy do restauracji. Nie była to byle jaka restauracja, ale jedna z tych ekskluzywnych i przy tym bardzo drogich.
-Dobry wieczór państwu. Na jakie nazwisko jest rezerwacja?- zaraz po wejściu podszedł do nas kelner.
-Bielikow.- odparł Dymitr.
Podążaliśmy za kelnerem przez całą salę. O dziwo prowadził nas do schodów, którymi raczej nie podążają zwykli goście. Schody prowadziły na taras, na którym był przygotowany stolik dla dwóch osób. W tle płynęła jakaś spokojna, nastrojowa muzyka. Na stole stały świece. Wszystko było udekorowane różami.
-Proszę tu są karty dla państwa- powiedział kelner podając menu- Wrócę do państwa za chwilę, aby przyjąć zamówienie.
Zaczęłam przeglądać potrawy z karty. Same włoskie dania. Zdecydowałam się na ravioli z grzybami.
-Czy zdecydowali się już państwo?
-Tak dwa razy ravioli z grzybami i wino poprosimy- zamówił Dymitr.
-Strażniczko Hathaway, Strażniku Bielikow- usłyszeliśmy jednocześnie- koniec waszej zmiany.
-To co Towarzyszu, pora iść do domu.
-Wiesz, Roza, właściwie to mam inne plany na wieczór
-Jakie?
-Niespodzianka. Chodź do domu się przebrać i o ósmej wychodzimy.
W domu byliśmy już po chwili. Poszłam do łazienki wziąć szybki prysznic.
-Mogę się przyłączyć?- spytał Dymitr
-Jasne.
Zaraz staliśmy już razem pod prysznicem, myjąc się nawzajem. Właśnie myłam tors ukochanego, kiedy to on bez ostrzeżenia gwałtownie mnie przyciągnął i wszedł we mnie. Pisnęłam z zaskoczenia, lecz w tym samym momencie zaczęliśmy się całować. Dymitr poruszał się we mnie pewnie i szybko. Po chwili oboje doszliśmy.
-Kocham Cię Dymitr.
-Ja Ciebie też Roza.
Poszliśmy się ubrać. Założyłam czarną sukienkę bez ramiączek. Góra przylegała do ciała, a od pasa w dół rozszerzał się tiulowy materiał. Włosy zostawiłam luźno, zrobiłam tylko lekkie fale. Całość dopełniłam delikatnym makijażem. Poczułam silne, znajome ręce na biodrach.
-Wyglądasz pięknie Roza- mruknął mi do ucha.
-Ty też Dymitr.
Ubrał idealnie skrojony granatowy garnitur. Wyglądał bosko.
-Chodźmy już Roza, bo się spóźnimy.
Po dwóch godzinach drogi dotarliśmy do restauracji. Nie była to byle jaka restauracja, ale jedna z tych ekskluzywnych i przy tym bardzo drogich.
-Dobry wieczór państwu. Na jakie nazwisko jest rezerwacja?- zaraz po wejściu podszedł do nas kelner.
-Bielikow.- odparł Dymitr.
Podążaliśmy za kelnerem przez całą salę. O dziwo prowadził nas do schodów, którymi raczej nie podążają zwykli goście. Schody prowadziły na taras, na którym był przygotowany stolik dla dwóch osób. W tle płynęła jakaś spokojna, nastrojowa muzyka. Na stole stały świece. Wszystko było udekorowane różami.
-Proszę tu są karty dla państwa- powiedział kelner podając menu- Wrócę do państwa za chwilę, aby przyjąć zamówienie.
Zaczęłam przeglądać potrawy z karty. Same włoskie dania. Zdecydowałam się na ravioli z grzybami.
-Czy zdecydowali się już państwo?
-Tak dwa razy ravioli z grzybami i wino poprosimy- zamówił Dymitr.
środa, 27 lipca 2016
ROZDZIAŁ 1
-Rose! Rose! Wstawaj! Spóźnisz się na swoją zmianę- poczułam jak ktoś mną delikatnie potrząsa, próbując obudzić.
-Dymitr, jeszcze chwile.
-Dobrze Roza, Czekam na Ciebie w kuchni.
Idąc do kuchni poczułam cudowny zapach. A to co zobaczyłam było jeszcze piękniejsze. Dymitr stał w samych bokserkach i coś smażył, a z jego jeszcze wilgotnych włosów kapały kropelki wody wprost na jego cudowne plecy. Stojąc w progu kuchni miałam na niego idealny widok. Podeszłam i przytuliłam go od tyłu.
-Mmm... Towarzyszu, co tak pięknie pachnie?
-Omlet z dżemem truskawkowym. Siadaj do stołu Roza, zaraz wyłożę na talerz.
Siadłam do stołu i już po chwili mogłam delektować się przepysznym omletem. Nikt nie gotuje tak dobrze jak Dymitr.
-I jak Roza, smakuje Ci?
-Towarzyszu, to jest pyszne. Nikt nie gotuje chociaż w połowie tak dobrze jak ty.
-Chodź już Roza, bo zaraz się spóźnimy, a królowa nie może czekać.
Już po chwili wyszliśmy z domu i szliśmy do naszych podopiecznych, Mieszkaliśmy na dworze, wiec do pracy mieliśmy pięć minut.
Lissa jak zwykle siedziała na tronie, w głównej sali. Dziś wtorek królowa przyjmuje wszystkich interesantów.
-Dzień dobry Wasza Wysokość- powiedziałam kłaniając się przed Lissą.
-Dzień dobry strażniczko Hathaway.
Swoją drogą nie wiem kto wymyślił z tym całym tytułowaniem się. Jakbym po prostu nie mogła powiedzieć "Cześć Lissa".
___________________________________________________________________________________
Dopiero zaczynam prowadzenie tego bloga, więc wszelkie wskazówki będą dla mnie bardzo istotne :)
-Dymitr, jeszcze chwile.
-Dobrze Roza, Czekam na Ciebie w kuchni.
Idąc do kuchni poczułam cudowny zapach. A to co zobaczyłam było jeszcze piękniejsze. Dymitr stał w samych bokserkach i coś smażył, a z jego jeszcze wilgotnych włosów kapały kropelki wody wprost na jego cudowne plecy. Stojąc w progu kuchni miałam na niego idealny widok. Podeszłam i przytuliłam go od tyłu.
-Mmm... Towarzyszu, co tak pięknie pachnie?
-Omlet z dżemem truskawkowym. Siadaj do stołu Roza, zaraz wyłożę na talerz.
Siadłam do stołu i już po chwili mogłam delektować się przepysznym omletem. Nikt nie gotuje tak dobrze jak Dymitr.
-I jak Roza, smakuje Ci?
-Towarzyszu, to jest pyszne. Nikt nie gotuje chociaż w połowie tak dobrze jak ty.
-Chodź już Roza, bo zaraz się spóźnimy, a królowa nie może czekać.
Już po chwili wyszliśmy z domu i szliśmy do naszych podopiecznych, Mieszkaliśmy na dworze, wiec do pracy mieliśmy pięć minut.
Lissa jak zwykle siedziała na tronie, w głównej sali. Dziś wtorek królowa przyjmuje wszystkich interesantów.
-Dzień dobry Wasza Wysokość- powiedziałam kłaniając się przed Lissą.
-Dzień dobry strażniczko Hathaway.
Swoją drogą nie wiem kto wymyślił z tym całym tytułowaniem się. Jakbym po prostu nie mogła powiedzieć "Cześć Lissa".
___________________________________________________________________________________
Dopiero zaczynam prowadzenie tego bloga, więc wszelkie wskazówki będą dla mnie bardzo istotne :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)